Do polskich księgarni trafia tłumaczenie drugiej książki Jeana Hatzfelda o ludobójstwie w Rwandzie. Afroentuzjaści i tak ją kupią, bo książki o Afryce nadal należą do zbyt rzadkich. Warto polecić tę książkę szerszemu kręgowi odbiorców. Polski czytelnik niezainteresowany Afryką, dzięki tłumaczeniu renomowanego reportażu, uzyskuje rzadką możliwość zrozumienia tragedii społeczeństwa dotkniętego traumą ludobójstwa.
Jean Hatzfeld, urodzony w 1949 roku na Madagaskarze francuski dziennikarz współpracujący m.in. z „Libération”, korespondent wojenny z Bliskiego Wschodu, b. Jugosławii, Konga i Haiti jest autorem trzech książek poświęconych ludobójstwu w Rwandzie: „Sezon maczet” („Une saison de machettes” – 2003; relacje Hutu), „Nagość życia” („Dans le nu de la vie. Récits des marais rwandais” – 2000; relacje Tutsi) i „Strategia antylop” („La stratégie des antilopes” – 2007). Ostatnia z nich w minionym roku uzyskała nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego. W Polsce ukazała się także autobiograficzna powieść „Linia zanurzenia” („La Ligne de flottaison”).
Ludobójstwo, wedle Hatzfelda, to nie krwawa wojna, ale sprawnie realizowany projekt eksterminacji, za który winni są europejscy i rwandyjscy intelektualiści, legitymizujący swym poparciem (lub biernością) wydarzenia w Rwandzie. Reportaż przenosi czytelnika na poziom „mikro”, daje możliwość poznania oddolnych relacji ocalałych z genocydu mieszkańców regionu Nyamata, współczesnego „lieu de memoire” o ludobójstwie, reifikującego w formie ekspozycji muzealnej wspomnienie Tutsi.
Książka stanowi anatomiczną analizę postrzegania świata przez ludzi dotkniętych koszmarem ludobójstwa, która – zdaniem części krytyków – czyni z Hatzfelda propagatora „pornografizmu estetycznego”. Dziennikarz ukazuje kolejne warstwy psychiki ludzkiej: zamknięcie się w sobie oraz silną potrzebę dawania świadectwa. Te dwa, pozornie sprzeczne ze sobą, objawy traumy ludobójstwa są przez Hatzfelda obnażane i chirurgicznie przedstawiane. Zabieg ten nie narusza jednak intymnej indywidualności przeżyć. Dzięki zamieszczeniu obszernych fragmentów spowiedzi ofiar (z całą pewnością dziennikarsko „obrobionych”, świetnie przełożonych kinyarwanda-francuski-polski) czytelnik uzyskuje możliwość zrozumienia znaczenia dawania świadectwa przez ocalonych. Rolą wyznań nie jest przekazanie „prawdziwości” relacji pokrzywdzonych. Hatzfeld świadomie unika przekonywania do czegokolwiek. Tworząc trylogię relacji o Rwandzie, dał możliwość usłyszenia głosu ofiar, katów, jak i impresji jednych i drugich, zmagających się w wyzwaniem pojednania.
Jakie emocje towarzyszyły Tutsi ukrywających się na bagnach? Pytanie to zdaje się być trywialne i postawione niewłaściwie. Spojrzenie na ludobójstwo z bliska początkowo szokuje czytelnika, wywołuje w nim zamęt – nie tylko empatię i współczucie. Dzięki zestawieniu trzynastu drastycznych relacji poznajemy znaczenie ciszy i krzyku na bagnach .
