HIV a sprawa polska – mity i fakty

afryka.org Czytelnia Czytelnia HIV a sprawa polska – mity i fakty

Miesiąc temu nad Polską przetoczyła się publiczna debata na temat HIV. Problem nie był nowy, bo obecny nad Wisłą od 1985 roku, kiedy po raz pierwszy stwierdzono pierwszy polski przypadek zakażenia tym wirusem. Jednak media grzmiały – HIV roznoszą Afrykańczycy!

Widzowie dyskusji prowadzonych na łamach prasy i w studiu telewizyjnym mogli odnieść wrażenie, że sprawa ich nie dotyczy. Ich córki, żony i kochanki nie sypiają z przybyszami z Czarnego Lądu, a oni nawet jeśli korzystają z usług prostytutki, to nie są to Afrykanki.

Media wykreowały prosty przekaz – HIV to Afryka, a Polska jak niewinna dziewica, nie jest nim zagrożona. Oczywiście z wyjątkiem ofiar kontaktów seksualnych z pewnym podobno antyfaszystowskim działaczem, o bardzo wątpliwym statusie uchodźcy.

Zawsze byłem daleki od potępiania ludzi żyjących z HIV/AIDS. Wymagają oni najgłębszego szacunku, a przede wszystkim akceptacji. Drażni mnie odrzucanie ich na margines życia i powszechny ostracyzm, obowiązujący w podobno miłującej po chrześcijańsku Polsce. I nie to jest moim zamiarem, nawet jeżeli "sekretarz generalny" stowarzyszenia, które promowało wątpliwej jakości poezję samego sekretarza, zamiast bronić praw uchodźców, zarażał celowo. Nie chcę też potępiać dziesiątek jego ofiar, które zauroczone "bojownikiem o wolność i demokrację" ulegały czarowi bywalcy salonów i przeżywają największy życiowy dramat. Chodzi mi o sposób w jaki Polacy postrzegają AIDS.

Otóż "dzięki" wspomnianej już sprawie, wszyscy mówili o wirusie HIV. Jednak nikt nie zadał sobie pytania, czy na pewno to tylko problem Afryki. Czy nie jest tak, że rewolucja seksualna, w której każdy z nas ma swój udział, nie uczyniła nas podatnymi na zakażenie?

Ilu z nas po tej sprawie zastanowiło się nad swoim życiem seksualnym? Ilu, jeżeli to zrobiło, poszło zrobić sobie test? Ilu podjęło decyzję o zmianie swoich zachowań, określanych przez epidemiologów, przymiotnikiem – ryzykowne?

Obawiam się, że niewielu, poza wąską grupą, która miała bezpośredni kontakt z kameruńskim "antyfaszystą" i jego ofiarami. A reszta?

Śpi spokojnie. Myśli, że ich to nie dotyczy. Są z Polski. Są "biali". Jeżeli uprawiają seks to z "białymi". I nie pamiętają, że HIV nie rozróżnia kraju pochodzenia, koloru skóry i paszportu, który posiadamy. Że za wschodnią granicą tyka bomba, przenoszona do Polski za pośrednictwem dziewczyn pracujących w branży, powiedzmy towarzyskiej. Że wielu "kochających" partnerów na spotkaniach z nimi ufa prezerwatywom i potem naraża na ryzyko ufne w ich wierność kobiety.

Natomiast większość wojujących po różnych stronach dziennikarzy i publicystów utrwalało wizerunek Afrykańczyków, jako ludzi roznoszących zarazę. Pojawiały się pomysły badania każdego przybysza z Afryki, ale nie badania Polaków, katolików, którzy nigdy nie uprawiają seksu pozamalżeńskiego. Hipokryzja jeszcze raz święciła swoje triumfy. Do HIV dorzucono wkrótce sepsę, przywleczoną przez Polaka z Anglii, ale według mediów przez Afrykankę, obecną na tej samej co on angielskiej dyskotece.

Wniosek. Po głowie dostali Afrykańczycy. Polacy swoich zachowań nie zmienią, nawet ci oświeceni – twierdzili, że seks z Afrykańczykiem z użyciem prezerwatywy to objaw rasizmu, a HIV może spać spokojnie i rozpełzać się dalej. Wreszcie sam antyfaszysta roku pogrążył swój rodzinny kontynet w mroku jeszcze większej nienawiści i zaprzepaścił wysiłek ludzi, którzy starali się poprawić wizerunek Afryki.

Pozostaje wierzyć, że mieszkańcy Polski nie ulegną masowej afrofobii, zaś w swojej bądź cudzej sypialni zaczną zachowywać się odpowiedzialnie. Czego sobie i wszystkim życzę.

Paweł Średziński

 Dokument bez tytułu