Umberto Eco mawiał, że kto czyta książki, ten żyje podwójnie. Wznawianie książek ważnych daje zatem nam, czytelnikom, szansę na życie poczwórne. Warto jej nie zmarnować!
„Żar. Oddech Afryki” po raz pierwszy ukazał się w 2010 roku – równo pół wieku po Roku Afryki, a zatem w momencie, gdy żurnaliści namiętnie dokonywali bilansu epoki postkolonialnej. Mimo że książka od dawna jest niedostępna w księgarniach, to klasyczny, mechaniczny jej reprint nie miałby sensu. W przeciągu siedmiu lat wiele z miejsc opisywanych przez Dariusza Rosiaka uległo metamorfozie. Przede wszystkim zmieniła się afrykańska scena polityczna – pojawili się na niej nowi aktorzy, a część starych odeszła w zapomnienie.
Wydaje się, że zmiany nie ominęły także samego autora. Między jego pierwszą książką z 2001 roku –„Oblicza Wielkiej Brytanii”, a „Ziarnem i krwią. Śladami bliskowschodnich chrześcijan” z 2015 roku widać spore różnice. Wszystkie prace Rosiaka cechuje skupienie się na opisach wyborów tożsamościowych. Ostatnie książki przenoszą jednak czytelnika nad przysłowiowy limes – w przestrzeń krzyżowania się (a często i gwałtownego ścierania) sfer religii i polityki, „światów, które się mijają”, gdzie obcość, inność kulturowa staje się przedmiotem ponurej stygmatyzacji.
„Żar” jest zbiorem krótkich, na ogół kilkunastostronicowych reportaży z: Senegalu, Zimbabwe, Mali, Ghany, Etiopii, Rwandy, DR Konga, Ugandy, Angoli, Kenii, Południowego Sudanu, Tanzanii i RPA. Teksty stanowią efekt serii wojaży zawodowych Rosiaka – reportera radiowej Trójki, wieloletniego pracownika francuskiego radia RFI i BBC – które odbył zbierając materiały do audycji. Nie są to jednak reportaże pisane na kolanie, w przerwach między jednym a drugim nagraniem.
Rosiak, zdecydowawszy się na ponowną publikację „Żaru”, poddał książkę gruntownemu liftingowi. I nie oznaczało to tylko usunięcia literówek (choć Proces Kimberley – system certyfikacji diamentów eliminujący z obrotu tzw. krwawe diamenty – uparcie pozostaje w pracy Procesem Kimberly…). Reportażysta dodał wstęp, w którym zgrabnie dekonstruuje uprzedzenia narosłe wokół „Czarnego Lądu”. Według Rosiaka zasadniczym źródłem stereotypów są trzy, pozornie wykluczające postawy: użalania się nad Afryką, czczenia jej i dominacji nad nią. „Cechą wspólną tych strategii jest fakt – pisze Rosiak – że w ich centrum stawiamy nie Afrykę i Afrykanów, ale siebie”. Autor skutecznie odwraca ową perspektywę, nie wpadając przy tym w pułapkę dyskursu hurraoptymistycznego.
Dziennikarz nie poprzestał na popełnieniu dodatkowego wstępu i rewizji bibliografii (pojawiło się w niej więcej twórców społecznie zaangażowanych, m.in. Peter Godwin, Adam Hochschild i Linda Polman). Dopisał także obszerne fragmenty do kilku rozdziałów, w paru miejscach zaktualizował informacje, wprowadzając przypisy dolne. Przykładowo, do rozdziału „Mali: muzyka dla hipopotama” Rosiak dopisał trzy strony o rewolcie tuareskiej, przejęciu irredenty przez ekstremistów z Al-Kaidy na Ziemiach Islamskiego Maghrebu, interwencji Francuzów i zamachach terrorystycznych. Z kolei w rozdziale „Rwanda: życie po śmierci” pojawił się przypis o referendum konstytucyjnym z 2015 roku, którego wynik pozwala Paulowi Kagame rządzić krajem nawet do 2034 roku.
Wstawki te nie burzą głównej narracji. Nadal jest ona płynna. Rosiak pisze o Afryce z sentymentem, ale bez sentymentalizmu. Żongluje barwnymi opowieściami, unikając tendencji do egzotyzacji. Nieustannie atakuje odbiorcę treści nietuzinkowymi anegdotami. Łączy impresje reportersko-podróżnicze z wnioskowaniem historyka i politologa, rzadziej etnografa. Faktografia nie męczy jednak czytelnika, jest serwowana w zdroworozsądkowy sposób. Do tego – książkę zdobią zdjęcia autorstwa Rosiaka. Fotografie mają niestety w większości charakter pozowany. Na szczęście, nie ma jednak na nich za dużo roześmianych dzieci.
