Wczoraj rano ktoś wstał i głośno pomodlił się za ludzi w Zimbabwe… by świat zrozumiał, że są bezradni wobec władzy, wobec ludzi, którzy niszczą, torturują, zabijają w imię posłuszeństwa, w imię miłości do ojczyzny… Takie imię czasem potrafi przybrać władza, która staje się narkotykiem… Ostatnio prezydent Zimbabwe, który od prawie 30 lat sprawuje tam władzę, powiedział – „Zimbabwe jest moje…!”, tak jakby świat stał się własnością człowieka.
Ludzie, którzy lata spędzili w Afryce opowiadają, że Zimbabwe było najpiękniejszym afrykańskim krajem i należało do najbardziej rozwiniętych państw Afryki. Ludzie z okolicznych krajów jeździli tam na zakupy, bo wszystko można było kupić i to znacznie taniej. Tak było przez lata, a potem nagle się zmieniło. Ja byłam w Zimbabwe kilka razy i widziałam zniszczony kraj, ludzkie cierpienie…
W ubiegłym tygodniu podano w południowoafrykańskich wiadomościach, że ponad 2000 ludzi zmarło już w Zimbabwe z powodu cholery i, że polowa ludności jest narażona na zarażenie tą chorobą. Mamy już pierwsze przypadki śmierci z powodu tej choroby w naszej prowincji, w Afryce Południowej.
Prezydent kraju krzyczy „ Zimbabwe jest moje…” a ludzie milcza… bo się boja… o przyszłość, wierząc, ze może ich dzieci będą lepiej żyły… i świat milczy, bo nie chce rozumieć.
s. Dorota Zok, RPA