25-letni somalijski pirat, Dahir Mohamed Hayeysi opowiedział dziennikarzowi BBC, jak stał się morskim bandytą. Mówi, że on i jego towarzysze są w Somalii uważani za bohaterów:
„Kiedyś żyłem z tego, że byłem rybakiem, a cała moja rodzina cierpiała biedę. Kiedyś w naszych wodach było mnóstwo ryb, i wszyscy spokojnie mogliśmy żyć z tego, co złowiliśmy. Potem, przypłynęły zagraniczne statki, zaczęły grabić nasze łowiska i wyrzucać do wody toksyczne odpady.
Pierwszy raz o tym, żeby zostać piratem, pomyślałem w 2006 roku, kiedy grupa rybaków z mojej wioski zaczęła kupować broń. Jeden z nich powiedział mi, że zamierzają porywać statki, przez które w naszych wodach jest coraz mniej ryb. Mówił, że to będzie służba dla kraju i że będzie można zarobić mnóstwo pieniędzy. Wtedy wziąłem swój karabin i przyłączyłem się do nich. Nie miałem innego wyjścia, jeśli chciałem chronić nasze morze przed obcymi.
Pierwsze porwanie w jakim uczestniczyłem miało miejsce w 2007 roku – to był statek wyczarterowany przez WFP z 12 osobami załogi na pokładzie. Uwolniliśmy go po dwóch miesiącach, oczywiście po wpłaceniu okupu. Od tego czasu porwaliśmy jeszcze trzy statki.
Nie powiem dokładnie, jak wysokie bierzemy okupy. Po prostu chcemy zarobić jak najwięcej pieniędzy, żeby móc zapewnić lepsze życie sobie i swoim rodzinom. Z zarobione na okupach pieniądze kupiłem już dwie ciężarówki, luksusowy samochód i rozkręciłem mały biznes w moim mieście. Chcę jeszcze zrobić jeden udany napad, aby zwiększyć swoje zasoby finansowe – żeby mieć zabezpieczenie na przyszłość. Wtedy zamierzam się ożenić i dać sobie spokój z piractwem. Bo to nie są łatwe pieniądze – dużo ryzykujemy, a praca jest ciężka. Czasem spędzasz całe miesiące na morzu, aby namierzyć odpowiedni statek. Czasem niektórzy z nas chorują i umierają, czasem walczymy ze złą pogodą i sztormami. Czasem musimy walczyć z jednostkami militarnymi. To nie jest łatwy biznes.
Dam ci przykład: tysiące zdesperowanych młodych Somalijczyków stara się przepłynąć morze w poszukiwaniu lepszego życia na emigracji. Dlaczego więc nie mielibyśmy pływać po tym samym morzu, w poszukiwaniu pieniędzy? Ja nie widzę różnicy.
Mamy wsparcie od naszych ludzi i rodzin – większość z nich w jakiś sposób korzysta z naszych pieniędzy – jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio – sprzedając swoje towary czy usługi ludziom, którzy maja pieniądze. Na wybrzeżu wszyscy maja nas za bohaterów. Jedyny sposób, aby skończyć z piractwem, to skuteczny rząd, który ochroni nasze łowiska przed obcymi statkami i przed wyniszczeniem. Wtedy się rozbroimy, oddamy nasze łodzie i nadal będziemy pracować jako rybacy. Zagraniczna marynarka na pewno nie rozwiąże tego problemu.