Zimbabwe: Kraj w stanie ciężkim

afryka.org Wiadomości Zimbabwe: Kraj w stanie ciężkim

“Frankenstein”, “Hitler”, “Potwór” – to przydomki, które towarzyszą prezydentowi Zimbabwe, Robertowi Mugabe. Rada Bezpieczeństwa ONZ już potępiła przemoc, towarzyszącą zimbabweańskim wyborom. Z kolei rywal Mugabe, lider opozycji, Morgan Tsvangirai, udziela wywiadów z ambasady Holandii w Harare, gdzie schronił się w obawie o swoje bezpieczeństwo.

Mugabe nie zamierza rezygnować ze startu w piątkowych wyborach, chociaż po wycofaniu się Tsvangirai’a z kandydowania na prezydenta, będzie jedynym kandydatem. Chce w ten sposób dowieść, że to on, a nie Tsvangirai, który wygrał kilkoma procentami w pierwszej turze, ma największe poparcie Zimbabweańczyków.

Kiedy Mugabe przygotowuje się do startu w piątkowych „wyborach”, Tsvangirai schronił się w holenderskiej ambasadzie, skąd wyszedł na chwilę na konferencję prasową. Z jednej strony nie wyklucza rozmów o przyszłości politycznej Zimbabwe, z drugiej twierdzi, że Mugabe prowadzi wojnę a nie kampanię wyborczą, i nie da się z nim rozmawiać. Stawia też warunki. Zanim będziemy rozmawiać, Mugabe musi wypuścić dwa tysiące więźniów politycznych i sekretarza generalnego partii Tsvangirai’a, Movement for the Democratic Change (MDC), Tendai’a Biti’ego. Natomiast Mugabe zapowiedział, że do rozmów usiądzie dopiero po piątkowym głosowaniu. Póki co w ślady Tsvangirai’a poszło 300 działaczy MDC, którzy schronili się ambasadzie RPA w Harare.

Od samego początku kryzysu politycznego w Zimbabwe wszyscy wiedzieli, że w kraju pod rządami Mugabe nie ma mowy o demokracji, a tym bardziej o wolnych i uczciwych wyborach. Ginęli działacze opozycji, zwolenników ruchu Tsvangirai’a wypędzano z ich domu. Nawet ci, co głosowali na lidera opozycji, muszą do dziś ukrywać swoje sympatie polityczne. Praktycznie cały kraj jest pod kontrolą Mugabe i wiernej mu armii, policji oraz bojówek weteranów jego partii Zimbabwe African National Union – Patriotic Front (ZANU-PF). Każdy kto jest przeciwko nim, staje się obiektem ich ataku. Bo Mugabe to nie tylko on sam. Tak naprawdę nie istniałby bez wojska, którego dowódcy popierają swojego prezydenta.

Tsvangirai, który podobnie jak Mugabe chce zdobyć władzę, przegrał w pojedynku na silniejszego kandydata. Bojąc się o swoje życie, najpierw wyjechał z Zimbabwe, potem wrócił, aby wziąć udział w drugiej turze i ostatecznie zrezygnował, chroniąc się w ambasadzie. Nie ma zatem w sobie ducha walki. Przy nim Mugabe wygląda jak potężny władca, który może wszystko.

Afrykańscy przywódcy wciąż nie potępiają Mugabe. Są oczywiście nieliczne wyjątki. Z krytyką rządzącego już od 28 lat Zimbabwe, Roberta Mugabe, wystąpił prezydent sąsiedniej Zambii, Levy Mwanawasa. Podobnie o zimbabweańskim przywódcy myśli premier Kenii, Raila Odinga. Jednak Mugabe nie został wciąż skarcony przez prezydenta RPA, Thabo Mbeki’ego. Tyle, że już nawet partia południowoafrykańskiego prezydenta, African National Congress (ANC) zaczęła domagać się od Mbeki’ego zajęcia konkretnego stanowiska i sprzeciwienia się temu, co robi Mugabe.

W związku z sytuacją w Zimbabwe, kraje wspólnoty państw Afryki Południowej, Southern African Development Community (SADC), zastanawiają się teraz, jak zareagować na zimbabweański kryzys. Tym razem przedstawiciele trzech krajów SADC postanowili spotkać się w Suazi. Jednak już na wstępie zapowiedzieli, że będą raczej „dobrze radzić” prezydentowi Mugabe, ale na pewno nie zamierzają go potępiać. Nie powinno to dziwić, bo wśród krajów zrzeszonych w SADC, tylko Zambia powiedziała zdecydowane nie dla Mugabe. Przemoc potępiła Botswana. Zimbabweańskiej opozycji sprzyja Mozambik.

Jednak nie dzieje się już tak w przypadku Angoli, Namibii i władz RPA. Angolski prezydent, Jose Eduardo dos Santos, zna Mugabe z czasów wspólnej walki z kolonializmem i ogranicza się do próśb pod adresem zimbabweańskiego „kolegi po fachu”, aby powstrzymał towarzyszącą wyborom przemoc. Namibia jest bliskim sojusznikiem Zimbabwe z racji planowanego przez nią odebrania ziemi białym osadnikom – podobną redystrybucję przeprowadził Mugabe. Tanzania, a właściwie rządząca nią partia, ma za sobą wiele lat przyjaźni z prezydentem Zimbabwe. W końcu Mugabe jest wciąż dla wielu osób ikoną ruchu walki z kolonializmem. Rezultat nadzwyczajnego szczytu w Suazi jest taki, że SADC wezwało Mugabe do przełożenia terminu drugiej tury wyborów.

Niezależnie od decyzji afrykańskich przywódców, Tsvangirai, a po nim południowoafrykański noblista, Desmond Tutu, wezwali ONZ do przysłania sił pokojowych do Zimbabwe. Zimbabweański kryzys interesuje również Wielką Brytanią i Stany Zjednoczone. Brytyjczycy zapowiadają obostrzenie sankcji wobec władz Zimbabwe. Odebrali też Mugabe tytuł szlachecki, nadany przez królową Elżbietę. Z kolei Amerykanie ogłosili, że nie uznają Mugabe jako prezydenta. W kontekście amerykańskim sprawy Zimbabwe, nie mogło zabraknąć Baracka Obamy, który skontaktował się z Tsvangirai’em i opowiedział się za dalszymi działaniami w celu przywrócenia demokracji w tym kraju Afryki.

W tym całym politycznym zamieszaniu, wszyscy zapominają o najważniejszym. O losie Zimbabweańczyków, którzy żyją w warunkach wielkiego kryzysu, z najwyższym poziomem inflacji na świecie. I nie mogą ani wybrać ani okazywać swoich sympatii politycznych, jeżeli nie są za Mugabe.

Kofi, lumi

 Dokument bez tytułu