Składam pokłon w stronę telewizji za stabilność i trwałość jej struktur. Za konsekwencję w realizacji idei, których uczono nas i wpajano nam przez lata. Idei, które później tak dziarsko odrzuciliśmy myśląc o lepszym jutrze, o Europie drodzy Państwo!
To, że media to czysta manipulacja, sprzęcik w rękach rządu, realizatorów i dyrektorów programowych wie większość z nas, ale gdzieś to umyka z gracją, przy oglądaniu kolejnego z serii już nawet nie kiepskich, ale głupich światów.
Chciałam też na samym wstępie zaznaczyć, iż będę mówiła prawdę i tylko prawdę. Bohaterowie, którzy wystąpią nie są tworem, mojej jeszcze idealistycznej chociaż już z wolna ociosywanej wyobraźni, ale pracownikami znanej stacji telewizyjnej.
Tak oto dnia 3 Marca roku 2003, do Centralnego Ośrodka dla Uchodźców w Dębaku, zawitała czteroosobowa ekipa telewizyjna.
"Szybko, szybko", powstało zamieszanie "Trzeba im pomóc! Przyjechała telewizja! Kręcą materiał o uchodźcach, ale nie mają obiektów".
Jaka szkoda… Proszę sobie teraz wyobrazić:
Pani w futerku, umalowane usteczka, rączki w kieszonkach, wszystko pod kolor, szeroki uśmiech (na wszelki wypadek jak sądzę).
Wnet za Panią, Pan numer 1. Niesie mikrofony, plączą mu się kable, za tym panem inny Pan w słuchawkach. Wygląda jakby właśnie miał przerwę w nagrywaniu piosenki "We Are the World We Are the Children".
I najważniejsza postać – Pan numer 3 ze statywem i kamerą, której przestraszyć mógłby się nawet doświadczony aktor.
Temat felietonu:
"Stosunek Polaków do Uchodźców"
Zaraz za tym, krótkie wytłumaczenie w stylu "Wie Pani, chodzi o pokazanie ich tak… Hmm przychylnie".
Pomyślałam sobie co za wspaniałomyślni, pomysłowi klauni.
Nie wiedzieli co chcieli. Według mojej interpretacji nie zważając na polityczną poprawność, powiedzieli:
"Dajcie kolorowych, tylko różnych, żeby było egzotycznie. Czarną, żółtą itp. Spoko niech się nie stresują nic nie będą mówić tylko niech coś udają. My im trochę pokręcimy i spadamy".
Każdy z każdym jest kwita i do następnego razu towarzysze.
Część uchodźców widząc ich, a mają już niemałe doświadczenie, zgodnie wstała i opuściła salę telewizyjną. Ach oczywiście żeby była jasność to oni nikogo do niczego ABSOLUTNIE nie zmuszają, panuje demokracja (zupełnie jak w dawnym Zairze), można odmówić.
Pan numer 3 ustawił na środku pokoju kamerę (zero wprowadzenia, pytania, informacji) Panowie 1 i 2 krzątali się. Nie wiem, który z nich, ale był na tyle uprzejmy, że zdecydował o nie podłączaniu halogenowych, oślepiających lamp. Ktoś podszedł do okna i zamaszyście odsłonił materiał przypominający zasłonę.
Nie wiedziałam jak im dziękować.
Stałam tam, przełykając łzy z pytaniami wypisanymi na twarzy, pretensją w oczach, oburzeniem i niedowierzaniem.
Za chwilę słyszę podskakującą Panią w futerku, która mówi: "No nie, to nie ma sensu, jakie to nudne" – prosi mnie żebym im przetłumaczyła, by wyjęli książki, gazety, gry i zaczęli się bawić.
Przekazałam o co poprosiła, po czym opuściłam pokój przepraszając, że nie mogę tego znieść.
Chłopcy zdziwili się trochę bo ani gier ani gazet to oni w pokoju nie mają. Ich zmieszanie było porównywalne z tym, gdyby ktoś nagle kazał ci zacząć odprawiać jakiś afrykański rytuał albo zapytał o Rastafarian, o których ty nigdy nie słyszałeś.
Teatrzyk się toczy, pełna improwizacja.
Pan numer 3 pociąga za sznurki a Pani, odwróciła się w moją stronę i zapiała: "HE , HE Dobrze sobie radzą co?"
Myślałam, że wyniosę ją i to jej futerko na swoich drobnych ramionach.
Za chwilę Pan numer trzy mówi: "To nie materiał o Dębaku, tak w ogóle potrzebni mi są do migawki, cholera jak ja z tego uszydełkuję 60 sekund?" zastanawia się głośno. " Chyba stanę jeszcze w lesie i poczekam. Jak będzie jakiś przechodził to go nakręcę". Pani zafrasowała się i zapiała ponownie: "Jakiego obiadu to oni tu nie mają?"
"Mają" – pada odpowiedź – "ale o 13.30".
"A to nie" konkluduje.
W ośrodku nikt się niczemu nie dziwi, pracownicy spuszczą smutne oczy wiedząc jak wygląda rzeczywistość i praktyka. Ciągle patrzą na mnie raz z pretensją, innym razem z politowaniem, że ja się dziwię, chcę coś zmieniać. Uśmiechają się do siebie nawzajem przypominając sobie cichutko czasy kiedy im też się chciało. Odwracają głowy w stronę monitorów komputerów, na których istnieje pewnie kolejna negatywna decyzja i szepczą:
"Jej to minie, to jest jak zauroczenie, parę dni, roczek i będzie jedną z nas".
Gdybym miała przy sobie kamerę mogłabym zrobić doskonały wręcz felieton o stosunku Polaków do Uchodźców!
Ewa Janczewska