7 Dni Afryka: Wszystko o Saharze Zachodniej – wywiad z Bartkiem Sabelą

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! 7 Dni Afryka: Wszystko o Saharze Zachodniej – wywiad z Bartkiem Sabelą

„Herbata jest integralną i chyba najważniejszą obok islamu częścią kultury Saharyjczyków. To przy niej słuchałem tych wszystkich opowieści, zarówno na Terenach Okupowanych jak i w obozach, a nawet w Polsce, od Saharyjczyków żyjących w naszym kraju. Dlatego ceremonia parzenia herbaty jest taką osią kompozycyjną książki. Saharyjczycy mają w swojej kulturze dużo ciekawych przysłów, powiedzeń, mitów, legend. Niektóre związane są z herbatą, inne z pustynią. Tytuł reportażu nie jest przypadkowy, ale nie będę tego zdradzał, pozostawmy to czytelnikom” – mówi Bartek Sabela, autor pierwszej polskiej książki-reportażu o Saharze Zachodniej, „Wszystkie ziarna piasku”.

Paweł Średziński: Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie Saharą Zachodnią?

Bartek Sabela: Cóż, stało się to trochę przypadkiem. Jak większość Polaków, Europejczyków nie znałem tego konfliktu, nie wiedziałem zbyt wiele o regionie. Dwa lata temu szukałem tematu na kolejny reportaż, tematu, który pochłonąłby mnie tak jak wcześniej Morze Aralskie. I któregoś dnia, błądząc po Google Maps, trafiłem na zdjęcia z obozów uchodźców koło algierskiego Tindouf. Potem znalazłem marokański mur. Bardzo szybko okazało się, że to niesamowita i przede wszystkim ważna historia. Trzy tygodnie później byłem już w obozach Frontu POLISARIO, które widziałem na zdjęciu.

O zachodniosaharyjskiej walce o prawo do samostanowienia media na ogół milczą. Dlaczego?

To stary, trwający już czterdzieści lat konflikt, dziejący się gdzieś na peryferiach saharyjskiej Afryki. To nigdy nie była duża, spektakularna wojna, o której trąbiłyby media. To nie Afganistan czy Wietnam. Saharyjczycy są małym, może półmilionowym narodem, nie mają oprócz Algierii zbyt wielu sojuszników. A po drugiej stronie Królestwo Maroka – kraj nie dość że posiadający potężnych sojuszników, Francję, USA, to przede wszystkim sympatię ludzi całego świata. Przecież wszyscy tam jeździmy na wakacje. I mało kto zdaje sobie sprawę, że gościmy w kraju, który okupuje sąsiedni kraj o powierzchni niewiele mniejszej niż Polska. Maroko ma bardzo szerokie wpływy w świecie polityki ale również w świecie mediów. Często te wpływy są również na poziomie czysto personalnym. Król Mohamed VI jest jednym z najbogatszych władców na świecie. Potrafi być niezwykle hojny.

Postanowiłeś przełamać to milczenie?

Uważam, że naszym obowiązkiem jest mówienie o takich sprawach i narodach, którym nadal nie udało się wywalczyć swojej wolności, a która im się należy. W Polsce temat w zasadzie nie istnieje. Nasza polityka zagraniczna w tym rejonie jest oczywiście oparta na współpracy z Marokiem, zresztą podobnie jak w przypadku większości krajów europejskich, całej Unii Europejskiej. Ale tak się składa, że historia Sahary Zachodniej, Saharyjczyków jest w wielu momentach bardzo podobna do historii Polski. Powinniśmy ich dobrze rozumieć.

Gdzie jest łatwiej wjechać obcokrajowcom, do okupowanej przez Maroko części Sahary, czy do obozów uchodźców i na tereny poza kontrolą Maroka?

Zdecydowanie do obozów! To nie przedstawia w zasadzie żadnych problemów. Załatwiasz wizę algierską, zaproszenie od Frontu POLISARIO i w obozach czekają na Ciebie z otwartymi rękoma i witają herbatą. Czułem się tam w zupełności bezpiecznie i przede wszystkim wszyscy niezwykle miło mnie przyjmowali. Gdy wracałem tam trzeci raz to miałem takie poczucie, że jadę do przyjaciół, do miejsca i ludzi których dobrze znam, wśród, których dobrze się czuję. Oczywiście obozy leżą pośrodku pustyni, która w tym miejscu, miejsce w którym spotykają się granice Mauretanii, Algierii, Sahary Zachodniej, Maroka i dalej Mali, może być niebezpieczna. Krążą po niej różni ludzie. Ale Saharyjczycy bardzo dbają o bezpieczeństwo każdego obcokrajowca.  Poza tym na terenie obozów mogłem robić co chciałem, chodzić gdzie chciałem, kiedy chciałem, rozmawiać z kim tylko miałem ochotę od zwykłych mieszkańców po członków rządu, generałów saharyjskiej armii, po samego prezydenta Mohameda Abdelaziza.

