Prezydent Robert Mugabe, nawet na forum zgromadzenia generalnego ONZ nie zamierza rezygnować ze swojej wojowniczej retoryki. Tym razem oskarżył Zachód o ludobójstwo w… Zimbabwe.
Mugabe stwierdził, że za obecną sytuację w Zimbabwe odpowiada właśnie Zachód, który narzucił swoje sankcje na ten kraj w południowej Afryce. Jednocześnie chwalił Rosję i Chiny, które sprzeciwiały się nałożeniu kar przez ONZ.
W opinii Mugabe, każdy, kto oskarża go o łamanie praw człowieka i polityczną przemoc sam dokonuje aktu agresji i ludobójstwa. Przez sankcje cierpią tysiące niewinnych ludzi – powiedział Mugabe. – Kto powinien czuć się winnym za ich płacz?
Mugabe nie po raz pierwszy występuje przeciwko Zachodowi. Zachód jest w końcu utożsamiany z kolonializmem. To Wielka Brytania okupowała przecież Zimbabwe. I to Brytyjczycy odpowiadają za nie rozwiązaną kwestię własności ziemi. Tyle, że od czasu ogłoszenie niepodległości minęły już prawie dwie dekady, a Mugabe wciąż nie potrafi znaleźć innego wroga.
Zresztą do grona wrogów Zimbabwe dołączyły też Stany Zjednoczone. To Biały Dom, obok Londynu, najostrzej atakował Mugabe w ciągu trwającego od marca br. zimbabweańskiego kryzysu wyborczego.
Mugabe, który od początku swojej kariery przywódcy w Zimbabwe African National Union – Patriotic Front (ZANU-PF), kreował się na wroga kolonialistów, a tym samym i Zachodu, pomimo upływu czasu nie potrafi znaleźć innego wytłumaczenia niż – „to przez Zachód” – na wszystkie bolączki Zimbabwe. Bez względu na to czy jest to inflacja, czy głód, który zagląda w oczy Zimbabweańczyków, czy tez polityczne morderstwa i nieuczciwe wybory, winnym jest zawsze jeden wróg. Nawet opozycja działa na zlecenie Zachodu.
Jednak w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, presja na Mugabe, zarówno ta wywierana przez ów Zachód, ale przede wszystkim przez sytuację gospodarczą w tym kraju, doprowadziła do tego, że Mugabe musiał w końcu usiąść do negocjacji z opozycją. W rezultacie zostało zawarte porozumienie, na mocy którego powstał wspólny z dwiema partiami opozycyjnymi rząd. Ale los tego rządu wciąż jest niepewny. W chwili, gdy niepowodzeniem skończyły się pierwsze rozmowy w sprawie obsady ministerialnych tek, Mugabe wyjechał na zgromadzenie generalne ONZ, pomimo, że Zimbabwe grozi kolejny kryzys.
To, że Mugabe, który za nic ma demokrację, wyjechał na tak ważne spotkanie wspólnoty międzynarodowej nie dziwi, bo na tej samej sali znajdują się i inni niedemokratyczni przywódcy. Zaskakujące jest tylko to, że Mugabe, wciąż na swój bezczelny sposób mówi co chce, kiedy mieszkańcy jego ojczyzny cierpią i nie potrafi wskazać na siebie, jako na główne źródło ich ubóstwa – ale to akurat nikogo już raczej nie zaskakuje.
Mugabe czuje się bezkarnie, bo popiera, a właściwie steruje nim grupa dowódców wojska i policji. I jak sam mówi Chiny i Rosja „nie ulegają koktajlowi kłamstw, który serwuje światu Zachód”. Mugabe broni też swojej decyzji redystrybucji ziemi, którą podjął osiem lat wcześniej odbierając farmy białym właścicielom i oficjalnie przekazując je w ręce ubogich Zimbabweańczyków, co jak można domyślić się nie miało miejsca, bo skonfiskowana ziemia trafiła do ludzi z najbliższego otoczenia prezydenta.