Francuzi są w tym chyba najlepsi, nawet jeśli nie byli pierwsi.
Najlepsi w odkrywaniu tego nieprzebranego bogactwa, urody, oryginalności, świeżości. Niewyczerpanych źródeł… Nie, nie uczucia, o uczuciu będzie dalej. Źródeł world music, muzyki świata, czy jak kto woli muzyki korzeni. Już w latach 60.tych we Francji, podobnie zresztą jak i w krajach anglofońskich pojawili się etnomuzykolodzy.
We Francji rosły jak grzyby po deszczu rozgłośnie nadające głównie ten rodzaj muzyki, powstawały kolejne audycje, przybywało etnodziennikarzy. I rodziły się festiwale. Jedne przetrwały do dziś i obrastają w legendę, inne zniknęły z plakatów, jeszcze inne dopiero powstają. Najsłynniejszym jest bez wątpienia festiwal Musiques Métisses w Angoulême. Liczy już sobie trzydzieści parę lat i wciąż odgrywa rolę ojca chrzestnego rodzących się etno gwiazd. Udany występ w Angoulême to jak konsekracja, pierwszy stopień do kariery.
Ale są i inne festiwale. Choćby Les Escales w Saint-Nazaire. Taki Przystanek Etno w Bretanii, w starych portowych dokach. Tysiącom ludzi nie przeszkadza nawet humorzasta pogoda. Nic dziwnego, bo na afiszach nigdy nie brakuje wielkich nazwisk, a na kilku scenach – różnorodnej muzyki z najodleglejszych zakątków świata..
Podobnie było i w tym roku. Przez dwa sierpniowe dni ( i noce) dwadzieścia sześć tysięcy ludzi wysłuchało kilkudziesięciu artystów, tych z czołówki afiszy i tych mniej znanych, niekiedy równie interesujących. Wśród nich lawirujący na granicy jazzu i piosenki świetny pianista Ray Lema z Saka Saka Orchestra z Zairu, dwudziestoośmioletnia „łagodna pantera” z Czadu, czyli Mounira Mitchala, z piosenkami ze swej pierwszej płyty „Talou Lena”, umiejętnie wplatająca elementy nowoczesności w tradycyjne rytmy muzyki swego kraju. Mo Dj Mali, w dzień sprzedający kasety na dwordu autobusowym w Bamako, wieczorem miksuje muzykę w muzycznych klubach i jego rodaczka, z południowo-zachodniej części Mali, Mako Dagnon, kontynuująca tradycję griotów, prezentująca pieśni ze swej szóstej płyty « Titani ».
W drugim dniu wybrałabym się chętnie na koncert Konono n° 1 z Kongo, grupy założonej 25 lat temu przez wirtuoza likembe Mingiedi Mawangu. Wybrałabym się, ale już mnie w Saint-Nazaire nie było. Nie usłyszałam więc także karaibskiej królowej calypso, Rose Calypso. Siedemdziesięcioośmioletnia Rose wprawdzie mieszka na stałe w USA, ale wiele razy w roku wraca na swą rodzinną wyspę Tobago, by, jak mówi, « odnaleźć » swoje afrykańskie korzenie. Natomiast zupełnie nie wiem, co w tym towarzystwie miała robić Marianne Faithfull ! No chyba że potraktuje się dosłownie hasło przewodnie obecnej, jak i zresztą poprzednich edycji festiwalu, « transatlantyckość Les Escales ».A Wielka Brytania przecież też wyspa.
No a gdzie w tym wszystkim Cabo Verde ? Owszem, jest. Główną gwiazdą festiwalu Les Escales 2009 była Cesária Évora. Niby nic nadzwyczajnego. Ostatni koncert letniego tournee artystki, nie licząc występu na rodzimej wyspie, podczas jubileuszowego festiwalu Baia das Gatas. Dziesięć tysięcy ludzi, świetna atmosfera, ogonek fanów chętnych do wdarcia się za kulisy. A jednak ten koncert różnił się od innych : niemal ostatni raz Évora zaprezentowała program, z którym, z niewielkimi zmianami, jeździła po świecie od trzech lat.
26 października ukaże się wreszcie nowy, długo oczekiwany studyjny album pieśniarki. Z różnych przyczyn termin ukazania się płyty ciągle się oddalał : kłopoty zdrowotne Cesárii, ale nie tylko. Nietrudno zauważyć, ze wydawcą nowego albumu jest nie Sony-BMG, lecz Columbia France. Nie płaczę po BMG ! Z różnych powodów, także osobistych, o których tu jednak pisać nie będę. Naturalnie nie wiem, czy znowu, jak w przypadku poprzednich płyt Évory będę miała okazję i radość tłumaczenia tekstów piosenek, ale trudno…
Najważniejsze, że podczas dwóch listopadowych koncertów w paryskim Grand Rex Cesária zaprezentuje juz prawdopodobnie piosenki ze swej nowej, jedenastej płyty « NHA SENTIMENTO », czyli « Moje uczucie ». Przyznam, że tytuł ten trochę mnie zaskoczył. Uczucia to ostatnia rzecz, o której Cesária lubi mówić. Drgnienia swego serca ukrywa głęboko przed całym światem, nawet przed sobą samą. A jeśli już da się wciągnąć w rozmowę, to albo uparcie kluczy i wymiguje od odpowiedzi, albo zaprzecza wszystkiemu i wszystko neguje. Trzeba ją dobrze poznać, by z jej zachowania, słów i gestów wyłuskać to coś, co dowodzi, że jej serce drgnęło. Sądzę więc, że to tytułowe « Nha sentimento » to będzie kolejny, niezmienny dowód miłości do Cabo Verde, do Sâo Vicente, do rodzinnego Mindelo.
Czy tak będzie okaże się 26 pażdziernika, przynajmniej we Francji. I jedno jest pewne. Będzie to znowu muzyka głęboko zakorzeniona w tradycji kabowerdyjskiej, bez żadnych mrugnięć okiem w stronę rytmów latynoskich, jak to było w przypadku Cafe Atlantico czy Sâo Vicente di Longe. Bo wprawdzie uczucie wierności nie jest tym, które Cesária sobie zbytnio ceni, ale w jej miłości do wszystkiego co kabowerdyjskie nie ma nawet cienia zdrady. Zwłaszcza w muzyce.
A czy « Nha sentimento » to « moje uczucie » « moje uczucia », czy też « to co czuję » okaże się, gdy już wysłuchamy ostatniego utworu z nowej płyty. A wkrótce po premierze nowych piosenek posłucha także wrocławska publiczność w Hali Stulecia, pod koniec listopada. I będzie to nowa płyta, nowy program, nowe piosenki i kto wie ? Może właśnie…nowe uczucie.
Elżbieta