Co innego na Terenach Okupowanych. Dostanie się tam i praca reportera wymagały ogromnego wysiłku. Partyzantka po prostu. Okupowana Sahara jest pod bardzo ścisłą kontrolą marokańskich służb bezpieczeństwa. Ilość wojska, wszelkiego rodzaju policji i służb specjalnych jest wręcz niewiarygodna. I raczej nie lubią dziennikarzy. Tego nie widać gdy jesteś turystą i jedziesz sobie camperem przez wybrzeże w stronę Mauretanii. Ale spróbuj wjechać do miast. Do El Aaiun czy do Smary i nawiązać tam kontakty z Saharyjczykami związanymi z Frontem POLISARIO. Koszmar. Ja miałem już kontakty na miejscu, udało mi się wjechać do El Aaiun i zostać tam ponad dwa tygodnie. Przez pierwsze dni ukrywałem się w domu mojego gospodarza i przyjaciela. W tym samym czasie z miasta wydalono czterdziestu innych obcokrajowców. My także w końcu trafiliśmy na komisariat policji.

Maroko kojarzy nam się raczej z wakacjami, a nie z konfliktem, wojną, ale też aktami przemocy ze strony marokańskiego wojska i władz wobec Saharyjczyków?

Otóż to. Leżysz na plaży w Agadirze i zupełnie nie masz świadomości, że w odległym o sześćset kilometrów El Aaiun dzieją się potworne rzeczy. Naprawdę potworne. Rozmawiałem z wieloma ofiarami marokańskich władz, w tym także z kobietami. Repertuar marokańskich oficerów śledczych jest imponujący, to tortury rodem ze średniowiecza. A najgorsze jest to, że trudno spotkać Saharyjczyka, który by ich nie doświadczył. Wstrząsające jest też to że na terenie Sahary Zachodniej działa misja pokojowa ONZ – MINURSO. Jest jedyną misją działającą w rejonie konfliktu, która nie ma mandatu do monitorowania praw człowieka. Marokańczycy są zupełnie bezkarni. Te demonstracje, krwawo tłumione przez władze, odbywają się często dosłownie pod oknami misji ONZ.

Jak wyglądała aneksja Sahary Zachodniej?

To ciekawy przypadek z punktu widzenia historii i prawa międzynarodowego, bo Sahara została zajęta niejako podstępem, na który przyzwoliły USA i Francja. Maroko rościło sobie prawa do tych terenów od lat. Powstał nawet tak zwany mit Wielkiego Maroka, czyli państwa, które obejmuje tereny Maroka, Sahary Zachodniej, Mauretanii, sporej części Mali i kawałka Algierii. Owszem takie państwo istniało we wczesnym średniowieczu, ale jego założycielami była dynastia Almorawidów pochodząca z pogranicza Mauretanii i Senegalu! Wykorzystując słabość wycofującej się ze swojej kolonii Hiszpanii, Maroko, do spółki z Mauretanią dokonało inwazji na Saharę. Podpisano trójstronne porozumienie między Hiszpanią, Marokiem a Mauretanią, które formalizowało 'rozbiór’ Sahary. Choć Porozumienia Madryckie były nielegalne w świetle prawa międzynarodowego a prawo Saharyjczyków do samostanowienia zostało potwierdzone przez ONZ już wiele lat wcześniej, mocarstwa światowe pobłogosławiły inwazję. Wszystko odbyło się pod przykrywką pokojowej demonstracji i odzyskania „odwiecznych terenów Królestwa”. Te wydarzenia, z listopada 1975 roku przeszły do historii jako Zielony Marsz – najważniejsze wydarzenie w postkolonialnej historii Maroka. Nikt nie mówi tylko o tym, że gdy 350 tysięcy Marokańczyków z Koranem w ręku i popiersiem króla przekraczało granicę Sahary, od tygodnia marokańskie wojsko likwidowało już wszystkich podejrzanych o sympatię z Frontem POLISARIO i niepodległą Saharą Zachodnią. Inwazja marokańska (i w początkowej fazie konfliktu również mauretańska) była aktem niezwykle brutalnym, bombardowano nawet obozy cywilów uciekających przed wojną, mordowano kobiety i dzieci.

Gdzie dziś mieszka najwięcej Saharyjczyków?

Najwięcej mieszka nadal na Terenach Okupowanych, jakieś 250tysięcy. Trochę mniej, 160-200 tysięcy  mieszka w obozach uchodźców na terenie Algierii. Jakaś grupa, trudno powiedzieć jakiej wielkości, rozrzucona jest po ościennych krajach afrykańskich, w Mauretanii i Mali. Spora grupa jest w Europie Zachodniej, głównie w Hiszpanii. W Polsce mieszkają obecnie dwie rodziny Saharyjczyków.

