afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Dzień Dziecka w Afryce

O dzieciach Afryki mówi się chyba najwięcej. W końcu to dobry temat, który można wykorzystać w pozyskiwaniu funduszy. Przecież naturalnym odruchem jest pomoc dziecku. Tym bardziej w Polsce, gdzie wielu ludzi nie interesuje Afryka, ale dziecko, nawet afrykańskie, proszę bardzo. „Wszystkie dzieci nasze są” – powtórzę za Majką Jeżowską.

Mamy Dzień Dziecka. Każdego roku obchodzimy święto najmłodszych. Jednak zawsze znajdą się dzieci, nie tylko te afrykańskie, ale również polskie, które o swoim dniu nigdy nie usłyszą.

Statystyki

Dzień Dziecka jest zawsze okazją, aby opublikować raporty dotyczące dzieci. W tym roku, małym Afrykańczykom, poświęcono dwa z nich. Pierwszy został przygotowany przez UNICEF. Wyciągniemy z niego smutne statystyki. Okazuje się, że pomimo rozwoju medycyny, śmiertelność afrykańskich dzieci poniżej 5 roku życia wciąż rośnie zamiast spadać. A przecież miało być inaczej. Zakładano, że uda się zrealizować ambitne plany co do zmniejszenia śmiertelności wśród najmłodszych.

Problem ten dotyczy przede wszystkim Afryki na południe od Sahary. Jedynie kraje Afryki Północnej odnotowały sukces na polu obniżenia liczby zgonów wśród dzieci. Znacznie gorzej jest w Afryce Centralnej. Tam ciągle na 1000 urodzonych dzieci umiera 193 z nich. Dla Afryki Zachodniej ten wskaźnik wynosi 187 na 1000 urodzeń, co daje ponad 2 miliony zgonów dzieci w tym rejonie kontynentu. Jeżeli weźmiemy szacunkowe dane dotyczące śmierci afrykańskich dzieci w skali roku, otrzymamy liczbę 5 milionów zmarłych w Afryce. Największy udział w tej statystyce ma wspomniana już Afryka Zachodnia (42%), Wschodnia (31%), Centralna (18%) i na bardziej odległych pozycjach Południowa (8%) i Północna (2%).

Przyczynom ich śmierci można zapobiec – twierdzi UNICEF. – 25 procent dzieci umiera zaraz po porodzie, kolejne 21 procent w wyniku chorób płuc, 18 procent w rezultacie malarii, 17 procent –  biegunek i 7 procent – AIDS. Wniosek – należy działać na rzecz wzmocnienia, a nieraz budowy systemu opieki zdrowotnej. Równie ważne jest dobre odżywianie i podejmowanie działań na rzecz pokoju w krajach ogarniętych wojną.

Gwałcą zamiast chronić i pomagać

Chcąc zrealizować powyższe postulaty, nie obędzie się bez pracowników organizacji pomocowych i żołnierzy w błękitnych hełmach. Dlatego do Afryki przyjeżdżają kolejne misje pokojowe i humanitarne. Wraz z nimi pojawiają się tysiące ludzi, którzy mają zadbać o to, aby nic nie stało się powierzonym ich opiece Afrykańczykom, także tym najmłodszym. To w teorii, bo w praktyce prawda jest zupełnie inna. Nie dość, że część personelu nie pomaga tylko dobrze na misji zarabia, to stara się wykorzystać sytuację bycia sam na sam z pokrzywdzonymi przez konflikt, osieroconymi dziećmi. O przypadkach wykorzystywania seksualnego dzieci, informował ostatni raport organizacji Save the Children.

Nie od dziś wiadomo, że przyjeżdżając do Afryki w charakterze „ratujących ludzi i kontynent”, można zachowywać się bezkarnie. Nie ma mechanizmów kontroli, bo jak twierdzi jeden z przedstawicieli ONZ nie można kontrolować ponad 200 tysięcy osób personelu, pracujących na całym świecie. Takie oświadczenie każe zapytać, to po co w ogóle wysyłać misje pokojowe, skoro nie ma mechanizmów skutecznej kontroli? Można powiedzieć, że wszystko zależy od ludzkiej odpowiedzialności i przyzwoitości. Jednak w sytuacji, kiedy nikt nie przygląda się uważnie prowadzeniu się pracowników różnych organizacji pomocowych i misji pokojowych, nie należy przeceniać uczciwości człowieka.

Bez względu na to, gdzie pracownicy organizacji niosących pomoc i pokój pracują, czy w dużym mieście, czy na terenach wiejskich, wszędzie tam dochodzi do aktów przemocy seksualnej wobec nieletnich. Niektóre dzieci są do seksu zmuszane, inne robią to, bo dostaną albo jedzenie albo niewielkie pieniądze. Bo zdecydowaną większość przypadków dzieci wykorzystanych seksualnie w raporcie Save the Children stanowią sieroty i dzieci ulicy, pozbawione opieki rodziców. Są łatwym celem dla zagranicznych pedofilów, szukających sposobów na rozładowanie swojego napięcia seksualnego.

Pracownikom organizacji pomocowych i żołnierzom w błękitnych hełmach nie grozi żadna kara za seks z dzieckiem. Są właściwie nietykalni. Wykrywalność dokonanych przez nich przestępstw jest prawie równa zeru. Powód – ich małoletnie ofiary nie zgłaszają takich przypadków.

Większość seksualnych przestępców, opisywanych przez raport Save the Children, stanowią mężczyźni. Jednak nie tylko oni krzywdzą dzieci. Seksu poszukują też kobiety, pracujące czy dla ONZ czy też dla innej organizacji humanitarnej. Raport informuje o kilku takich przypadkach.

Save the Children twierdzi, że problem wykorzystywania nieletnich nie jest monopolem ONZ. W gronie oskarżonych przez raport znalazły się również inne organizacje pomocowe i… kościoły. Przestępcami seksualnymi są błękitne hełmy, pracownicy cywilni i misjonarze. A ich ofiary? To dzieci, nawet w wieku 6 lat.

Tegoroczny raport przedstawia sytuację tylko w dwóch krajach Afryki, na Wybrzeżu Kości Słoniowej (WKS) i w południowym Sudanie. Jednak nie ma wątpliwości, że opisane przypadki dotyczą także innych krajów. I nie są czymś wymyślonym na potrzeby mediów.

Ktoś powiedział, że Afryka działa jak magnes na różnej maści dewiantów i poszukiwaczy seksualnych przygód. Mają oni dość duże pole do popisu. Mogą przyłączyć się do jednej z organizacji bądź wspólnot religijnych, i wyjeżdżają do pracy w Afryce, zyskując nieograniczone możliwości. Świat nie będzie przejmował się zgwałconymi afrykańskimi dziećmi, bo kontynent, którego dotyczy ten problem leży tysiące kilometrów dalej.

Czy istnieje rozwiązanie tego problemu? A może by tak zacząć przeprowadzać psychologiczne testy ludziom, którzy do Afryki chcą jechać? Sprawdzić przed wyjazdem życiorys kandydata na pracownika organizacji pomocowej czy misjonarza? Nie tylko pod kątem jego cv.

Jedno wiem na pewno. Argument przedstawiciela ONZ, że ma dużo personelu i nie jest w stanie go kontrolować do mnie nie przemawia wcale.

Kofi

 Dokument bez tytułu