Kobieta, która zalesiła Afrykę

afryka.org Bez kategorii Kobieta, która zalesiła Afrykę

Wangari Maathai należy dziś do grona 100 najbardziej wpływowych kobiet świata. „Rz” opowiada, dlaczego broni lasów i nie mężczyznom, ale kobietom pokazuje, jak sadzić drzewa. Dzięki niej przybyło ich w Kenii 30 mln. I ponad 100 tys. miejsc pracy.

Rz: Co pani właściwie robi w Afryce?

Wangari Maathai: Przede wszystkim uczę kobiety, jak uprawiać ziemię i sadzić drzewa. Oprócz oczywistego aspektu ochrony środowiska działania te przyczyniły się do zmniejszenia ubóstwa i nędzy. Staram się też przekonać rządy Afryki, że obrona lasów może się przyczynić do rozwoju gospodarki i zmniejszenia biedy w naszym regionie świata, bo sadzenie drzew daje nowe miejsca pracy setkom tysięcy bezrobotnych i biednych ludzi.

Bardzo ważne jest też dla mnie sprowadzenie z Zachodu najnowszych technologii z dziedziny obróbki drewna.

U nas na lasach odbywa się gwałt. Firmy zużywają zaledwie 35 proc. z wyciętego drzewa. Reszta to dla nich śmieci. Ja uczę ich, jak wykorzystywać ścięte drzewo w stu procentach.

Uprawianie ziemi kojarzy się z typowo męskim zajęciem. Dlaczego uczyła pani kobiety, a nie mężczyzn?

W tej części Kenii, z której pochodzę, właśnie kobiety zajmują się rolnictwem.

To one wędrują po kilka kilometrów w poszukiwaniu wody i przynoszą ją do domu. To one zbierają drewno na opał i uprawiają ziemię. Właśnie je trzeba uświadomić, że np. wypalając las, by zwiększyć pola uprawne, powodują wysychanie rzek. Jak wyschnie rzeka, to one nie będą miały wody do picia. Ich dzieci będą umierać z pragnienia. Nie będą miały czym podlewać upraw. Uczę też te kobiety, jak zbierać deszczówkę, by służyła im w domach.

Myślałam, że pani działalność na rzecz kobiet ma związek z ich dyskryminacją?

Wielokrotnie tłumaczyłam już zachodnim feministkom, że w tym rejonie Kenii kobiety cieszą się wielkim szacunkiem mężczyzn, którzy liczą się z ich zdaniem. Jeśli więc kobieta powie: „Nie wypalaj lasu, bo nie będziemy mieli wody w domu”, on się podporządkuje. W dziedzinie rolnictwa kobiety są dla mężczyzn autorytetem.

Nie do końca rozumiem, jak bieda ma się do ekologii. Problemy ekologiczne dotyczą przede wszystkim krajów wysoko rozwiniętych, a nie Afryki…

Bieda wynika w dużej mierze z pustynnienia i erozji ziemi, czyli procesów, które niszczą pola uprawne. Zapobieganie tym procesom poprawia byt ludzi.

W Kenii w szkółkach leśnych powstało ponad 100 tys. tak zwanych zielonych miejsc pracy. Posadziliśmy ponad 30 milionów drzew w miejsce wyciętych lasów. Akcja zalesiania rozprzestrzeniła się też na sąsiednie kraje – Tanzanię, Ugandę, Etiopię, Malawi, Zimbabwe.

W tej chwili wolontariusze działający w Ruchu Zielonego Pasa zajmują się nie tylko organizacją akcji sadzenia drzew, ale również edukacją, popularyzacją praw człowieka i zasad prawidłowego odżywiania.

Czym dla pani jest ekologia?

Dla mnie ekologia to pola, lasy, woda, zwierzęta. Natura. To też ludzie. To wszystko tworzy zamknięty krąg. Jeśli któreś z ogniw zawodzi, zaburza się system. Dlatego tak ważne jest dla mnie, by trafiać do ludzi, którzy są zależni od natury.

A czym dla Afryki jest ekologia?

W wielu krajach zaawansowanych technologicznie ludzie są wyedukowani, mogą oglądać telewizję, słuchać radia, czytać książki, czsopisma. Z każdej strony otaczają ich informacje o tym, co się wokół nich dzieje.

