José da Silva i jego Lusafrica

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! José da Silva i jego Lusafrica

„I nagle pojawiła się ona. Zaczęła śpiewać tylko przy akompaniamencie cavaquinho, jednego jedynego, tak po prostu. Ciarki przeszły mi po plecach, mojej żonie także…

…Pod koniec 1986 roku Bana ściągnął ją do Lizbony, żeby nagrać album. Pomyślałem sobie, że jeśli moja żona i ja, dla których ta kultura jest przecież już dość odległa, reagujemy w taki sposób, to większość śmiertelników, będąc w tej samej sytuacji, będzie czuć to samo. Kiedy skończyła śpiewać, zapytałem ją, czy chciałaby przyjechać do Paryża, niczego jej nie gwarantując. Zgodziła się bez wahania.”

Jose da Silva. Człowiek, który uparł się, żeby całemu światu i publiczności pokazać swoje wielkie muzyczne odkrycie. Postawił na to wszystko. Dziś Cesárię Evorę zna cały świat. Pasjonat. Sympatyczny, inteligentny, kompetentny. Dla Cesarii przyjaciel, dobry duch, menager. Ale nie tylko dla Cesárii . Bonga, Teofilo Chantre, Ildo Lobo i inne gwiazdy muzyki luzofońskiej, a szczególnie kabowerdyjskiej należą do tej samej wytwórni, którą stworzył: Lusafrica.

A oto fragment wywiadu jakiego udzielił*:

"Kim jest Jose da Silva?

Jestem Francuzem pochodzenia kabowerdyjskiego. Moi rodzice pochodzili z wyspy Santiago, ja urodziłem się na Cabo Verde, ale do 13 roku życia wychowywałem się w Dakarze.

A dlaczego Francja i muzyka kabowerdyjska?

Lubię Francję i dobrze się tu czuję. Przyjechałem tu z Dakaru w 1973 roku. Przez cały czas spotykałem znajomych z Dakaru, najczęściej młodych muzyków ( Boy Gé Mendes, Cabral, Manu Lima itd.). Muzyka była moją pasją i jest zupełnie naturalne, że mój wybór padł na muzykę kabowerdyjską, zupełnie nieznaną we Francji.

Po wibrujących coladerach Sun of Cap i Cabo Verde Show skąd Cesária i jej morny?

Zespół Sun of Cap to był ważny moment w moim życiu, to moje muzyczne początki: najpierw jako muzyka, a potem jako managera. Założyliśmy zespół z chłopcami ze stowarzyszenia kabowerdyjskiego Samba. Potem dołączyli do nas inni muzycy. Przejechaliśmy razem Francję, Luksemburg, Holandię, Portugalię i inne kraje. Siłą rzeczy i… trudności zdobyłem pewne doświadczenie jako producent i manager.

Mówi się, że pan na nowo wymyślił mornę Cesarii?

Nie, nie sądzę. Morna jest bardzo silnie zakorzeniona w tradycji Cabe Verde, nawet jeśli istnieją różne jej warianty, jeśli chodzi o dobór instrumentów. Czasami śpiewa się ją bez skrzypiec, za to z klarnetem. Sama morna niewiele się zmieniła od czasów B.Lezy, do którego wszyscy w jakimś stopniu się odwołujemy. […].Z Cesárią szukamy bez przerwy nowych brzmień nie zmieniając nic w stylu, w jakim śpiewa. Musimy nad tym pracować, by wydobyć i pokazać te emocje i ten tak charakterystyczny dla niej tembr głosu. Jesteśmy do jej dyspozycji i robimy wszystko, by stanąć na wysokości zadania. Ostatecznie to ona jest królową.

Jak powstała Lusafrica ?

Założyłem ją w 1987 roku, gdy zacząłem pracowac z Cesárią nad jej pierwszym albumem, ale dopiero w 1992 roku rozrosła się już do rozmiarów prawdziwej firmy. Kiedy w 1987 roku w Lizbonie usłyszałem Cesárię zakochałem się w jej głosie. Postanowiłem coś dla niej zrobić: spróbować nagrać jej pierwszy album i zorganizować kilka koncertów: pod znakiem firmy Lusafrica. Ponieważ mój pomysł nikogo specjalnie nie zainteresował musiałem sobie poradzić sam z produkcja płyty i jej sprzedażą. Tak wszedłem do środowiska. Sprzedając pierwszą płytę wiele się nauczyłem, więc nagraliśmy drugą. Tym razem udało mi się zainteresować dystrybucją wytwórnię Mélodie. W 1992 roku zrozumiałem, że musze mieć swoją własną strukturę i zacząłem z żoną pracować u nas w domu.

Lusafrica ma swoją siedzibę we Francji. Czy we Francji istnieje jakiś specjalny rynek dla muzyki kabowerdyjskiej?

