Byłam żoną Josepha Kony’ego

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Byłam żoną Josepha Kony’ego

26-letnia Lilly Atong została po raz pierwszy porwana przez rebeliantów LRA (Lord’s Resistance Army) ze swojej wioski w północnej Ugandzie w 1991 roku, gdy miała 10 lat. Zrobiono z niej „żonę” przywódcy LRA, Josepha Kony’ego. Udało jej się uciec w 2005 roku. Jednak już rok później, podczas rozmów pokojowych w Jubie, znowu spotkała się ze swoim mężem, aby przekonać go do uwolnienia innych kobiet i dzieci, porwanych przez rebeliantów. Niestety, po raz kolejny została uwięziona przez jego ludzi. Udało jej się uciec po raz drugi i teraz mieszka w obozie rehabilitacyjnym w Ugandyjskim mieście Gulu.

„W 1991 roku, kiedy rebelianci uprowadzili ośmioro nas z wioski, chodziłam do szkoły. Dali mnie jednemu z dowódców, który zabrał nas do południowego Sudanu, gdzie było duże skupisko rebeliantów. Wtedy przejął mnie Joseph Kony, który uznał, że będę pomagać jego pozostałym żonom.

Po kilku latach Kony stwierdził, że już czas, abym została jego żoną. Bałam się, że mnie zabije, jak odmówię, chociaż byłam za młoda i było to dla mnie bardzo trudne i bolesne. Nie miałam jednak wyjścia.

Pierwsze dziecko urodziłam w 1997 roku. To był syn i Kony nazwał go George Bush. Potem miałam jeszcze kilkoro dzieci. W 2005 roku wróciliśmy do Ugandy. Miałam dzieci do wyżywienia, a nie było jedzenia ani pieniędzy, a armia Ugandy deptała nam po piętach. W końcu otoczyli nas, ale pozwolili uciec kobietom i dzieciom. Mój najstarszy synek został jednak z Kony’m.

Wróciłam do domu, nareszcie byłam bezpieczna i powoli zapominałam o życiu w lesie. Jednak nagle, w 2006 roku, usłyszałam w radio swoje imię – to Kony żądał spotkania ze mną i innymi swoimi kobietami. Rozmowy pokojowe w Jubie właśnie się rozpoczęły. Nie chciałam tam jechać, ale ludzie mnie przekonywali – myśleli, że uda mi się namówić Kony’ego do uwolnienia pozostałych dzieci i kobiet z niewoli. W końcu się zgodziłam i pojechaliśmy – było nas 22 osób. Rozmowy trwały tydzień, a jak mieliśmy wracać, Kony powiedział, że ja zostaję i nakazał swoim żołnierzom strzelać, jeśli będę próbowała uciec. Ten obóz był mocno strzeżony i udało mi się uciec dopiero w 2008 roku. Znowu jestem szczęśliwa, że jestem w domu, ale nie wiem, co robić.

Moi bracia są na mnie wściekli, bo urodziłam Kony’emu jeszcze jedno dziecko w buszu. Mówią, że nie mogą wszystkimi się nami opiekować. A ja nie wiem, co mam robić. Mam nadzieję, że ktoś, jakaś organizacja humanitarna nam pomoże.”

maru, IRIN

 Dokument bez tytułu