Leży zaledwie 25 kilometrów od Santiago. Odkryta w tym samym roku, to jest w 1460, była jedną z najszybciej zasiedlonych wysp Cabo Verde. I jedną z najmniejszych, 16 na 25 kilometrów.
Nie ma więcej jak 6000 mieszkańców. Nie ma działającego na wyobraźnię czynnego wulkanu jak Fogo, ani sławy frywolnego, beztroskiego, artystycznego Mindelo. Nie ma międzynarodowego lotniska, na którym lądowaliby turyści z całego świata. Nie ma zbyt dobrych warunków do zakotwiczenia jachtów. Ba, nawet dość liczne żółwie nie są tu tak chronione jak ich sławniejsi pobratymcy z Boa Vista. Wody pitnej też nie ma tu za wiele. Zatem właściwie co Maio ma?
Podczas swej podróży na Wyspy Zielonego Przylądka niejaki profesor Doelter trafia na Maio i na niewielkiej plaży Calhetina koło Porto Ingles, czy, jak później nazwano stolicę, Vila do Maio, odkrywa kamienie, które w niczym nie przypominają innych kamieni na wyspie. Zaintrygowany zanotowuje swe spostrzeżenia, a następnie je publikuje. Skąd się tu wzięły i jakiego są pochodzenia? Dlaczego właśnie na tej, a nie na innej wyspie i akurat w tej części? Pytanie długo pozostawało bez odpowiedzi.
A tymczasem Maio żyje swoim życiem cichej, skromnej wysepki, zwanej „wyspą wiosenną”, w cieniu największej, „stołecznej” Santiago. Rzeczywiście na liście najczęściej odwiedzanych i najbardziej znanych wysp Cabo Verde Maio jest na szarym końcu, ale czy naprawdę ma tak mało do zaoferowania? Nic podobnego! Ma kilometry złotopiaszczystych urokliwych plaż, nie tak zadeptanych jak te na reklamowowanej wszędzie Sal. Malownicze wioski, gdzie czas płynie dwa razy wolniej niż w Europie, spokój, kolonialny koloryt Vila do Maio i przysłowiową morabeza, słowo klucz na Cabo Verde, określające przyjemne ( nie mylić z zasobne), niespieszne życie, ludzką gościnność, łagodność klimatu, ot, takie tropikalne farniente.
Na początku wyspa służy jedynie hodowli kóz i na pół dzikiego bydła, które niszczy i tak ubogą z racji klimatu roślinność. Potem wszystko się zmienia w dniu, gdy na ląd wysiada delegowany przez koronę João Coelho, administrator, z misją uczynienia wyspy rentowną. Wraz z nim statki przywożą odpowiednią liczbę niewolników i kilku portugalskich panów. Około 1650 roku powstaje Penoso, pierwsza wioska na Maio.
Ale właściwe zasiedlanie wyspy rozpoczyna się wraz z odkryciem jej prawdziwego skarbu: niewyczerpanych zasobów soli. Saliny, czyli naturalne baseny do pozyskiwania soli drogą odparowywania wody morskiej ciągną się tu kilometrami. Niektóre mają powierzchnię jeziora. Od turkusowego oceanu dzielą je wysokie wydmy. Ro niezwykły efekt sił natury – morza, słonca i wiatru. „Sól jest tu dla wszystkich, niczym morska woda i wystarczyłoby jej choćby i dla tysiąca statków”, pisze w 1535 roku pewien Portugalczyk.
I rzeczywiście, z solnych zasobów Maio korzystała do woli większość zawijających na Cabo Verde statków, rocznie około stu. Szczególnie aktywni byli Anglicy, stąd dawna nazwa stolicy, Porto Ingles, angielski port. Tylko sama wyspa pozostaje biedna i praktycznie niezaludniona; przebywają tu jedynie niewolnicy przymuszeni do pracy przy wydobyciu soli. Praca jest niezwykle ciężka, a mimo to jedynym wynagrodzeniem są dla nich stare, prawie zupełnie zużyte ubrania i trochę żywności. Ludzie sól wydobywają, osły transportują, a ponieważ wysokie fale często uniemożliwiają podpłynięcie, od XVII wieku specjalna barka o płaskim dnie dowozi ładunek bezpośrednio na oczekujące statki. Eksploatacja salin osiąga swe apogeum w XIX wieku, gdy eksportuje się ogromne ilości soli do Brazylii. Jednak na skutek protekcjonistycznej polityki brazylijskiego rządu w 1887 roku eksport ustaje i kwitnący dotąd handel zaczyna podupadać. Niezwykle trudne warunki pracy i życia, niedostatek wody, dotkliwe susze i spadający popyt zrobiły swoje. Na początku XX wieku saliny pustoszeją.
Ale sól nie była jedynym atutem wyspy. Na końcu XV wieku Rodrigo Afonso przywozi na wyspę bawełnę. Jej plantacje były przez pewien czas intratnym źródłem dochodów. Później nie wytrzymały konkurencji z kontynentem afrykańskim.
Portugalczycy przywieźli na Maio także kozy i inne zwierzeta domowe. Mieszkancy wyspy wyspecjalizowali się w produkcji mięsa solonego i suszonego tzw. tchassina, przeznaczonego na portugalski rynek, ale także dla zawijających na wyspę statków. Ale i w tym przypadku erozja, degradacja gleb i susze spowodowały zaniechanie tej produkcji i początek stopniowej emigracji ludności.
Te uciążliwości egzystencji na Maio nie odstręczały jednak piratów, dla których wyspa była zawsze atrakcyjna nie tylko ze względu na możliwość uzupełnienia zaopatrzenia. Wszak była przystankiem dla europejskich statków, łakomego kąsku dla korsarzy. W 1578 słynny angielski morski rozbójnik Francis Drake czekał tu na portugalskie statki, które zamierzał zaatakować. Ale nie tylko on tu zaglądał: flaga z trupią czaszką łopotała na wodach Maio także za sprawą piratów francuskich, holenderskich, a nawet …argentyńskich, którzy splądrowali wyspę w 1827 roku.
A dziś? Wciąż istniejące sobrados, charakterystyczne domy w Vila do Maio, kolorowe, malownicze wioski, piękne, niezadeptane przez turystów plaże, największy kompleks leśny archipelagu – niewątpliwy sukces kampanii ponownego zalesiania, świeżo złowione langusty w niewielkim rybacki porcie Calheta… to tylko niektóre atuty dzisiejszej, wciąż niedocenianej młodszej siostry Santiago.
A tajemnicze kamienie odkryte przez profesora Doeltera? Zagadkę wyjaśnił wkrótce potem wulkanolog Friedlander. Kamienie pochodziły z Brazylii, a dokładniej z brazylijskich statków, które wypływając z Ameryki bez ładunku potrzebowały obciążenia. Po dopłynięciu na Maio i załadowaniu soli zwyczajnie pozbywały się kamieni.
A skąd nazwa Maio? A czy można było inaczej nazwać wyspę odkrytą dokładnie 1 maja?
Elżbieta Sieradzińska