„Wracają afrykańskie upały” – donoszą polskie media. Często możemy ostatnio czytać o ekstremalnych zjawiskach pogodowych z udziałem wysokiej temperatury i słońca. Tymczasem jeśli być precyzyjnym, w Afryce wcale nie jest tak upalnie.
Owszem położenie kontynentu afrykańskiego zobowiązuje. Bo jest równik, są pustynie, dżungle i gdzieś utrwaliła się w naszej świadomości klisza, że ludzie chodzą skąpo ubrani. Nic bardziej mylnego. Kiedy my, nad Wisłą przeżywaliśmy kolejne rekordy ciepła, na południu Afryki, panowała południowoafrykańska „zima” i padał śnieg. Jak donosił serwis snowreport.co.za, skupiający miłośników śniegu z południowoafrykańskich państw, śnieg pojawił się i tego roku.
Skąd zatem twierdzenie afrykańskie upały? Dlaczego nie kubańskie, skoro w Polsce było inne porównanie, Kuba wyspa jak wulkan gorąca? Wiele wskazuje na to, że media ulegają czarowi stereotypów i ta Afryka w rankingu na ekstrema jest najlepszą kandydatką. Tak zresztą ten kontynent kojarzą Polacy i skoro jest daleko ta Afryka, to musi być taka sama, podobna do siebie pod względem ciepła.
To zjawisko działa zresztą i w drugą stronę. Europa północna i wschodnia uznawana jest za zimną, nieprzystępną krainę, czasami doprawianą białym niedźwiedziem na ulicach miast. A skoro chłodny kraj, to i chłodni ludzie. Nikt jednak nie mówi o europejskich chłodach, bo Europa, podobnie jak Afryka, też jest różna.
Tymczasem w RPA prognoza przewidywała temperaturę około 20 stopni Celsjusza. A w Polsce znów miało być upalnie.
Paweł