Ewa z Zanzibaru: W kilka słów dookoła wyspy

afryka.org Czytelnia Poznaj Afrykę! Ewa z Zanzibaru: W kilka słów dookoła wyspy

Patrzę na mapę Zanzibaru, która dla obcych jest pewnie zbiorem śmiesznie brzmiących nazw (mnie w każdym razie śmieszą i rozczulają) albo postrzępionym paskiem ziemi zwanym dalej wyspą, na którym – jak to w tropikach – rośnie wszystko bujnie, szybko i egzotycznie.

Wyspę można objechać terenowym autem w ciągu dnia, oczywiście widząc przy tym tylko zarys zanzipejzaży. Ale da się.

Mapa to taka zachodnia mandala (jak pisał Stasiuk). Gapimy się na mapy, konstruujemy je, kolorujemy, pieczołowicie zapełniając białe plamy naszej niewiedzy. Marzymy o sobie przy mapach i wygadujemy plany wędrówek, których nigdy nie odbędziemy.

Postanowiłam poćwiczyć umiejętność lapidarnego (bo gadać kwieciście i dużo bym mogła bez końca, a warto język giąć krnąbrny) formułowania myśli, używając ku temu mapy Zanzibaru. Oto krótkie wprawki z opisów mapy.

Zanzibar Town (Stone Town) jedyne miasto wyspy, dziś dość rozległe (większe niż Sieradz, mniejsze niż Poznań), turystów przyciąga stara część miasta, zwana Stone Town; to tu stoją słynne wąskie i wysokie kamienice ze szmaragdowymi okiennicami, wśród których popija się korzenną kawę z drobnych filiżanek, a kamienice są zbudowane w stylu a la i przez:

– a la su – a – hi – li – Afrykańczyków,
– a la in – di – a – Hindusów,
– a la all – a – ha – Arabów,
– a la lis – bo – na – Portugalczyków,
a la – alf laila u laila*** – sułtańskich kupców,
– a la se re na (inn) – angielskich oficjeli…

Bububu – ruchliwa wieś, którą przecina główna droga (suahili – barabara, ang.- main road) prowadząca na północ wyspy; w Bububu przy barabara znajduje się duża, choć zwyczajna, szkoła dla afrykańskich dzieci. Władze zbudowały więc na drodze makabryczną ilość ograniczników prędkości, które powodują szybko rozładowujące się korki i zwiększony żywot dziatwy; nazwa Bububu wzięła się stąd, że ponad sto lat temu jeździła tu ciuchcia z wagonami (pociąg yeah) – pierwsza w całej Wschodniej Afryce, i robiła: bu bu bu…

Mkokotoni – ulubiona wieś rybacka Hasbenda z prawdziwym lokalnym targiem rybnym – zapach jest odurzający; mijamy ją za każdym razem, gdy jedziemy do Nungwi albo do Matemwe i za każdym razem dziwimy się, jak blisko morza można poprowadzić barabara, bo w Mkokotoni asfalt niemalże wpada łukiem i zakrętem w wodę i łodzie; raz mkokotońskie dziewczyny sprzedające miejscowym banany i czapati, przestraszyły się mnie i wołały cicho: „shetani, shetani”*** i nie chciały mi nic sprzedać.

Tumbatu – Tumbatu jest wysepką – tajemniczą, niedostępną dla białych, uchowaną przed cywilizacją, na której roi się od szamanów (suahili – mganga, ang. – sorcerer), czarodziejek, dziwów, smoków, bożków i magii (białej i czarnej); podobno Tumbatu zamieszkują najpiękniejsze kobiety świata…

Nungwi – wiadomo, centrum nurkowe, popularny nadmorski kurort; tu mieszkają Gosia i Kazik, rezydenci domu Matyldy – a oprócz nich mniejsze i większe legendy Zanzibaru:

1. mega legenda Bru – nungwijski ojciec Wergiliusz z RPA, kupuje bardzo zły hasz, przy którym snuje niewiarygodnie piękne opowieści; przystojniak po pięćdziesiątce, kobieciarz, muzyk, mag, zaklinacz oceanu, nurek, który – jako JEDYNY tutaj – dryfował na otwartym oceanie przez 27 godzin, w piance, z butlą i nie – naprawdę – NIE na własne życzenie – po prostu omyłkowo łódź wróciła na brzeg bez niego i bez jego dive partnerki; Bru ocalał, mimo znoszących go bóg wie gdzie prądów, mimo zimna i odwodnienia;

