afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej “Obamo-mania”

Jego zwycięstwo w walce o nominację na kandydata demokratów odbiło się szerokim echem nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i w Afryce. Afrykańczycy przyglądają się karierze Baracka Obamy. Nie kryją swojej radości z racji sukcesu politycznego, który jest udziałem być-może-amerykańskiego-prezydenta. Mówi się już o zjawisku "Obamo-manii".

Im wyżej dociera Obama, tym większy entuzjazm panuje w Afryce. Przykładów uwielbienia dla Obamy jest wiele. W Kenii, jego imieniem nazywane są dzieci. Powstała też nowa marka piwa, Senator – po tym jak został senatorem Illinois. W Ugandzie jedna z ulic przyjęła nazwę Obama. W Nigerii miejscowe milicje wstrzymały się na chwilę od walki, aby uczcić zdobycie przez Obamę nominacji demokratów.

Przez Afrykańczyków Obama jest często postrzegany jako jeden z nich. W końcu jego ojciec był Kenijczykiem i po rozwodzie ze swoją amerykańską żoną, a matką Obamy, wrócił do Kenii. Dlatego Obama jest jeszcze bardziej utożsamiany z Afryką. Nie jest Afroamerykaninem, ale amerykańskim Afrykańczykiem.

W Afryce, gdzie bardzo często spotka się przekonanie co do wszechmocy prezydenta, wiele osób widzi w Obamie dobrego władcę, który rozwiąże problemy nie tylko Ameryki, ale i kontynentu swoich afrykańskich przodków. Ma przecież stanąć u sterów światowej potęgi.

Są też tacy, którzy widzą w kandydowaniu Obamy na prezydenta USA, symbol ogromnej przemiany. Oto biali Amerykanie będą głosować na czarnego kandydata. Jednak czy kolor skóry Obamy pomoże też zmienić Afrykę? Nie brakuje głosów, które studzą nastroje Afrykańczyków. To, że Obama jest czarny nie przełoży się na wzrost zainteresowania Afryką. Afroamerykański prezydent będzie musiał zabiegać przede wszystkim o amerykański elektorat. Nie może też zapomnieć o proizraelskim lobby, które już poparł i za co skrytykował go przywódca Libii, Muammar Kadafi. Najprawdopodobniej zwyciężą interesy polityczne Białego Domu i nie nastąpi w nim oczekiwana rewolucja. Afryka nie zostanie pisana na listę amerykańskich priorytetów.

Tym bardziej, że nawet obecny prezydent USA, George W. Bush, dokonał pierwszego przełomu w polityce kadrowej Białego Domu. To właśnie on wybrał na swojego sekretarza stanu Afroamerykankę Condoleezza Rice. Przed nią w Waszyngtonie pracował Colin Powell. Stąd kandydowanie Obamy jest w pewnym sensie konsekwencją kursu, rozpoczętego przez Busha.

Pozostawiając na boku polityczne uwarunkowania postaci Obamy, warto pamiętać, że jest on dla wielu Afrykańczyków, powodem do wielkiej dumy. Pomimo, że jest związany wyłącznie z Kenią, którą odwiedził dwa lata temu i wsią Kogelo, gdzie nadal żyje jego rodzina, Afryka traktuje go jako „swojego" człowieka w Ameryce. „On jest jednym z nas" – powtarza dziś wielu Afrykańczyków. I bez względu na to, czy spełni oczekiwania Afryki, jego nominacja i ewentualne zwycięstwo w wyborach prezydenckich, jest i będzie szczególnym wydarzaniem.

kofi

 Dokument bez tytułu