Okazuje się, że epidemia zbydlęcenia i głupoty rozprzestrzenia się i trwa znacznie dłużej niż świńska grypa, przed którą drżał cały świat. Owa epidemia to zespół chorobowy o nazwie „Bić Murzyna”. Polscy nosiciele tej choroby mają biały kolor skóry i mieszkają również w Warszawie.
Warszawa, która jest naszym polskim, wielokulturowym tyglem, nie potrafiła zapobiec marszowi epidemii na stolicę. Niektórzy nazywają to zjawisko rasizmem. Jednak daleko nam do Ameryki Jima Crowa. Osoby, które „biją Murzyna” nawet nie wiedzą co to jest ideologia rasistowska. Na pewno miałyby problem z wyjaśnieniem pojęcia „ideologia”, więc jacy z nich rasiści.
Utarło się, że Polak, który bije Murzyna lubi wykrzykiwać angielskojęzyczne zwroty. White Power! Ku Klux Klan! Pytam się – jaki to „Power”? To chyba raczej biała niemoc wobec narastającej w bijącym frustracji.
W Polsce, gdy dochodzi do „pobicia Murzyna”, na forach pojawia się wiele komentarzy, przytaczających przykłady agresji wobec białych na Zachodzie Europy. Pytam się tych komentujących – Dlaczego mamy porównywać się do marginesu? Epidemia nie zna granic, ale to nie powód, aby usprawiedliwiać chuligaństwo chuligaństwem.
Z epidemią zbydlęcenia i głupoty jest tak, że można ją ograniczyć. Może kiedyś uda się ją całkowicie zlikwidować, ale to raczej misja niemożliwa. Nie oznacza to, że my, w Warszawie i w całej Polsce, nie powinniśmy jej przeciwdziałać. Edukować, organizować akcje społeczne, festiwale, kampanie. Działajmy już teraz. My już to robimy.