Mayry skok na schedę czyli o potędze mediów

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Mayry skok na schedę czyli o potędze mediów

Już wyjaśniam : Mayra to Mayra Andrade, młoda, wyróżniająca się wokalistka pochodząca z Cabo Verde, scheda to według nieodżałowanego Kopalińskiego  « spuścizna , dziedzictwo , spadek, odziedziczony majatek », a  media ? Media to czwarta władza. I co z tego ?  

Mayra jest młoda,  bardzo uzdolniona i, podobnie jak klika innych wokalistek pochodzących z Cabo Verde powraca, nie tylko muzycznie, do kraju ojców.

Dla muzyki kabowerdyjskiej to dobry znak. Z jej tradycji czerpią inspirację młodzi muzycy  niekoniecznie urodzeni w « petit pays » i te muzyczne powroty ( zwłaszcza pań  – Sary Tavares, Lury czy Mariany Ramos) dowodzą nie tylko siły i oryginalności tej muzyki, ale i również coraz większych ( wreszcie ) możliwości na rynku muzycznym.

A co z tą schedą i mediami ? Mayra wydała pierwszą, dobrą zresztą  płytę „Navega"  i to bardzo dobrze. Oby tak dalej. W dziale „Kultura' na stronie polskiego radia pojawiła się niedawno recenzja tej płyty. Świetnie!  Oby tak dalej!

Tylko zeźliło mnie w tej recenzji  parę zdań i stwierdzeń,  często powtarzanych w artykułach, a zwłaszcza  internecie. Powtarzanych, więc wyraźnie przepisywanych z innych, na nieszczęście  niedoinformowanych źródeł.

I setki razy można tłumaczyć, że kabowerdyjska morna to nie  mieszanka fado, muzyki brazylijskiej czy nawet , jak przeczytałam w recenzji, argentyńskiego tanga? Drugie sto razy  powtarzać, że nie ma nic wspólnego z amerykańskim bluesem, a trzecie sto razy, że Wyspy Zielonego Przylądka to nie to samo co Zielony Przylądek. To na nic: w kolejnym artykule i tak pojawi się to samo.

No I ta scheda. Według recenzji niedługo Mayra ma zamiar sięgnąć po schedę po słynnej Evorze, która " z roku na rok coraz rzadziej koncertuje". Życzę Mayrze wszystkiego dobrego, ale ze skokiem na schedę czyli spuściznę tudzież spadek będzie musiała trochę poczekać:  póki co Cesaria jeszcze żyje, wbrew niektórym opiniom zdrowie jej dopisuje i nie zamierza abdykować. A przepisanemu skądś stwierdzeniu o coraz rzadszych koncertach przeczą jej tegoroczne trasy koncertowe.

Mayra natomiast będzie jeszcze miała problem z konkurentkami. Wspomnę chociażby o Lurze, którą już okrzyknięto następczynią Cesarii ( "następca" trochę ładniej brzmi niż "spadkobierca"), a podobne muzyczne  zamiary ma doskonała Mariana Ramos. Znacznie dojrzalsza i bardziej doświadczona od Mayry, Mariana nie dalej jak wczoraj prezentowała swój nowy album w New Morning w Paryżu, a kilka dni wcześniej zrealizowała swoje marzenie i zaśpiewała, nie bez kłopotów, w Prai, stolicy Cabo Verde, kraju swych przodków. 

Odniosła sukces, a jej problemy wynikały wyłącznie z braku …swych muzyków: dwaj z nich utknęli gdzieś w podróży. Na szczęście szybko znaleziono zastępców, bo, jak mówi francuski etnolog J-Y. Loude, znawca Cabo Verde, w tym kraju  "jedenastu ludzi na dziesięciu to muzycy". Co, niemożliwe? To tak jak nasze polskie ‘za a nawet przeciw". 

A poza tym czy w przypadku Cesarii Evory, Edith Piaf, Elli Fitzgerald i wielu innych zjawisk, nie postaci, ale zjawisk muzycznych ( o panach już nie wspomnę, bo miejsca by nie starczyło ) można w ogóle mówić o schedzie, następcach, kontynuacji itd ? Można napisać setki artykułów i recenzji , dziesiątki książek, a i tak fenomenu pewnych osobowości nie da się do końca wytłumaczyć, a tym bardziej powtórzyć w innych wcieleniach.

Podobno Maria Callas powiedziała, że przeznaczenie to osobowość plus okoliczności.  Niby banalne, ale jak się nad tym głębiej zastanowić, czy to nie jest prawda?

W osobowościach Lury, Mayry czy Mariany zawsze będzie brak piętna kolonializmu i biedy, aureloli nieszczęśliwych miłości  i atmosfery Cabo Verde przed uzyskaniem niepodległości. Tego wszystkiego, co wręcz unosi się nad sceną, gdy wchodzi na nią Cesaria.

Brak im tego, o czym napisał w swej kultowej niegdyś, a wykpionej później przez niektóre środowiska książce "Alchemik"  Paulo Coelho: brak im  własnej legendy. I muszą ją sobie stworzyć same, o ile zdołają.  

Ale media to potęga i dlatego jestem przekonana, że nadal będę czytać o morno-fado-tangu,   coraz rzadziej koncertującej Cesarii i o muzyce z Zielonego Przylądka.

Albo, jak w dodatku kulturalnym pewnego wiodącego dziennika, że Evora jest gwiazdą tylko w Polsce, a za granicą nikt tej pani z jakiejś murzyńskiej wioski za taką nie uważa. Na mój pełen wściekłej piany na ustach list  pan redactor oczywiście nie raczył odpowiedzieć, a zresztą, kto czyta sprostowanie?  Jedyna zemsta  – nie czytam juz tego dodatku, bo w pełnych gatunkach z muzyczną wiedzą pana redaktora chyba  nie jest najlepiej. 

 Albo jeszcze, i to mnie też nie raz i nie dwa zeźliło, zobaczę w internecie czy  w papierowej prasie swoje własne teksty lub fragmenty przetłumaczonej przeze mnie książki , tyle że z podpisem jakiejś pani  redaktor. Ciekawa jestem, ile w tej gazecie płacili wtedy od wierszówki, bo właśnie zabrako mi na billet do Nowej Zelandii na …festiwal Womad! 

A Mayra? Może kiedyś zawita do Polski ? Dobry początek miała już Lura, która wróci do Polski na dwa koncerty w kwietniu. Miała też zaśpiewać  Maria de Barros, ale chyba się nie powiodło. O przyjeździe świetnego Tcheki raczej chyba nie ma co marzyć…Zatem niech chociaż o nich piszą, jak najwięcej i jak najlepiej! O nich i  o ich płytach. Tylko, do czorta, nie o schedzie i o tangu w mornach!!!

Elżbieta 

 Dokument bez tytułu