Pocztówka z Nigru: Szkoła koraniczna

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Pocztówka z Nigru: Szkoła koraniczna

Nie jest lekko być dzieckiem w Timii, pięknej wiosce w górach Airu. Rano trzeba iść do szkoły, potem, po lekcjach, pomagać rodzicom w ogrodzie, a na koniec, wieczorem, już po ciemku, iść do szkoły koranicznej. I tak codziennie.

Szkoła prowadzona jest przez marabuta, utrzymywanego ze składek rodziców. Składkowe też jest drewno na ognisko, jedyne źródło światła, przy którym chłopcy czytają z drewnianych tabliczek sury Koranu, których muszą nauczyć się na pamięć.

Przez kilka godzin, kiwając się rytmicznie wykrzykują z całych sił kolejne strofy. Wokół, z biczem na wielbłąda, chodzi surowy nauczyciel. W razie konieczności pejcz pójdzie w ruch, ale zazwyczaj wystarczą surowe spojrzenia czy gesty. Nauczyciel woli pozostać w cieniu, to osoba pobożna i skromna.

Wykrzykiwane sury dla nierozumiejącego, europejskiego, ucha zamieniają się w jeden, monotonny i przejmujący wrzask. Dzieci i nauczyciel wyławiają z niego wszystko, co jest im potrzebne. Im głośniej uczeń będzie powtarzał, tym lepiej świadczy to o jego pilności. Tak wygląda to okiem zewnętrznego obserwatora.

Dzieci przy stopniowo dogasającym ognisku (drewno trzeba oszczędzać) siedzą przez kilka godzin, do późna. Następnego dnia, raniutko, znów powędrują do szkoły. Nie jest lekko być dzieckiem w Timii.

Władysław Rybiński

 Dokument bez tytułu