Afryka widziana z peerelu (12): Król Maciuś cd.

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Afryka widziana z peerelu (12): Król Maciuś cd.

Dziś ciąg dalszy analizy powieści Janusza Korczaka, czyli o “Królu Maciusiu” i Afryce.

Pierwszym wrażeniem po pokonaniu Sahary okazało się zdziwienie Maciusia sferą kulturowo-religijną Afrykańczyków. Negatywne emocje wywołała oprawa muzyczna: „była taka straszna orkiestra, aż uszy mało nie popękały. Zamiast trąb mieli jakieś rogi, piszczałki, zamiast bębnów – jakieś kotły. Hałas był okropny. A przy tym tak wrzeszczeli, że po ciszy pustyni można było zwariować”. Podobne emocje wygenerowało pierwsze zetknięcie się ze sferą obrzędowości animistycznej: „Postawili kloc z drewna, gdzie wyrzeźbione były jakieś straszne twarze zwierząt. Kapłan miał na twarzy też straszną maskę. Znów ryczeli coś”. Korczak nie próbuje opisywać roli fetyszów afrykańskich, poprzestaje na opisie ich niezrozumienia i strachu wobec nich w postawach europejskich eksploratorów Afryki.

Znaczną część opisów zetknięcia się kultury europejskiej i afrykańskiej redukowano do bezwiednego opisywania niezrozumiałych rytuałów, zdziwienia, braku refleksji. Przykładowo: „władca afrykański Bum Drum wraz z dziećmi zaczął głośno płakać, chodzić na czworakach i fikać żałobne koziołki do tyłu”, zaś „Maciusiowi strasznie się chciało śmiać z tych dziwnych zwyczajów, ale udał poważnego i nic nie mówił”. Korczak pisze dalej: „Biedny król Bum-Drum starał się z całych sił, żeby urozmaicić i uprzyjemnić pobyt Maciusia na swoim dworze, ale jego zabawy i przyjemności takie były dzikie, że Maciuś tylko z ciekawością patrzył, a czasem i nieprzyjemnie mu było”. Opisy te, nasycone egzotyzacją, i tak prezentują rzeczywistość mniej absurdalną niż zbiurokratyzowany świat Zachodu, do którego Korczak podchodził z wyraźnym dystansem.

Czarnym charakterem w utworze jest kapłan, lider tradycyjnej społeczności religijnej. Próbuje on otruć Maciusia. Następnie jednak, jak przystało na „dobrego dzikusa”, okazuje skruchę i naprawia swoje winy serią magicznych występów przed władcą europejskim (skoki przez ogień, oswajanie dzikich węży, uzdrawianie ptaków etc.).

W trakcie podróży po interiorze większość refleksji Maciusia dotyka kwestii „kultury ubóstwa”. Król charakteryzuje biedę, choroby, brak infrastruktury, prymitywne metody uprawy roli. „W lasach często widywali Murzynów rozszarpanych przez dzikie zwierzęta albo zmarłych od ukąszeń jadowitych wężów. Maciusiowi bardzo żal było biednych ludzi, którzy tacy byli dla niego dobrzy”. Wizyty na afrykańskiej prowincji wyzwalają we władcy europejskim współczucie i postawę paternalistyczną. Stara się on ulżyć w cierpieniu autochtonom.

Interesujący fragment relacji z pobytu Maciusia w Afryce stanowią opisy zawarcia – posłużmy się współczesną nomenklaturą – porozumienia o współpracy polityczno-gospodarczej. Składało się ono z trzech etapów. Po deklaracji o przekazaniu Europejczykom surowców, władca afrykański nadzorował spektakularną antropofagiczną ucztę: „Wybrani na zjedzenie tańczyli dziki taniec radości, a nie wybrani chodzili na czworakach”. Ostatnim, trzecim etapem „święta przyjaźni” była serią symbolicznych zmagań władców ze zwierzętami.

Przed wyjazdem Maciuś – jak przystało na odkrywcę tajemnic Czarnego Lądu, zdobywającego świat z iście ułańską fantazją – podbija serce córki władcy, pięknej Klu-Klu. Mimo problemów natury dyskursywnej („Klu-Klu kiki rec – Klu-Klu kin brun. Jeszcze coś długo mówiła, ale Maciuś nic nie rozumiał”), nieudanych prób rozwoju interakcji metodą wymiany darów (lusterko, flaszeczka i zegarek), Maciusiowi nie udało się zbudować trwałej relacji z Klu Klu. Dopiero nauczenie się przez nią dwunastu języków europejskich oraz decyzja o straceńczej wyprawie do Europy w skrzyni pełnej dzikich małp przekonała Maciusia co do zasadności rozwinięcia interakcji z Afrykanką. Postanowił on, „by [Klu Klu] została w pałacu, uczyła się, a gdy zostanie królową, będzie taką reformatorką czarnych, jak ja jestem królem-reformatorem wśród białych”. Maciuś lubił wysłuchiwać opowiadanych przez nią „ślicznych murzyńskich bajek”. Nie udało się jej przekonać Maciusia, że noszenie ubrań na nogach to „dziki zwyczaj”, na skutek którego „Europejki nie potrafią chodzić po drzewach i stają się niezgrabne”. Udało się jej za to namówić Maciusia, by sprowadził do Europy sto dzieci afrykańskich (dodajmy: migrantów przybyło nie jak zakładano 100 lecz 1000) celem pobierania nowoczesnej edukacji i zaszczepienia im wartości charakterystycznych dla kultury Starego Świata.

