Coraz więcej książek o Afryce, napisanych przez polskie autorki i autorów, jest wydawanych w Polsce. Dominują pamiętnikarskie zapisy i barwne opowieści, które są rezultatem coraz częstszych wyjazdów na kontynent afrykański. Różnie bywa z ich poziomem literackim. Dziś o jednym pamiętniku, „fantastyce” i pewnym lapidarium.
„Moja babcia Moatina”
Małgorzata Grzesiewicz-Sałacińska wyruszyła w podróż w poszukiwaniu afrykańskich korzeni. Jak sam tytuł sugeruje autorka chciała odnaleźć ślady babci, którą jej dziadek poznał w Afryce. Z pozoru bardzo ciekawa historia. Niestety autorka najmniej miejsca poświęca tytułowej babci. Skutek – więcej w tej książce Grzesiewicz-Sałacińskiej, a znacznie mniej babci. I właściwie nie poznajemy korzeni, tylko liście drzewa rodu Grzesiewiczów.
„Za głosem Sangomy”
Tę książkę zaliczę do klubu fantastyki. Jesteśmy w świecie magii, stworzonym przez jej autorkę. Afryki w tej książce nie ma wcale. Przypomina mi ona raczej obrazek, z dość już odległych czasów, ukazujący pełną stereotypów i fantazji Afrykę, który wygląda mniej więcej tak:
… i nie ma za wiele wspólnego z afrykańską rzeczywistością.
„Afrykańskie lapidarium”
I wreszcie ostatnia pozycja, o charakterze encyklopedycznym. Plusem jest duża porcja wiedzy, przekazana przez autora lapidarium, który część swojego życia spędził w Afryce Południowej. Książka czasami jest dziennikiem, czasami encyklopedią, a na pewno podsumowaniem afrykańskiego okresu w biografii tego, który ją napisał.
Ocena każdej z tych książek należy jednak do Ciebie czytelniku. Bo każdy pisać, a tym bardziej czytać może.