Czas Tutsi przebywających na bagnach załamał się, uległ redefinicji. Stał się wrogiem. Genocyd okazał się cezurą, podzielił czas na „przed”, „w trakcie” i „po”. Z życia wymazane zostały rytuały społeczne, autorytety, wspomnienia piękne i wyjątkowe. Tutsi przestają sięgać myślami poza teraźniejszość. Po ludobójstwie pamięć zanika, jest świadomie eliminowana z obszaru refleksji. Pojawia się przepaść niezrozumienia, a milczenia przywołuje strach, uczucie osamotnienia. Tutsi, mimo iż śmierć im nie grozi, „czują się przygnieceni przez życie”, „porzuceni przez świat”. Wielka nieufność, zagubienie, życie jedynie na „scenie” i wszechobecna alienacja stopniowo znika. Ocaleni nieśmiało spotykają się w „kabaretach” (mianem tym określa się niewielkie social clubs na obrzeżach miasteczek rwandyjskich, gdzie – jakby pisał Habermas – rodzi się sfera publiczna w oparciu o udyskursywnienie relacji międzyludzkich). Przepracowują w nich traumę. Mówienie przynosi im ulgę. Nienawiść słabnie, ale strach rośnie – zwłaszcza w sytuacji kontaktu z nieznanymi ludźmi (na tym większe uznanie zasługuje trud Hatzfelda). Stopniowo „na wpół martwi” przestają „czuć się nadal na bagnach”. Znika odczucie winy z samego faktu przetrwania. Pojawia się świadomość konieczności powrotu do życia, „bo one samo tak zdecydowało”. Dzielenie się wspomnieniami utrwala prawdę o wydarzeniach. Pamięć wybiera jednak ze wspomnień fragmenty, buduje z nich spójną narrację, nie zawsze adekwatną do faktów historycznych. „Pamięć się zmienia, zachowuje listę wspomnień, ale nie potrafią ułożyć ich we właściwym porządku”.
Haztfeld celowo dystansuje się od wyjaśnień akademickich badaczy ludobójstwa. Zrywa także z tradycją reportażu rozumianego jako naturalistyczna narracja, streszczająca fakty. Obiektywizm jest przez niego obalany z dwóch perspektyw. Pierwszą jest świadomy nacisk na literackość eseistycznego przekazu, zakrawający na postmodernizm hybrydalny kolaż wspomnień, wedle zasady „świat przyjmuje część prawdy, a odrzuca resztę” (Hetzfled w jednym z wywiadów explicite formułuje tezę, że domeną dziennikarza jest poznanie, a pisarza zrozumienie). Drugi zabieg to zamieszczenie polifonii wypowiedzi Tutsi, relacji często sprzecznych, lekko korygowanych w późniejszych książkach. Reportaże Hatzfelda noszą w sobie element ewaluacji, powtarzalnych badań umożliwiających ocenę dynamicznych przemian zachodzących w czasie i przestrzeni.
Interesującym zabiegiem jest ukazanie strategii przeżycia – opracowywanych intuicyjnie reguł solidarności międzyludzkiej. Nie tej definiowanej sztucznie na modłę socjologów, lecz zwykłej zażyłości z współdzielenia codzienności. Czytelnik podświadomie oczekuje relacji heroicznych. Reportażysta ukazuje mu pierwotne pragnienie przeżycia i zachowania „zabieranego przez Hutu” człowieczeństwa. Lęk, czekanie, „aż Hutu się opamiętają”, aż „ich szaleństwo zniknie”, zmiana pojmowania wstydu i brudu, biedy, upokorzenie strachem, narastająca nuda, zdziwienie nienękaniem malarią, myśli samobójcze, uporczywe poszukiwanie pretekstu do rezygnacji z życia, depresja – wreszcie nieoczekiwane i zapomniane ocalenie, trudności adaptacyjne, transformacja pojmowania miejsca, ucieczka przed znanymi twarzami, nieumiejętność przebaczenia, zapomnienia. Naturalistyczna relacja, pełna dynamiki, emocji, pytań o obsesję, schorzenia mentalne przytłacza czytelnika psychicznie.
Człek Zachodu wysłałby wszystkich Tutsi na terapię – magiczne słowo, będące a priori panaceum na wszelkie troski, odbudowującym poczucie bezpieczeństwa i spójność percepcji świata. Hatzfeld wybiera inne rozwiązanie. Dla niego istotniejsza jest możliwość przekazania głosu ocalonym, stanowiące sui generis terapię. Warto wysłuchać ocalonych z ludobójstwa, Tutsi, którzy zachowali człowieczeństwo. Lektura książki (zachęcam do zapoznania się z całą trylogią; tłumaczenie ostatniego tomu nakładem wydawnictwa „Czarne” już na jesieni) szokuje, ale budzi także nadzieję. Nie wymuszoną terapią, lecz wynikłą z ludzkiej refleksji.
Błażej Popławski
Bibliografia:
Madelaine Hron, Gukora and Itsembatsemba: The „Ordinary Killers” in Jean Hatzfeld’s Machete Season, „Research in African Literatures” 2011, Vol. 42, s. 125-146
Pierre Michel, L’impasse, Interview de Jean Hatzfeld, http://www.evene.fr/livres/actualite/interview-jean-hatzfeld-strategie-antilopes-977.php
Amélie Petit , Guerre et literature, Interview de Jean Hatzfeld, http://www.evene.fr/livres/actualite/interview-de-jean-hatzfeld-200.php