afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Diamenty na granicy

Bez solidnego samochodu z napędem na cztery koła nie warto w ogóle zapędzać się do Manicy – przygraniczny miasta w dystrykcie Chimoyo, w środkowo-zachodnim Mozambiku. To jedna z biedniejszych i bardziej zapuszczonych części kraju, a tamtejsze dziurawe gruntowe drogi mają na sumieniu już niejedno podwozie. Jednak dzięki rosnącemu przemytowi diamentów z sąsiedniego Zimbabwe, coraz więcej mieszkańców może pozwolić sobie tutaj na kupno terenowego wozu.

Kiedyś zapomniana, dzisiaj Manica tętni życiem, a nowe fortuny rosną jak grzyby po deszczu. Na jedynej, zakurzonej drodze miasteczka można dzisiaj zobaczyć najnowsze modele Hammerów i topowe Toyoty. Otwierają się nowe restauracje i sklepy, w których półki uginają się od importowanych z RPA towarów. Dystrykt, który kiedyś kojarzył się przede wszystkim z biedą i wysokimi wskaźnikami śmiertelności i niedożywienia, staje się nowym przyczółkiem luksusu i centrum handlu diamentami. Zjeżdżają tu dealerzy z całego świata, nocują w naprędce remontowanych hotelikach i przeprowadzają transakcje życia.

„Diamenty trafiają do Mozambiku nielegalnie. Nikt w Manicy nie ma prawa do legalnego handlu nimi, ponieważ w kraju nie mamy złóż diamentów” – twierdzi Jose Tefula, administrator dystryktu.

Przemycane diamenty trafiają tutaj ze złóż położonych w okolicach Chiadzwy, w Zimbabwe, położnej niedaleko granicy z Mozambikiem. Najczęściej są połykane przez „Mrówki”, ale zdarzają się też hurtownicy – Przez granicę co miesiąc szmugluje się kamienie warte setki tysięcy dolarów. W grudniu 2009 u jednego tylko przemytnika znaleziono pół kilograma nieoszlifowanych diamentów.

Diamenty nie powinny przekraczać granicy Zimbabwe bez odpowiednich certyfikatów, ale nie mamy wystarczająco dużo personelu i sprzętu, aby przeprowadzać kontrolę – tłumaczy się Alberto Limeme, szef straży granicznej. Lokalni urzędnicy deklarują chęć walki z przemytem, wskazują na brak kontroli wydobycia w Zimbabwe, która ułatwia proceder, skarżą się na braki kadrowe. Jednak każda próba kontroli kończy się jak dotychczas fiaskiem, ponieważ ze szmuglu żyją wszyscy – nie tylko polityczni i gospodarczy gangsterzy, ale też zwykli ludzie, którym nigdy nie żyło się w Manice tak dobrze jak teraz.

Tym bardziej że kupców z całego świata przybywa – jeden gram nieoszlifowanych diamentów kosztuje w Manice mniej niż 50 dolarów – wywożą je więc do Mali, Nigerii, Izraela czy Libanu, poddają obróbce i sprzedają po cenach rynkowych.

maru, IRIN

 Dokument bez tytułu