Jeśli masz w sercu miłość

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Jeśli masz w sercu miłość

Biegnę przed siebie, coraz szybciej i szybciej. Wznoszące się w niebo tumany kurzu wypełniają moje płuca i cisną się w nozdrza. Szukam jej wzrokiem. Pomiędzy papierowymi sklepikami, przechodniami obojętnymi na mój los, stertami śmieci walającymi się gdzieś w rynsztokach, biegnę dalej i dalej a świat staje się jakby coraz ciaśniejszy. Czuję jak zapętla się wokół mojej szyi. Nie ma jej.

Byłem tu z siostrą. Jeszcze przed chwilą pytała, czy nie jestem głodny. A teraz jej nie ma. Jest za to ulica….ulica? Co to jest ulica? Skąd mogę wiedzieć, że spędzę na niej następne kilka lat mojego życia.

Nazywam się Patrick, mam 15 lat, jestem dzieckiem. Właściwie nie ma nic nadzwyczajnego w mojej historii. Jest ona przecież niemal identyczna z setkami historii dzieci podobnych do mnie.

Zanim umrze moja babcia, opiekunka i żywicielka, zanim ojciec pobije mnie po raz kolejny, zanim siostra zostawi mnie samego gdzieś w środku Kampali, zanim nauczę się, że tu nie ma miejsca na miłość, na dobre wychowanie, na człowieczeństwo, zanim nauczę się jak kraść, oszukiwać, jak nie czuć…jestem zwykłym dzieckiem. Jestem ugandyjskim siedmiolatkiem.

Plecak zawieszony na moich barkach zaczyna ciążyć, przejdę jeszcze 100 metrów. Musi być za tym drzewem. Mężczyzna sprzedający wejściówki na wyświetlany w małej klitce film po raz pierwszy używa tego słowa: Nie masz domu? Jesteś dzieckiem ulicy, a to znaczy, że będziesz cierpieć.

Co może znaczyć cierpienie, dlaczego mówią, że jestem dzieckiem ulicy. Przecież mam rodzinę i dlaczego nie umiem znaleźć mojej siostry? Boję się.

Są tu inne dzieci, widzę je w mroku nocy. Pytają czy jestem nowy. Milczę, a one mówią. Mówią straszne rzeczy. Że jeśli mam w sercu pokój, to ten pokój nie ma tu znaczenia. Że jeśli mam w sercu miłość powinienem ją wyrzucić, bo tu nie ma na nią miejsca. Że na ulicy nic nie ma znaczenia, tylko jej okrucieństwo. Nie rozumiem z tego za wiele, ale idę za nimi.

Zazwyczaj pracuję w nocy, bo tak najprościej jest kraść. Ludzie boją się nas. Boją się naszych spojrzeń, naszych podartych ubrań, mętnych od wdychania kleju oczu… obojętnych na świat, który tak bezdusznie się z nami obchodzi.

Czasem policjanci mówią nam, że nie możemy tu być. Mówią: rząd Ugandy nie wyraża zgody, żebyście żyli na ulicy. Powinniście wrócić do domu, inaczej wsadzimy was do więzienia.

Dom….gdzie jest mój dom?! I co to znaczy dom? Jeśli dom to miejsce, które daje Ci jeść, to jestem w domu.

Po jakimś czasie moja siostra wraca. Ile minęło czasu? Rok? Dwa? Nie wiem…nie umiem przecież liczyć.

Mówi, że zabierze mnie do kobiety, która pomaga dzieciom takim jak ja. Pamiętam jeszcze jak mnie zostawiła, ale nie mogę jej nie zaufać, jest przecież moją starszą siostrą.
Na krótki czas znajduję coś na wzór przystani, a potem moja siostra okrada tą dobrą panią, która się nami opiekuje, a my zostajemy wyrzuceni z wioski. Nie mam domu.

