W poniedziałek zebrał się po raz pierwszy od marcowych wyborów parlament Zimbabwe. Deputowani wybrali przewodniczących niższej izby parlamentu i senatu. Jednak rezultat pierwszego głosowania zaskoczył obóz prezydenta Roberta Mugabe.
Wcześniej wszyscy stawiali na kandydata frakcji rozłamowej z Movement for the Democratic Change (MDC). Tym bardziej, że przywódca rozłamowców, Arthur Mutambara dogadał się wcześniej z Mugabe i wszyscy przewidywali, że Zimbabwe African National Union – Patriotic Front (ZANU-PF) – ugrupowanie stojące za Mugabe – utworzy koalicję z rozłamowym MDC i w ten sposób zapewni sobie minimalną większość głosów.
Stało się inaczej. W poniedziałek wygrał kandydat macierzystego dla rozłamowców MDC, Lovemore Moyo. Zdobył 110 głosów wobec 98, jakie uzbierał Paul Themba Nyathi, kandydat wspomnianych już rozłamowców. Wynik głosowania na przewodniczącego niższej izby parlamentu zaskoczył ZANU-PF, którego deputowani głosowali na Nyathi’ego. Okazało się, że kilku członków ZANU-PF poparło kandydaturę Moyo, podobnie do części parlamentarzystów z frakcji Mutambara. Zwycięstwo MDC, kierowanego przez Morgana Tsvangirai’a w niższej izbie parlamentu było możliwe tylko dzięki głosom deputowanych spoza tej partii. Ludzie Tsvangirai’a chociaż mają najwięcej miejsc w parlamencie nie mają niezbędnej większości.
Inaczej przebiegało głosowanie w senacie. W tym przypadku prym wiodą ludzie prezydenta Mugabe. Dlatego nikogo nie zdziwiła wygrana kandydatki ZANU-PF, Edny Madzongwe, w wyborach na przewodniczącego senatu.
Nie wiemy jaki wpływ będzie miało zwycięstwo MDC na dalszy przebieg negocjacji tej opozycyjnej partii z Mugabe i jego ZANU-PF. Dziś MDC świętowało swoją wygraną. Tylko czy opozycji uda się przejąć władzę w państwie? Na razie ZANU-PF sprzeciwia się przekazaniu rządów Tsvangirai’owi. Chce utrzymać Mugabe na fotelu prezydenta z realną władzą a nie wyłącznie jako głowę państwa.