Top 10 najlepszych Afrykanów w dziejach polskiej ligi

afryka.org Wiadomości Polska Top 10 najlepszych Afrykanów w dziejach polskiej ligi

Przez lata na polskich boiskach występowało wielu Afrykanów. Jedni niczym się nie wyróżniali i zaraz pakowali walizki, drudzy odgrywali/ nadal odgrywają pierwszoplanowe role w swoich zespołach. Młodzi, zdolni, weseli i pełni pozytywnej energii. A kto z nich wyróżnił się najbardziej? Oto ranking dziesięciu najlepszych afrykańskich piłkarzy w historii polskiej ligi.

10. Saidi Ntibazonkiza (pomocnik, Cracovia, Burundi)

Dla 26-letniego pomocnika jest to już czwarty sezon na polskich stadionach w barwach Cracovii. Przez te wszystkie lata Burundyjczyk, który wcześniej reprezentował holenderski NEC Nijmegen, dał się poznać jako niebywale szybki, dynamiczny zawodnik, dysponujący również doskonałym, soczystym uderzeniem. Początki w Polsce miał wyśmienite, później niestety szło mu dużo gorzej (na co duży wpływ miały kontuzje), aczkolwiek przez wielu spisywany już na straty udowodnił w tym sezonie, że nie zapomniał, co to futbol. Niewykluczone, że to już jego ostatnie lata w Polsce, ponieważ ostatnimi występami zwrócił na siebie uwagę zagranicznych klubów. Z pewnością do tej pory udałoby mu się więcej osiągnąć, gdyby grał w nieco lepszym zespole. Przez kibiców zostanie zapamiętany jako tzw. „jeździec bez głowy”, gdyż momentami zdarzało mu się bezwiednie gnać z piłką przed siebie.  A przez trenerów i sztab szkoleniowy? Z pewnością nie zapomni o nim klubowy dietetyk, który w czasie ramadanu układał mu specjalną dietę.

9. Moussa Ouattara (obrońca, Legia Warszawa, Burkina Faso)

Po latach święcenia triumfów w ojczyźnie Burkińczyk zdecydował się na wyjazd do Europy. Niestety, okres spędzony we Francji nie należał do udanych. Po tym jak nie przebił się na zapleczu francuskiej ekstraklasy, przez pewien czas nie mógł znaleźć nowego pracodawcy. Trafił na turniej dla bezrobotnych piłkarzy. Tam właśnie wypatrzył go były skaut warszawskiej Legii Marek Jóźwiak, który szybko ściągnął go do stolicy. Ten ruch transferowy okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Rosły stoper (193 cm wzrostu) z miejsca wszedł do pierwszej jedenastki „Wojskowych” i stał się jednym z najlepszych defensorów ligi. Świetnie rozumiał się z Dicksonem Choto, a ich współpraca sprawiła, że mistrzowska Legia straciła najmniej bramek ze wszystkich drużyn w całym sezonie.  Sam Ouattara wyróżnił się także zdobyciem dwóch goli – z Polonią Warszawa i Lechem Poznań. Z racji swoich warunków fizycznych był bardzo groźny przy stałych fragmentach gry. Po zdobyciu mistrzostwa Polski nie zdecydował się na dalszą grę w Legii i przeszedł do niemieckiego Kaiserslautern. W Niemczech wiodło mu się różnie, ale w ciągu czterech lat na swoim koncie miał blisko 60 występów w koszulce „Czerwonych Diabłów”. W barwach Burkina Faso udało mu się zaś wystąpić 38-krotnie, zaliczył dwa Puchary Narodów Afryki (2004 i 2010). Obecnie kopie piłkę w niższych ligach niemieckich. Były reprezentant Burkina Faso stawiany jest za przykład tego, jak za darmo można sprowadzić taniego i solidnego zawodnika. I kontrargument dla przeciwników brania na testy piłkarzy znikąd.

8. Takesure Chinyama (napastnik, Groclin/Legia Warszawa, Zimbabwe)

Cóż to był za ewenement! Przez jednych niemiłosiernie wyszydzany, przez drugich uwielbiany. Piłkarz zagadka, ale zacznijmy od początku. W 2006 roku „Chiny” przyjechał na testy do naszego kraju. Po tym jak odrzucono go w Legii, załapał się w Groclinie Grodzisk Wielkopolski. Tam pokazał się z dobrej strony i po zdobyciu Pucharu Polski oraz Pucharu Ekstraklasy, ponownie zawitał na Łazienkowską – tym razem już nie na testy. Do klubu sprowadził go nowy trener Jan Urban. Chinyama strzelał bramki jak na zawołanie, choć złośliwi twierdzą, iż do zdobycia jednego gola potrzebował dziesięciu sytuacji. Faktycznie, skuteczność nie należała do jego najmocniejszych stron, aczkolwiek jeśli zerkniemy na statystyki – 15 bramek w pierwszym sezonie, 19 i tytuł króla strzelców w drugim – możemy odnieść zupełnie inne wrażenie. Pewne jest natomiast to, że gdyby „Tejksiu” w wielu sytuacjach nie decydował się na bezsensowne strzały z dystansu, tych trafień uzbierałby dużo więcej. Podobnie jak i asyst, gdyby czasem dostrzegł też kolegów z drużyny…  Następne lata nie wyglądały już tak różowo głównie przez problemy z kolanem. Nieprzydatny w Legii wyjechał do Zimbabwe, a następnie zawitał do RPA, gdzie pełnił rolę zmiennika w jednym z najlepszych klubów w kraju, Orlando Pirates. Obecnie reprezentuje Platinum Stars FC. Po obejrzeniu kilku meczów z jego udziałem śmiało mogę stwierdzić, że dalej gra tak samo – trafianie piłką kibiców chyba nigdy mu się nie znudzi. Taki jego urok, ale nie zmienia to faktu, że Chinyama w formie siał postrach na polskich boiskach. I bawił kibiców, wykonując swoje słynne cieszynki.  