Potem już nie pamiętam…wałęsam się ulicami, sprzedaję jajka. Czasem przechodnie pytają mnie, dlaczego nie chodzę do szkoły…nie wiem co to jest szkoła i dlaczego miałbym do niej chodzić…znów nie rozumiem. Nie rozumiem wiele – obojętności dorosłych ludzi, nie rozumiem zimnych wieczorów, kiedy żeby się ogrzać pijemy benzynę, nie rozumiem mojej sytuacji, ale już nie zastanawiam się dlaczego zostałem sam.

Kiedy mam 10 lat wraca jeszcze raz. Obiecuje, że zabierze mnie do matki. To daleko, ale tym razem nie kłamie. Matka mieszka z ciotką, przeprasza, mówi, że żałuje, że zostawiła mnie samego z ojcem, że muszę jej wybaczyć, że zostałem pół sierotą, kiedy jeszcze nie umiałem chodzić. Jest przecież moją matką, ale ja jej nie znam…i wolę wrócić do Kampali, tam mieszka kobieta, która nazywa mnie swoim synem i dzięki której mogę pracować.

Jakiś czas później dostaję od niej pieniądze z poleceniem odszukania ojca. Nie chcę, próbuję się wykręcić, ale ona nalega. Moja nowa matka. Muszę jej słuchać, więc jadę.
Po długim czasie docieram do wioski ojca. W jego domu zastaję moich bratanków, dwie żony ojca – jedna z nich jest w ciąży. Poznają mnie i zasypują lawiną pytań: gdzie byłem, co robiłem, co się ze mną stało. Wszyscy myśleli, że umarłem. A ja żyję – jestem dzieckiem ulicy – to znaczy, że trzeba się mnie bać, że trzeba mnie nienawidzić, że trzeba mną gardzić….
Mówią, że ojciec, kiedy dowie się, że jestem tutaj pobije mnie. Ojciec wraca z pracy i wyrzuca mnie z domu. Mówi, że mam wrócić na ulicę, że nie mogę zostać u niego, bo jestem dzieckiem ulicy. Ma już czwórkę innych dzieci, nie może zapewnić mi edukacji. Kolejny raz wracam na przedmieścia Kampali, bo tam jestem u siebie.

Nazywam się Patrick, mam 15 lat – opowiedziałem wam już część mojej historii.
Pewnego dnia, nie pamiętam kiedy, bo każdy dzień na ulicy jest taki sam jak poprzedni, w pobliżu miejsca, w którym przebywam parkuje niebieski samochód. Patrzę z zaciekawieniem na dwóch mężczyzn wysiadających z niego. Coś krzyczą, pytają…. mówią: „ Dzieci ulicy!- te z was, które chcą mieć piękny dom, chodzić do szkoły, czuć się bezpiecznymi, chodźcie z nami”.

Niebieska furgonetka wygląda ładnie, jest czysta…..wsiadam do niej razem z moimi przyjaciółmi.
Ale oni szybko uciekają, bo widzisz…. kiedy wychowałeś się na ulicy ona woła Cię z powrotem. Przyciąga jak magnes… nie jest łatwo zapomnieć i nauczyć się żyć jeszcze raz. Nawet jeśli dostaniesz drugą szansę.

Jest koniec roku 2004, kiedy przekraczam próg ośrodka CALM. Czuję się zagubiony, nie znam reszty chłopaków, którzy mieszkają tu od dłuższego czasu.

Mija sporo czasu, zanim uczę się żyć moim nowym życiem. Zanim nauczę się mówić o tym poprzednim. Mam tu własne łóżko, czyste ubrania, szkołę. Uwierzycie? Mogę chodzić do szkoły, tak samo jak te wszystkie dzieci, które mają kochające rodziny i pieniądze na edukację.

Lubię to miejsce, mam tu przyjaciół, jestem tu bezpieczny. Czasem tylko tęsknię, za tą panią, która nie będąc moją matką potraktowała mnie jak własnego syna. Nie, nie mam marzeń o przyszłości. Czasem tylko myślę, że chciałbym być lekarzem.

Paulina Łokaj

 Dokument bez tytułu