Na miejsce tych, którzy opuścili tereny okupowane, Maroko sprowadziło Marokańczyków?

Tak, program kolonizacji realizowano niemal od pierwszych dni inwazji. Obecnie na terenach okupowanych Sahary Zachodniej Marokańczyków jest około cztery razy więcej niż Saharyjczyków. To dlatego, że władze zachęcają do osiedlania się na Saharze. Kuszą pracą, prawie dwukrotnie większymi zarobkami, zwolnieniami z podatków i wieloma innymi udogodnieniami. To wszystko oczywiście odbywa się kosztem Saharyjczyków, z których spora część pozostaje bez pracy.

Saharyjczycy nigdy nie sięgali po terroryzm, jako narzędzie walki o swój kraj. Jakie były motywy ich postępowania?

W 1976, w lutym, już w czasie wojny, proklamowano Saharyjską Arabską Republikę Demokratyczną. W ciągu kilku lat uznało ją ponad osiemdziesiąt państw na świecie. SADR jest członkiem Unii Afrykańskiej , Ruchu Państw Niezaangażowanych i kilku innych organizacji międzynarodowych. Choć SADR nie jest członkiem ONZ, to Front POLISARIO jest uznawany za reprezentanta Saharyjczyków na arenie międzynarodowej. Saharyjczycy chcą być postrzegani jako naród, jako państwo nie jako grupa bliżej nieokreślonych terrorystów czy bojówkarzy jakich pełno jest w tym regionie.  Inna sprawa, że nawet podczas 16 lat wojny, front POLISARIO nigdy nie posuwał się do atakowania celów cywilnych mimo to, że kolumny saharyjskich partyzantów nie dość, że kontrolowały prawie całą Saharę Zachodnią to swobodnie poruszały się także po południu Maroka i dojechały prawie do Agadiru!

Czy możemy w ogóle mówić o szansie dla Sahary Zachodniej, ostatniej kolonii w Afryce? A jeśli tak, to kiedy skończy się okres kolonializmu w dziejach tego terytorium?

To bardzo trudne pytanie. Saharyjczycy mają po swojej stronie wszelkie prawo by w końcu cieszyć się niepodległym krajem. Prawo do samostanowienia Sahary Zachodniej zostało potwierdzone przez ONZ jeszcze pod koniec lat sześćdziesiątych. Niestety nigdy nie udało się zorganizować referendum, w którym mieszkańcy mogli by się wypowiedzieć co do swojej przyszłości. Podobne referenda organizowano natomiast choćby w Timorze Wschodnim czy Sudanie. Saharyjczykom odmawia się tego prawa. Maroko jest zbyt ważnym partnerem dla państw zachodnich, który chętnie poświęcają ideały praw człowieka i wolności (które same wypracowały) w imię interesów gospodarczych i politycznych. To się nazywa realpolitik. Wszystko zależy od sytuacji międzynarodowej. Polska czekała na wolność 123 lata. Musiał nadejść odpowiedni moment byśmy mogli ją odzyskać. Miejmy nadzieję, że dla Saharyjczyków też taki nadejdzie.

Wróćmy do Twojego pobytu na terenach okupowanych, wjechałeś i musiałeś się ukrywać?

Tak, przez pierwsze dni ukrywałem się u mojego przyjaciela. Nie wychodziliśmy w ogóle z domu, nawet do okna się nie mogłem zbliżać. Ulice El Aaiun pełne są nie tylko policji ale również tajniaków. Do tego, spora część Marokańczyków donosi. A obcokrajowiec w domu Saharyjczyka to na pewno dziennikarz, a tego władze nie tolerują. W domu przyjaciela spotykałem się z działaczami opozycji, z jego przyjaciółmi, z rodziną. Miałem to szczęście, że Hamza, mój gospodarz, pochodzi z rodziny, która była bardzo aktywna politycznie od początku konfliktu. Każdy z jego braci i on sam także, brał udział w różnych, często kluczowych dla historii Sahary Zachodniej, wydarzeniach.  Więc całymi dniami słuchałem opowieści, które dosłownie wgniatały mnie w podłogę.

W końcu jednak na Twój trop wpadli?

Po paru dniach zdecydowaliśmy, że pojedziemy na spotkanie z Ahmedem Hammadem. To jedna z czołowych postaci wśród Saharyjczyków. Człowiek historia. Niestety jego dom jest pod stałą obserwacją marokańskich służb. Zdawaliśmy sobie sprawę, że tak to się może skończyć, ale stwierdziłem, że trzeba zaryzykować. Jak tylko wyszliśmy od Hammada, za naszym autem ruszyło inne auto. Dojechali do naszego domu, szybkie przesłuchanie. A następnego dnia wzięli nas na komisariat. Zapis tego spotkania jest w książce.

