W RPA zapłonęły slumsy imigrantów

afryka.org Bez kategorii W RPA zapłonęły slumsy imigrantów

"Wynocha stąd!" – wołali bojówkarze w dzielnicach nędzy wokół Johannesburga, dokonując pogromów zarobkowych imigrantów z Zimbabwe, Mozambiku, Malawi i innych krajów Afryki. Zabili już kilkadziesiąt osób

Zaczęło się tydzień temu w Alexandrze, przedmieściu Johannesburga, znanym dotąd z ulicznych wystąpień sprzed dziesięcioleci przeciwko rasistowskiemu, białemu reżimowi panującemu w RPA w latach 1948-94. – W środku nocy usłyszałem krzyki na ulicy. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem nadciągający tłum. Szli całą ulicą, śpiewając i tańcząc. Wielu miało w rękach karabiny i maczety – opowiadał Rocky Moyo z Zimbabwe, który w poszukiwaniu zarobku przyjechał do RPA przed trzema laty. – Bili każdego, kto im wpadł w ręce na ulicy. Innych wyciągali z domów i też bili. Wołali też „hamba kwerekwere” – obcy wynocha!Tamtej nocy w pogromie zginęły dwie osoby, a pół setki ludzi skatowanych do nieprzytomności trafiło do szpitali. Napastnicy zgwałcili wiele kobiet, ograbili i puścili z dymem dziesiątki nędznych sklepików, prowadzonych przez cudzoziemców, głównie z Zimbabwe, Mozambiku i Malawi. Kilka dni potem do pogromu doszło w murzyńskim osiedlu Diepsloot pod Pretorią. Według policji bojówkami dowodzili ci sami ludzie, którzy kierowali pogromem w Alexandrze.Nelson Mandela, pierwszy czarnoskóry prezydent RPA i symbol walki z apartheidem, nazwał pogromy hańbą. Poradził rodakom, by przypomnieli sobie, jak całkiem niedawno sami padali ofiarami rasizmu, i dodał, że ksenofobia jest siostrą bliźniaczką apartheidu. Pogromy potępiła Południowoafrykańska Rada Kościołów, która przed laty walczyła z apartheidem. W specjalnych orędziu wezwała rodaków, by nie szukali w przybyszach kozłów ofiarnych, nie próbowali winić ich za swoje niedoskonałości, niepowodzenia i rozczarowania. Anglikański arcybiskup Thabo Makgoba przyjechał do Alexandry, by razem z ofiarami i ich prześladowcami modlić się o pokój i pojednanie. Minister bezpieczeństwa Charles Nqakula powiedział, że atakami przeciwko cudzoziemcom kierowali członkowie przestępczych młodzieżowych gangów, którzy wywołali zamieszki, by bezkarnie dokonać rabunków.Płonące naszyjnikiAle pogromy zamiast się skończyć, rozlały się na niemal wszystkie murzyńskie przedmieścia Johannesburga, a nawet do jego śródmiejskiej dzielnicy Hillbrow. W ostatni weekend zginęły 22 osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. W Reiger Park pewien Zimbabweńczyk został spalony żywcem przy użyciu "płonącego naszyjnika" – podpalonej opony wciśniętej na ciało ofiary. W czasach apartheidu "płonącymi naszyjnikami" zabijano szpicli i kolaborantów rasistowskich władz. Wczoraj, mimo interwencji policji, zamieszki trwały nadal.Tym razem uzbrojone kilkusetosobowe gangi dokonywały pogromów bardzo systematycznie, ulica po ulicy, dom po domu. Do gangów chętnie przyłączała się miejscowa biedota. Poza Zimbabweńczykami i Mozambijczykami dostało się też potomkom osadników z Indii, uważanych w całej Afryce za lichwiarzy i wyzyskiwaczy. Liczba uciekinierów koczujących w policyjnych komisariatach i w kościołach wzrosła po krwawym weekendzie do kilku tysięcy.Do napaści na cudzoziemskich imigrantów zarobkowych dochodziło w RPA już wcześniej. W 1999 r. dwóch imigrantów zginęło pod Pretorią pod kołami pociągu, z którego zostali wypchnięci przez miejscowych. W latach 2005 i 2006 do pogromów