Misja Maciusia zakończyła się sukcesem. Nawiązał trwałe stosunki dyplomatyczne z Bum Drumem, zasilił budżet kraju złotem przywiezionym z Afryki. Skutkiem ożywienia kontaktów międzykontynentalnych okazała się rewizyta liderów społeczności afrykańskich. Ich zachowanie początkowo wywołało zgorszenie Europejczyków: „Najgorsze, że o byle co zaczynali się bić. bili się strasznie dziko. Drapali, gryźli i nawet ich rozerwać nie można było. To znów objadali się przysmakami, które im gotował królewski kucharz, potem płakali, że ich brzuchy bolą, a jak doktor kazał jeden dzień nie jeść, robili awantury, łamali krzesła i tłukli szyby. To znów się bali różnych rzeczy. Król Lum-Bo tak się przestraszył, kiedy zobaczył siebie w lustrze, że trzeba mu było dać kropli, żeby się uspokoił. Król Du-Nko, zamiast zejść ze schodów, zjechał na poręczy, spadł i złamał nogę. Król Mup odgryzł lokajowi palec w złości. A ile było guzów, trudno zliczyć. Król Pu-Bu-Ro przywiózł dwadzieścia żon, które wcale nie były zaproszone. Król Dul-Ko-Cyn w wielkiej tajemnicy przywiózł kiełbasę zrobioną z czterech Murzynów. Znów awantura, kiedy mu kiełbasę odebrano. Król Bra-Put wlazł na drzewo i siedział tam pięć godzin, a jak chciano go zdjąć, pluł, kopał i gryzł. Musiano wezwać strażaków, którzy puścili na niego strumień wody taki silny, że spadł do rozstawionej sieci”. Europejczycy traktowali Afrykańczyków z wyższością, wyśmiewali ich, doceniając jedynie ich talent łowiecki.

Nawiązanie trwałych relacji miedzy władcą europejskim a afrykańskimi okazało się przysłowiowym „gwoździem do trumny” dla młodego monarchy. Nazwano go tyranem, a jego system rządów, oparty na współpracy w dziedzinie edukacji i szkolnictwa z Afrykańczykami określono jako „panowanie czarnych diabłów”. Maciuś został posądzony o szaleństwo. Jego relację z Klu Klu określono jednoznacznie: „Król żeni się z afrykańską małpą”. Państwo Maciusia zaatakowano ze wszystkich stron. Mimo sukcesu militarnego, Maciuś utracił władzę, oskarżony o dążenie do „wszechświatowej rewolucji”, został skazany na banicję na bezludną wyspę (jego dalsze losy opowiada tom drugi).

Po lekturze książki Korczaka nasuwa się kilka pytań. Do kogo utwór jest adresowany? Z całą pewnością nie do najmłodszych, bo naturalistyczne opisy i igranie stereotypami musi być związane z postawą urefleksyjnioną i umiejętnościami krytycznej analizy tekstu. Powieść jest zatem adresowana do starszej młodzieży oraz do dorosłych.

Kolejne pytanie tyczy przesłania utworu. Można je zredukować do barwnych losów młodego sieroty, zmagającego się z przeciwnościami losu – opowieści przywodzącej na myśl osnute legendami przygody wiktoriańskich podróżników. Warto jednak zwrócić uwagę na zarysowane w powieści problemy kontakty międzykulturowego, związków ludzi pochodzących z różnych kręgów kulturowych, wzajemnego postrzegania ról i statusów społecznych. Na marginesie narracji poruszono kwestię mechanizmu nawiązywania relacji dyplomatyczno-gospodarczych Europy z Afryka, mitów i mrzonek im towarzyszących. Korczak dotyka także innych problemów, z którymi do dziś mają do czynienia popularyzatorzy wiedzy o Afryce: rzekomej powszechności zapadania na choroby tropikalne, pokutującego stereotypu ludożerstwa, permanencji krwawych wojen plemiennych na południe od Sahary.

„Króla Maciusia I” przeczytać warto. Część z nas miała kontakt z tą książką w dzieciństwie – dzisiejszy odbiór zmienia wymowę zapomnianego nieco dzieła, nadając jej znamiona powieści ciekawej dla młodzieży i starszych.

Błażej Popławski

 Dokument bez tytułu