Twoja książka jest zapisem niekończących się spotkań z drugim człowiekiem. Wśród nich znalazło się spotkanie z zachodniosaharyjskim reporterem wojennym.

Tak, Mohamed Moulud, postać bardzo ważna dla książki, zwłaszcza dla rozdziału drugiego, opowiadającego o latach wojny. Mohamed był jednym z trzech fotografów wojennych Frontu POLISARIO.  Nie wszyscy przeżyli. Jego kolekcja zdjęć i materiałów video jest naprawdę imponująca. Przez szesnaście lat Mohamed brał udział w dziesiątkach bitew i rajdów, był świadkiem wielu wydarzeń , był blisko ludzi decydujących o losach tego konfliktu. To jego opowieści i zdjęcia prowadzą narrację tego rozdziału.

Napisałeś też o Gdeim Izik.

Trudno opowiadać o historii Sahary Zachodniej nie poruszając kilku kluczowych wydarzeń takich jak Zielony Marsz w 1975, zawieszenie broni i przyjazd misji MINURSO w 1991, pierwsza Intifada w 1999 roku, druga Intifada 2005 czy w końcu wydarzenia z Gdeim Izik z końca 2010 roku. Gdeim Izik jest szczególnie ważny z wielu względów. Po pierwsze to działo się niedawno, każdy z nas mógł o tym słyszeć a jednak słyszało niewielu. A był to początek Arabskiej Wiosny. W naszej historii za początek tych wydarzeń uważamy zamieszki w Tunezji i samospalenie  Mohameda Bouazizi w Sidi Buzeid w połowie grudnia. Tymczasem Sahara Zachodnia płonęła już od końca października. Druga sprawa to to, że Gdeim Izik to piękne wydarzenie, sporo mówiące o charakterze i tożsamości samych Saharyjczyków. Ponad dwadzieścia tysięcy ludzi w pokojowym proteście opuszcza miasta El Aaiun, Smara, Bujdur, Dakhla i zakłada swoje obozowisko kilkanaście kilometrów od stolicy. Budują swoje namiotowe miasto, z administracją, służbami porządkowymi, tymczasową edukacją. Wyprowadzają się tam całe rodziny, młodzi, starcy. Władze marokańskie od pierwszego dnia otaczają obozowisko kordonem wojska. Chwila wolności trwa jednak niecały miesiąc. W rocznicę Zielonego Marszu, na początku listopada, król Mohamed VI wydaje rozkaz pacyfikacji obozu. Między namioty wjeżdżają transportery opancerzone, wybucha regularna bitwa. Zamieszki wkrótce obejmują także El Aaiun i inne miasta. I nikt o tym nie mówi. W tym samym czasie, tego samego dnia gdy w Gdeim Izik giną ludzie, strony konfliktu – władze marokańskie i przedstawiciele POLISARIO siedzą przy stole obrad w gmachu ONZ w Nowym Jorku. Organizatorzy protestu, kilkudziesięciu młodych ludzi zostaje postawionych przed sądem wojskowym. Dostają wyroki dożywocia lub wieloletniego więzienia. Znów brak reakcji międzynarodowej – próba przeprowadzenia niezależnego śledztwa przez ONZ zostaje zatrzymana groźbą użycia veta przez Francję.

Częstym motywem są parzenie herbaty i wreszcie ziarna piasku.

Herbata jest integralną i chyba najważniejszą obok islamu częścią kultury Saharyjczyków. To przy niej słuchałem tych wszystkich opowieści, zarówno na Terenach Okupowanych jak i w obozach, a nawet w Polsce, od Saharyjczyków żyjących w naszym kraju. Dlatego ceremonia parzenia herbaty jest taką osią kompozycyjną książki. Saharyjczycy mają w swojej kulturze dużo ciekawych przysłów, powiedzeń, mitów, legend. Niektóre związane są z herbatą, inne z pustynią. Tytuł reportażu nie jest przypadkowy, ale nie będę tego zdradzał, pozostawmy to czytelnikom.

Planujesz napisanie kolejnej książki. Tym razem będzie to reportaż o Zambii?

Zgadza się. Zacząłem pracę nad kolejnym reportażem, w zasadzie pracuję nad dwoma tematami. Jednym z nich jest Zambia i historia sprzed pięćdziesięciu lat o pewnym człowieku i jego wielkim i niezwykle śmiałym marzeniu. Ale na finał musimy jeszcze trochę poczekać, na wiosnę wracam do Zambii dokończyć zbieranie materiałów.

Dziękuję za rozmowę.

Książka „Wszystkie ziarna piasku” ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Polecamy!

 Dokument bez tytułu