Z pewnością ostatnią rzeczą, jaka można zarzucić temu człowiekowi jest nieznajomość miasta Mindelo, jego atutów i problemów. On wie wszystko i o wszystkich. Od podszewki. Lekko utyka, stąd przydomek „Cuchim de Salamansa" („Kulawy z Salamansy"). Gdy powrócił do Mindelo na stałe zamieszkał w odremontowanym domu swych rodziców na zboczu Monte Verde, ze wspaniałym widokiem na miasto i zatokę.
I mówił: „Przez wiele lat sądziłem, że ten krajobraz to obraz nędzy i rozpaczy. Potem go pokochałem, zamknąłem w sobie. Dziś uważam, że to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałem. Im bardziej odkrywam tę ziemię, tym mocniej ją kocham. Już nie myślę, by stąd wyjechać, chcę tu żyć i stworzyć warunki, by młodzi także mogli i chcieli tu zostać, a ci, którzy wyjechali, mogli wrócić. Mam synka, to moja inwestycja na przyszłość."
Onésimo Silveira to chodząca encyklopedia nie tylko wyspy São Vicente, ale i całych Wysp Zielonego Przylądka. Powszechnie znany i zasłużony polityk, wiele lat pracował na rzecz swego kraju przy ONZ, od 1992 roku był merem Mindelo. Był , ale już od pewnego czasu już nie jest. Zastąpiła go na tym stanowisku Isaura Gomes.
Silveira bardzo chciałby objąć je ponownie. Szansa pojawi się już w maju tego roku, podczas wyborów samorządowych. I do tego momentu wszystko jest w porządku. A co nie jest?
Otóż w ferworze przedwyborczej walki głównym punktem kampanii Silveiry, lidera opozycji, wspieranego przez przedstawicieli PAICV ( Afrykańska Partia Niepodległości Wysp Zielonego Przylądka) jest idea przekształcenia Mindelo w…miasto-państwo!
Ten zadziwiający pomysł ma być rozwinięty w ciągu najbliższych tygodni, a podstawą prawną do takich autonomicznych zmian miałby być nowy statut miasta.
W karierze Silveiry to nic nowego, bo pomysł ten do złudzenia przypomina jego nie tak dawne pogróżki wobec rządu Cabo Verde: albo stolica Praia przyzna naszej wyspie więc środków, albo się oddzielamy!
Zresztą wszystkie plany Silveiry, jak i innych kandydatów, są bardzo bogate i śmiałe. Chciałby wybudować i utworzyć wielki Pałac Sportowy, basen publiczny, „sambodrom" (???, hmm, pewnie od słowa „samba" ), na karnawałowe zgromadzenia i zabawy, audytorium, muzeum wyspy São Vicente, Miejskie Archiwum Historyczne, krematorium na mindelowskim cmentarzu…itp., itd. „Będziemy bronić Mindelo, jako miasta pełnego inwencji, inteligencji i kompetencji! Nie chcemy być numerem 2 [ rozumiem, ze po stolicy] !"
Ciekawe, czy Onésimo Silveira popiera również koszmarną wizję wzniesienia przez Brytyjczyków kasyna na górującym nad miastem wzniesieniu Fortim? I zagospodarowania niektórych plaż i terenów São Vicente zgodnie z pomysłami przedsiębiorczych Europejczyków, jak na przykład pola golfowe?
Nie jestem do końca pewna, czy te wieści to żart czy zapowiedź nieodwracalnych zmian nie tylko w architekturze miasta i wyspy, ale przede wszystkim w mentalności decydentów: bo niby od kogo czy od czego miałoby się Mindelo oderwać? Wystarczy spojrzeć na mapę. I na statystki. I co Mindelo miałoby na tym zyskać?
I czy te „ innowacje, inteligencja i kompetencje" będą oznaczały, że w ślad za politycznymi decyzjami w imię osobliwie pojętej nowoczesności pneumatyczne młoty i buldożery będą burzyć i rozjeżdżać historyczne miejsca i budynki w Mindelo oraz nie zadeptane jeszcze plaże i wzgórza wyspy?
Tak jak to się stało ze słynną restauracją Cafe Royal, w miejsce której powstanie ( a może już powstał ) kolejny, luksusowy hotel? No, ale przecież przyszli bywalcy kasyna muszą mieć przyzwoite warunki do wypoczynku, chociażby po partii golfa gdzieś w okolicy Bahia das Gatas. Bo o bajeczny widok by night na ocean, zatokę i miasto podczas pasjonujących zapasów z hazardem nie muszą się martwić: tego na szczęście nie da się ani zmienić, ani zniszczyć!
Elżbieta