Cesária Évora interesowała I interesuje publiczność francuską. We Francji sprzedaje się więcej jej płyt niż gdzie indziej, ale nie powiedziałbym, żeby był tu jakiś prawdziwy rynek muzycznej dla naszej muzyki. Działam w Paryżu, bo żyje tu od 13 roku życia, a ogólnie muzyka kabowerdyjska sprzedaje się głównie w krajach lusofońskichm w Portugalii, Angoli, Mozambiku i innych krajach: ich muzyka to 70% katalogu Lusafrica.

Czy ogromny sukces Cesàrii nie przezxkodził w karierze innym artystom z Cabo Verde i w pewnym sensie nie usunął w cień waszej muzyki?

Przed nią nikt nie słyszał o Wyspach Zielonego Przylądka. To tylko może się przysłużyć krajowi. Ale to zawsze tak jest, choć w Senegalu wyjątkiem jest Youssou n’Dour. We wszystkich muzycznych stylach gdy pojawia się gwiazda trzeba trochę czasu, by inni artyści mogli znaleźć własna drogę. Gdyby Cesária nie istniała wielu artystów z Cabo Verde, którzy rozwijają swoją kariere poza granicami kraju najprawdopodobniej tez by nie istniało. Ona otworzyła drogę, którą inni teraz mogą pójść. Na Wyspach Zielonego Przylądka artystów nie brakuje. W Portugalii co miesiąc około trzydziestu artystów bije się o możliwość nagrania płyty. Podobnie w Holandii. Na poziomie produkcji jest aż nadmiar artystów, ale tylko kilka nazwisk ma szanse się wybić. Ktos taki jak Teofilo Chantre ma 70 koncertow rocznie i sprzedaje swe płyty na całym świecie, choć nie ma pozycji Cesárii. Podobnie wielu młodych jak Lura, o której wiele się ostatnio mówi.

Dla wielu muzyka kabowerdyjska , poza Cesárią i kilkoma innymi nazwiskami, sprowadza się do cabo love ( kabowerdyjski zouk ). Czy nie jest to fałszywy obraz waszej muzyki?

80% produkcji kabowerdyjskiej to cabo love, ale ten gatunek nie odnosi sukcesów na rynku międzynarodowym, Interesuje wyłącznie młodzież z Cabo Verde, Angoli i Mozambiku, odwiedzających nocne kluby. To jest Zuk z tekstem w crioulo, ale nie jest to esencja kabowerdyjskiej muzyki. Nasze tradycje muzyczne Są bardzo bogate . Mamy dziewięc zamieszkanych wysp I każda z nich ma przynajmniej jeden własny styl, a na takiej wyspie jak Santiago jest ich pewnie z dziesięć. I dopiero teraz ludzie zaczynaja odkrywać cały potencjał naszej muzyki.

Jakie są wielkie nazwiska muzyki kabowerdyjskiej?

Na Wyspach każdy powie, że niezaprzeczalnie męskim głosem nr 1 jest Bana, który mieszka dzis w Portugalii. TYo on nagrał najwięcej albumów. Stracił nieco swoje szanse, bo chciał koniecznie sam zarządzać swoja karierą, ale pozostaje prawdziwych pomnikiem muzyki Cabo Verde. Publicznośc uwielbia również [ zmarłego niedawno, przyp.tł.] Ildo Lobo, którego płyty także wydajemy. Trochę trudno nam zainteresować nim Europę, ale na Wyspach to on sprzedaje najwięcej plyt, nawet więcej niż Cesária i Bana. Wśród kobiet jest Titina, Celina i inne wielie nazwiska.

Organizuje pan trzydniowe koncerty muzyki z Cabo Verde pod nazwa Noce Kabowerdyjskie [ lub luzoafrykańskie, przyp. tł.] ? Skąd ten pomysł?

Noce Luzoafrykańskie to witryna katalogu naszej wytworni. Wobec wszystkiego, co się dzieje na rynku word music w świecie koncerty stały się dla nas jednym z głównych elementów promocji artystycznej. Naszych artystów nie widać w zagranicznych stacjach telewizyjnych i w niewielkim stopniu na antenach stacji radiowych . Gdyby nie było koncertów nie mielibyśmy gdzie pokazywać naszych artystów. Trudno jest znaleźć agentów i promotorów koncertów, producenci są ostrożni, więc wszystko musimy organizować sami.”

Kropla drąży kamień. Może już niedługo, w Polsce, nie trzeba będzie aż tak wielkiej odwagi, by zorganizować koncert artysty z Wysp Zielonego Przylądka. Rzecz jasna, artysty o innym nazwisku niż wielka Évora. Już za dwa tygodnie pr
zekonamy się o tym w Szczecinie, gdy na scenę w Zamku Książąt Pomorskich wyjdzie szczególnie ceniona przez Cesárię Lura.

Elżbieta Sieradzińska

*Wywiad pochodzi z afrik.com, tłumaczenie E. Sieradzińska

 Dokument bez tytułu