Dokładnie odwrotnie jest z ludźmi, na rzecz których ja pracuję. Oni nie mają globalnego obrazu świata, który ich otacza. Dla nich ważne jest to, z czym mają bezpośredni kontakt. Idąc do nich, nie mówię im o klimacie, topiących się lodowcach czy dziurze ozonowej. Mówię im o polu, które uprawiają. Mówię im o wodzie, której używają, czyli tej, którą czerpią z rzeki. Tam gdzie działam, nie ma kanalizacji. Woda nie leci z kranu. I kiedy rzeka wysycha, jest kryzys. Uczę więc ich budować zbiorniki na deszczówkę. Uczę ich też, jak korzystać z energii słonecznej, by wykorzystywali ją do oświetlania domów zamiast używać drewna, parafiny czy węgla. Afrykańczycy są bardzo zależni od natury, z drugiej strony bardzo łatwo ulegają zachodnim wpływom.

Często bezmyślnie korzystają z osiągnięć cywilizacji krajów Północy, czyli Europy i Ameryki.

W Europie wiele się mówi o powrocie do natury. Że dzięki temu zatrzyma się degradację środowiska. Afrykanie żyją zgodnie z naturą. Jak to się dzieje, że szkodzą środowisku?

Naukowcy mówią, że 20 proc. emisji dwutlenku węgla pochodzi z Afryki. Emitowany jest do atmosfery przez wycinkę lasów, wypalanie ich i innego rodzaju rabunkową gospodarkę rolną. Mnie bardzo zależy na tym, by zatrzymać tę degradację Afryki.

Moim zdaniem państwa Północy powinny ze sobą współpracować. Od lat staram się przekonać tamtejsze rządy, by włączyły się z jednej strony w ratowanie lasów dziewiczych, a z drugiej wsparły zalesianie. Afryka w zamian oferuje im zielone płuca świata.

Co z pani działalności ma przeciętny Afrykańczyk?

Miejsca pracy, pełną miskę, spokój. Kobiety, które sadzą ze mną drzewa, dostają pieniądze za te, które przetrwają pięć lat. Uczą się, jak się nimi opiekować, jak być odpowiedzialną.

Pani Pokojowa Nagroda Nobla była dla wielu środowisk zaskoczeniem?

Dla mnie również. Nie spodziewałam się tego, ale nie będę polemizowała z werdyktem stuletniej, szacownej kapituły. Nie zgadzam się z opinią, że to nagroda tylko za ekologię. Kapituła na to, co robię, spojrzała szerzej. Sadzenie drzew ma dla mnie kilka aspektów.

Przede wszystkim daje ludziom miejsca pracy. Bieda to podstawowy problem całej Afryki, nie tylko Kenii. To ona rodzi zamieszki, a mnie zależy, by w pokojowy sposób rozwiązać konflikty. Zduszać je w zarodku. Kiedy sadzimy drzewa, sadzimy równocześnie nasiona pokoju i nadziei.

Rozmawiała: Dorota Słomczyńska, Rzeczpospolita

Sylwetka

 

 

Wangari Maathai jest laureatką Pokojowej Nagrody Nobla (2004 r.) i nagrody Fundacji Goldmana. Magazyn „Time” przyznał jej tytuł Bohater Planety. Pierwsza kobieta w Afryce Wschodniej z tytułem doktorskim oraz pierwsza w tej części świata kobieta wykładowca. Założycielka Partii Zielonych w Kenii.

Działalność społeczną zaczęła od pracy w Kenijskim Czerwonym Krzyżu. Udzielała się również w Krajowej Radzie Kobiet w Kenii. To właśnie tam po raz pierwszy przedstawiła swoją ideę wspólnotowego sadzenia drzew, by odwrócić skutki wylesiania i pustynnienia Afryki. Jako przeciwniczka grabieżczej gospodarki lasami oraz wykupywania ich przez osoby prywatne weszła w konflikt z władzami Kenii. Broniąc swojej idei, niejeden raz narażała swoje życie: była pobita, a broniąc największego miejskiego parku w Nairobi przed zakusami prezydenta, została ugodzona maczetą. Do dziś o tamtym wydarzeniu przypomina chusta, jaką Maathai nosi na głowie, skrywając bliznę.

Od lat zasiada w parlamencie kenijskim. Pełniła funkcję wiceministra ochrony środowiska i zasobów naturalnych w rządzie Kenii. Była gościem na szczycie klimatycznym COP14 w Poznaniu.

 Dokument bez tytułu