Każdy z tekstów wchodzących w skład antologii został przemyślnie zaprojektowany. Przykładowo, reportaż z Kenii rozpoczyna się od drobiazgowego opisu stadionów w okolicy Eldoret oraz roli lekkoatletyki w Afryce Wschodniej. Następnie dowiadujemy się o zabójstwie jednej z ikon sportu kenijskiego. I dyskretnie przechodzimy do anatomicznej analizy podziałów etnicznych, które popchnęły Kenijczyków do masakr podczas wyborów w 2007 roku. Na koniec pozostawiono kwestię pojednania – problem nadal ważki nie tylko dla elit Kenii.
Kto jest głównym bohaterem „Żaru”? Rosiak stwierdza: „Moim podstawowym celem jest opisywanie zachowań osób przeciętnych, które wyróżniają się tylko trochę, jedynie na tyle, by zwrócić na siebie uwagę podróżującego w pośpiechu”. Bohaterowie Rosiaka są ludźmi z krwi i kości. Podejmują zwykłe, codzienne wybory. Owszem, gdzieś tam w tle majaczy wielka polityka, upadki państw, zamachy stanu, ale także spektakularny wzrost gospodarczy oraz wykuwanie się afrykańskiej klasy średniej.
Konstruując w ten sposób swoją opowieść, Rosiaka potrafi zaciekawić czytelnika, przykuć uwagę także osób Afryką niezainteresowanych. Dziennikarz sprawnie buduje napięcie. Nie popada przy tym w tabloidalną narrację travelbrytów polskiego reportażu, „pokonujących Afrykę wzdłuż i wszerz na jednej nodze, na rękach, na nartach, w wodzie, saniami”. Nawet prowadząc dziennikarskie śledztwo wśród przemytników surowców w Gomie (miejscowości w DR Konga uznawanej za „jądro ciemności”), zachowuje otwartość reporterską. Jest świadom ryzyka, ale unika brawury.
Rosiak szanuje swoich rozmówców. Nie narzeka na nich, „nawet jeśli to modne”. Respondentom wielokrotnie zadaje pytania niewygodne – nigdy nie czyni tego jednak w sposób natarczywy. Często pyta ich za to o marzenia. Kilka razy, kończąc wywiad, konstatuje: „Nie wiedziałem, co mu powiedzieć”.
Tak na dobrą sprawę to wypowiedzi autochtonów stanowią główną oś narracji książki. I to jest właśnie w „Żarze” wyjątkowe – przejmujące świadectwa Afrykanów składają się na pejzaż intrygujący, zachwycający złożonością. Dziennikarz umie słuchać i nie narzuca swojej wizji transformacji globalnego Południa, nie gloryfikuje piewców przyspieszonej modernizacji. Pokazuje koszty alternatywne przemian politycznych i kulturowych. W krytycznych stanowiskach unika jednak moralizatorstwa. Preferuje inną strategię.
Rosiak bywa cyniczny i złośliwy. Słodko-gorzką ironię przekuwa w narzędzie efektywnej krytyki. Najłatwiej można to zauważyć w passusach poświęconych pomocy rozwojowej. Dziennikarz piętnuje turystykę projektową uprawianą przez „aparatczyków humanitaryzmu”. Obnaża pseudoaltruizm „zamroczonej postkolonialnym poczuciem winy” globalnej Północy. Pokazuje zgubny wpływ przemysłu rozwojowego na ekonomiki afrykańskie. Zdaniem Rosiaka, „pomoc rozwojowa zapewnia dyktatorskim reżimom bezkarność wobec elektoratu i właśnie to jest jej największą słabością”.
Autor prowokuje interlokutorów do formułowania sądów niepoprawnych politycznie, burzących zarazem europocentryczne klisze poznawcze. Wysłuchawszy rozmówców Rosiaka, zaczynamy rozumieć, dlaczego Afrykanie cenią Roberta Mugabe, dlaczego głosują na despotów, czemu z otwartymi rękami witają chińskie koncerny i co musiałoby się stać, by zjawiska te przeszły do lamusa historii.
Błażej Popławski
doktor historii, socjolog, autor bloga www.afrykanista.pl