Cztery lata temu, po dwóch grupowych porażkach z Japonią 0:1 i Danią 1:2 reprezentacja Kamerunu była pierwszą, która pożegnała się z mundialem. Nie chcę być złym prorokiem, ale po tym, co “Nieposkromione Lwy” pokazały w zakończonym co dopiero spotkaniu z Meksykiem, szanse na jakikolwiek sukces w trudnej grupie A są marne. Zespół Volkera Finke zasłużenie przegrał 0:1. Mogło być zresztą jeszcze gorzej…
Nie wystarczyły momenty dobrej gry i zrywy w wykonaniu Samuela Eto’o czy Stephane Mbia. Kameruńczycy bez dwóch zdań byli słabsi od rywala. Biker trafnie to podsumował: “brak pomysłu i zbyt wolna, przewidywalna gra“. Nic dodać, nic ująć.
Kiedy przed mistrzostwami rozmawiałem ze znajomym dziennikarzem stamtąd Jean-Jacques Mouandjo, ten mówił mi, że kibice w Jaunde czy Douali liczą na grę w finałach brazylijskiego mundialu. To jednak mrzonki. Piłka w Kamerunie przeżywa kryzys. Widać to było choćby w dzisiejszym meczu.
Sonik w jednym z postów słusznie napisał, że dla “Nieposkromionych Lwów” dzisiejsze spotkanie z Meksykiem było meczem o wszystko. Porażka sprawia, że już po kolejnej grze, w najbliższą środę w Manaus z Chorwacją, jeśli przegrają, to będą mogli pakować walizki. Jak cztery lata temu na mundialu w Republice Południowej Afryki.
Michał Zichlarz, Afrykagola.pl