wśród miejscowych długo uchodził za bożka oceanu…

2. wielka legenda Beryl (tak, tak, jak Beryl Markham i jak kamień w moim indyjskim pierścionku) – o niej napiszę osobno. Kiedyś. Bo jeśli zacznę tak:

druga z sześciorga rodzeństwa – obecnie rozsianego po całym dobrym świecie, urodzona 18 marca w Singapurze z matki Australijki, ojca Walijczyka, dive masterka piekąca najlepsze bangh ciasta na wyspie, ślepa na jedno oko, matka dwójki dzieci (oboje po trzydziestce), posiadaczka lat grubo ponad pięćdzięsięciu i suki o imieniu Miłość, pozostająca w związku z dwa razy od niej młodszym Dawidem, pięknym i rosłym jak nieboskie stworzenie…,

to będzie tylko czubek tej wielkiej i pieknej góry, jakim jest życie Beryl.

Zresztą o Bru też muszę napisać oddzielnie (Bru to facet, który służył w przymusowej rodezyjskiej armii i był świadkiem wszystkich rpańskich przemian! Chodzący podręcznik historii, którego historie trzeba łowić i spisywać)…

3. Mwezi (Księżyc) i Gerry – para w ciąży, młodzi i śliczni; rasy białej; ona urodzona i wychowywana w Kenii, on – syn właściciela sieci hoteli Pretoria; żyją skromnie i frikowo – mimo wielkich pieniędzy z łowienia ryb z turystami – z suką Saszą, która właśnie urodziła ośmioro szczeniąt; dodam, że Mwezi i Gerry dzielą dom z tym rosłym, ogorzałym blondynem, który przysiadł się do mnie na dziób w Cholo Bar onegdaj…

4. Jutta (Urta) – Niemka, która założyła piekarnię i kafejkę, spaceruje z małymi afrykańskimi chłopcami po plaży – chodzą słuchy, że ich adoptowała…

5. I tak dalej, długo, długo, o ludziach niezwykłych w Nungwi długo…

Matemwe – według mnie najładniejsze miejsce na Zanzi; plaże długie i palmiaste, piasek jak mleko w proszku, woda ciepła i lazurowa; wystarczy wysilić wzrok i dostrzeże się Indie…

Mnemba – hasło wywoławcze: c.c. africa.

Jest jeden ośrodek wypoczynkowy na Mnembie, czyli na maleńkiej wyspie naprzeciwko Matwmwe, otoczonej bajeczną rafą koralową; noc kosztuje blisko tysiąca dolarów od osoby; płaci się za prostą chatę z maty, proste łóżka, proste, ale najsmakowitsze potrawy, proste przyjemności; tu odpoczywa Bill Gates, Tina Turner i inni możni.

Uwaga dla rodziców: na Mnembie nie może być więcej niż dwoje dzieci na raz (wiadomo, są hałaśliwe), nie wolno im wchodzić do baru po 18 i jeśli mają więcej niż 5 lat – muszą mieć swój własny pokój (słono płacony)…

Pwani Mchangani, Pongwe, Uroa, Paje – wschodnie wybrzeże; znam je mało – są tu podupadające, smutne kurorty obok gigantycznych all inclusive, wypasionych fabryk turystycznych w stylu kempinski oraz Pretoria… Gdzieś tu (może w Bwejuu? nie pamiętam) mieszka Słowaczka – rastafarianka; prowadzi hotelik i knajpę, w której centralnymi miejscu wiszą wielkie tkaniny z Bobem Marleyem i cesarzem Hajle Selasje…

Kizimkazi – zatoczka z delfinami.

Jozani Forest – rezerwat wolno żyjących małp, endemicznych kolubusów i wielki las mangrowców (drzewa żyjące w słonej wodzie)…

Ufff.

madrugada ew

madrugada.blox.pl

*** alf laila u laila – po prostu „Baśnie tysiąca i jednej nocy”
*** shetani – stworzenie nie z tego świata, demon, chochlik, żyjący na ziemi równolegle z ludźmi i zwierzętami, ale niewidzialny – przybiera różne postaci; należy na niego uważać, bać się go i czcić; większość pamiątkowych wyrobów z hebanu, jakie kupują turyści przedstawia shetani (o hybrydalnych kształtach); najlepszym zabezpieczeniem przed shetani jest zawieszona pod sufitem domu, sklepu, biura karteczka z arabskim zaklęciem – te karteczki wiszą niemal wszędzie na Zanzibarze… Złe uroki shetani odczarowują mganga (pl. waganga) – czarodzieje – szamani; niesamowita jest historia z 1995 roku o strasznym wcieleniu shetani – Popo Bawa – ale o tym innym razem…

 Dokument bez tytułu