i rabunków Somalijczyków doszło w Kapsztadzie. W marcu zamieszki przeciwko cudzoziemcom wybuchły w Pretorii i Johannesburgu. W kwietniu senat Nigerii debatował nad specjalną rezolucją potępiającą pogromy rodaków w Południowej Afryce.RPA od ponad pół wieku pozostaje najbogatszym, najlepiej urządzonym, a od upadku apartheidu także najbardziej liberalnym krajem Czarnego Lądu. Już w 1994 r., po pierwszych wolnych wyborach, w wyniku których władzę w Południowej Afryce przejęła czarnoskóra większość, kraj został zalany przez fale zarobkowych imigrantów. Napływali zewsząd, widząc w RPA krainę złota, gdzie można tylko zarobić, a nigdy nie stracić. Tym bardziej że wspierając przez pół wieku walkę czarnoskórych z Południowej Afryki z apartheidem, ich afrykańscy bracia czuli się ich wierzycielami. Uważali, że Mandela i jego towarzysze powinni się z nimi podzielić bogactwem. Już pod koniec lat 90. w Soweto, najsławniejszym murzyńskim przedmieściu Johannesburga, istniały dzielnice, gdzie mówiono nie po zulusku ani afrykanersku, lecz po francusku i portugalsku. Hillbrow, dzielnica cyganerii, została przejęta przez przybyszów z Nigerii.Nikt nie wie, ilu imigrantów, w ogromnej większości nielegalnych, mieszka dziś w RPA. Tamtejszy Instytut Stosunków Rasowych szacuje ich liczbę między 3 a 5 mln. Połowę z nich stanowią uciekinierzy z sąsiedniego Zimbabwe doprowadzonego za sprawą prezydenta Roberta Mugabego do bankructwa.W RPA, choć od upadku apartheidu upłynęło już 14 lat, ogromna większość mieszkańców też klepie biedę. Akcja afirmatywna przyczyniła się do powstania czarnoskórej klasy średniej i przebogatej elity, które żyją na poziomie białych, ale biedota z czarnych przedmieść wciąż narzeka na 40-procentowe bezrobocie, drożyznę, przestępczość, marne szkoły, brak perspektyw.Nie ma braterstwaZarobkowi imigranci z Afryki nie kupują willi w bogatych przedmieściach Sandton czy Houghton, lecz wynajmują lub budują lepianki w dzielnicach biedoty jak Thokoza czy Alexandra. Miejscowi są przekonani, że przybysze, godząc się na pracę za groszowe stawki, odbierają im zarobek. Winią też przybyszów za handel narkotykami i przestępczość. Tłumaczą, że skoro obcy przebywają w RPA nielegalnie i nigdzie nie są zarejestrowani, łatwo jest im rabować, gwałcić i zabijać, bo policja nigdy nie wie, gdzie ich szukać.- Miejscowi zazdroszczą tym z nas, którym się jakoś powiodło. Widzą sklepik Somalijczyka i krew ich zalewa, że zarabia ich pieniądze. Widzą taksówkę kierowaną przez Zimbabweńczyka i klną, że obcy odbierają im pracę – opowiadał dziennikarzom jeden z uchodźców, ofiara pogromów w Alexandrze. To właśnie od sporu między miejscowymi taksówkarzami a robiącymi im konkurencję przybyszami z Zimbabwe zaczęły się zamieszki w Alexandrze. Taksówkarzy wsparli natychmiast Zulusi z miejscowych hoteli robotniczych, którzy w poszukiwaniu pracy w kopalniach Johannesburga zjechali aż z Natalu.Pogromy są bolesną porażką dla prezydenta Thabo Mbekiego, następcy Mandeli, który kończy swoją drugą i ostatnią pięcioletnią kadencję. Mbeki marzył o afrykańskim renesansie i braterstwie, ale nie przekonał do nich nawet swoich rodaków.Jacob Zuma, następca Mbekiego na stanowisku szefa rządzącej partii, który przymierza się już do startu w wyborach prezydenckich w 2009 r., apeluje: – Nie możemy dopuścić, by z symbolu pojednania nasz kraj stał się symbolem ksenofobii i nienawiści.Wojciech JagielskiŹródło: Gazeta Wyborcza

 Dokument bez tytułu