Na kogo głosuje prawie cała Ruanda

afryka.org Bez kategorii Na kogo głosuje prawie cała Ruanda

„Panie prezydencie, jedynie 7 proc. wyborców nie głosowało na pana. To ogromny sukces! Czego pan jeszcze może chcieć? – Ich nazwisk!” – felieton Dawida Warszawskiego

Ten dowcip, stary jak wybory, opowiadają sobie dziś w Kigali ściszonym głosem, bo za żarty z prezydenta można mieć kłopoty. Ktoś w końcu oderżnął głowę Andre Rwiserece, prezesowi Demokratycznej Partii Zielonych. Ktoś zastrzelił dziennikarza Jeana Leonarda Rugambego. Ktoś strzelał do zbiegłego do RPA byłego dowódcy armii Faustina Nyamwasy. Kto? Nie wiadomo.

I zapewne prokurator generalny słusznie się oburza, że podejrzewa się – choć nie ma na to dowodów – władze ruandyjskie. W końcu prezydent Kagame powiedział jedynie o swych przeciwnikach, że „mogą się powiesić”, a nie – że on to zrobi.

Jednak Nyamwasa był w kontakcie z innym uchodźcą, byłym szefem wywiadu Patrickiem Karegeyą, który te oskarżenia wysunął. A Rugambe pisał o sprawie Nyamwasy.

Jedynie nieznany Rwisereka nie pasuje do tej układanki, ale po co mu było na własną rękę partię zakładać? Nie lepiej założyć partię za zgodą pana prezydenta jak ci jego kontrkandydaci w poniedziałkowych wyborach, którzy razem zdobyli rzeczone 7 proc.? Im włos z głowy nie spadł, choć każdy z nich chciał być prezydentem, ale wszyscy też cały czas mówili, że najlepszym dotąd prezydentem był pan prezydent.

Inny los spotkał tych, którzy nie dosyć, że chcieli być prezydentami, to jeszcze twierdzili, że pan prezydent był prezydentem nie najlepszym. Jeden ma proces o morderstwo, drugi będzie miał o ludobójstwo, a zarazem jemu zaprzeczanie. Mowy oczywiście nie było o tym, by mogli startować. I może to lepiej, bo wzburzony naród mógłby im zrobić krzywdę.

Entuzjazm wyborców, by na prezydenta wybrać pana prezydenta, był tak wielki, że niektóre lokale wyborcze zamknięto dwie godziny po otwarciu, bo zagłosowało 100 proc. wyborców. W innych wybory skończyły się jeszcze wcześniej – wójtowie spędzali ludzi do urn już o 3 rano. W sumie głosowało 98 proc. uprawnionych. I nie było żadnych fałszerstw wyborczych: głosowano, odciskając palec przy nazwisku kandydata. Tę niespotykaną technikę wyborczą zastosowano zapewne dlatego, żeby nikt nie mógł nikogo oszczerczo oskarżyć, że nie głosował na prezydenta – a już zwłaszcza, że nie głosował obecnego prezydenta.

Ruandyjska farsa wyborcza jest groteskowa podwójnie. Nie tylko dlatego, że choć samo głosowanie było poprawne, wyborcom nie dano rzeczywistego wyboru, a zakneblowane media (ponad 30 gazet i stacji radiowych zostało zamkniętych) serwowały jedynie proprezydencką propagandę. Sam Kagame raczył skrytykować prorządowy „New Times” za służalczość i zapowiedział, że stworzy swobodniejszą prasę.

Najbardziej groteskowe było to, że nie ma właściwie wątpliwości, że w uczciwych i wolnych wyborach Kagame i tak by wygrał. Dowódca głównie tutsyjskiej partyzantki RPF, która 16 lat temu obaliła rząd hutyjskich ekstremistów i przerwała ludobójstwo Tutsich (wymordowano ok. 800 tys. ludzi), a w 2000 r. po raz pierwszy został wybrany na prezydenta, naprawdę ma się czym pochwalić. Ruanda jest najmniej skorumpowanym krajem Afryki. Zagraniczne inwestycje i dochody mieszkańców – którzy jako jedyni w Afryce mają powszechne ubezpieczenie zdrowotne – rosną, kraj jest dobrze zarządzany i bezpieczny, a rządy autorytarne to nie dyktatura. Co najważniejsze, nie ma – z wyjątkiem dostępu do najwyższych szczebli władzy – dyskryminacji Hutu. Ale nie ma też rozliczenia wojennych zbrodni RPF, nie ma dyskusji nad polityką prezydenta i nie ma dla niej wyobrażalnej alternatywy.

Gdy pytałem w Ruandzie: „A co będzie, jak Kagame dostanie zawału?”, ludzie milkli i bledli. Prezydent jest przekonany, że jedynie jego osobista legenda powstrzymała w kraju nawrót przemocy, stąd przedwyborcze zastraszanie i wyborcza groteska.

Podobnie rozumował w Jugosławii Josip Broz-Tito i strategia ta się sprawdzała, póki żył. Jugosławia zapłaciła rachunki dopiero po jego śmierci. Kagame także zamierza żyć i prezydentować długo, ale rachunek będzie rósł i tak.

Źródło: Gazeta Wyborcza

 

 Dokument bez tytułu