W Polsce znów głośno o Afryce, a dokładnie o jednym afrykańskim państwie. Gabon, za sprawą Jarosława Kaczyńskiego znalazł się na językach dziennikarzy i polityków.
Według Kaczyńskiego, Gabon to kraj, który orzeszkami ziemnymi stoi. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej i to nie orzeszki, a ropa naftowa i inne surowce mineralne decydują o względnym prosperity tego niewielkiego państwa. Gabon jest naftowy proszę Pana. Orzeszkowa jest Gambia, ale ten kraj leży już w innym rejonie Afryki.
Kaczyński za swoją wypowiedź, w której porównał grożbę wprowadzenia eurobligacji do groźby agresji na Polskę ze strony Gabonu, przeprosił Gabon i Gabończyków. Zresztą w samej wypowiedzi nie doszukiwałbym się przejawów zamierzonej niechęci wobec Afryki. Z racji położenia Polski i geopolitycznej poprawności nie wypadało zamiast Gabonu mówić o Litwie lub Słowacji. Znacznie więcej do myślenia dały mi wypowiedzi pozostałych polityków, którzy zabrali głos w dyskusji nad tym, co Kaczyński powinien mówić.
Jednak sprawę Gabonu podchwycili też politycy z innego obozu politycznego. Ich zdaniem niewiedza prezesa PiS była ogromna, bo Gabon to kraj, który ma się bardzo dobrze… Sęk w tym, że stawianie Gabonu jako wzoru do naśladowania, też nie powinno mieć miejsca, bo w końcu to w Gabonie rządzi prezydent Omar Bongo, aktualnie przywódca polityczny najdłużej – bo od 1967 roku – sprawujący swoją władzę. Jak można się domyślić taki długi staż u sterów państwa nie do końca zgadza się z zasadami demokracji. Ale co tam! W końcu ten Gabon jest tak daleko, że nikt nad tym, jak tam naprawdę jest nie będzie się zastanawiał.Chyba, że Polska chciałaby też mieć swojego Bongo. A może Bongo chcieliby zostać sami politycy? W końcu to jeden z najbogatszych afrykańskich przywódców. Tyle, że najpierw należałoby znaleźć bogate złoża ropy.