https://www.youtube.com/watch?v=wc59b30VCDg

7. Emmanuel Ekwueme (pomocnik, Polonia Warszawa/Widzew/Wisła Płock…, Nigeria)

Do Polonii Warszawa trafił dzięki rekomendacji Emmanuela Olisadebe. Z warszawskim klubem święcił triumfy w lidze i krajowych pucharach. Później zawitał do Łodzi i Płocka. Za czasów gry w Wiśle Płock wyjechał na Puchar Narodów Afryki 2004 rozgrywany na boiskach w Tunezji i razem z reprezentacją „Super Orłów” wywalczył brązowy medal. Nie wystąpił na nim dzięki znajomościom z Nwankwo Kanu czy Jay Jay Okochą, co zarzucił mu znany komentator sportowy Mateusz Borek. Z czasem kariera Emmanuela zaczęła gasnąć. Po pobycie w Grecji wrócił do Polski i grywał w słabszych zespołach – Warcie Poznań, Zniczu Pruszków,” afrykańskiej” LZS Piotrówka. W najwyższej klasie rozgrywkowej zaliczył ponad sto spotkań. Warto dodać, że z zawodowym uprawianiem piłki nożnej związani są również jego bracia. Do całego „klanu Ekwueme” należą jeszcze: Paschal, Lucky Junior i Martins. Ostatni z nich występował w Legii, Wiśle Kraków i Zagłębiu Lubin, pozostali dużo niżej. Razem z nimi Emmanuel zajmuje się prowadzeniem szkółki piłkarskiej w Nigerii. W niedalekiej przyszłości niewątpliwie sprowadzi nam do Polski kilku niezłych Nigeryjczyków, gdyż już na samym początku swojego pobytu w Polsce przejawiał talent menadżerski.

6. Norman Mapeza (obrońca, Sokół Pniewy, Zimbabwe)

Jego przyjazd wraz z rodakiem Johnem Pirim to były dopiero początki sprowadzania Afrykańczyków do Polski. Patrząc na karierę tego pierwszego – bardzo udane. Pobyt Mapezy u nas nie trwał zbyt długo, gdyż po krótkim czasie za blisko dwa miliony dolarów kupiło go słynne Galatasaray Stambuł. Z tureckim klubem zaliczył występy w Lidze Mistrzów m.in. przeciwko Manchesterowi United i Barcelonie, której ponoć wpadł w oko i mówiło się nawet o jego ewentualnym transferze do „Barcy”. Po „Galacie” grał także w kilku innych tureckich klubach, w każdym pełniąc ważną rolę. W 2000 roku przebywał na testach w West Ham United. Na przeszkodzie stanęły przepisy prawne. – Naprawdę nie wiem, dlaczego nie otrzymał pozwolenia na pracę. Zaimponował Harry’emu [Redknappowi] i kilku zawodnikom, z którymi rozmawiałem, jak Rio Ferdinand. Chcieli podpisać z nim kontrakt, ale niestety nie mógł uzyskać pozwolenia na pracę – mówił jakiś czas temu jego brat Kennedy. Cztery lata później Norman mógł ponownie zawitać do Polski (chciał go Groclin), jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło. Karierę zakończył w Ajaksie, ale nie tym z Amsterdamu, tylko z Kapsztadu. Mapeza to jedna z legend reprezentacji Zimbabwe. Zaliczył w niej ponad 90 występów, a także dwukrotnie pełnił rolę selekcjonera tamtejszej kadry. Jako trener był zamieszany w aferę korupcyjną dotyczącą ustawiania meczów. Skończyło się na zawieszeniu.

5. Dickson Choto (obrońca, Górnik Zabrze/Pogoń Szczecin/ Legia Warszawa, Zimbabwe)

Trzeci piłkarz, który przywdziewał barwy Legii – to świadczy o tym, że warszawski klub ma szczęście do zawodników z Afryki i oby w przyszłości nie wahał się ich pozyskiwać. „Dixi” spędził w Polsce prawie całą swoją karierę. Od 2000 roku, kiedy to kupił go Górnik Zabrze do zeszłego sezonu, który zakończył z mistrzostwem. Rekordzista pod względem liczby występów w naszej Ekstraklasie z pośród Afrykańczyków – 167 spotkań! „Skała z Zimbabwe” długo torowała przejście ligowym napastnikom. Przez wielu uznawany jest za jednego z najlepszych zagranicznych obrońców, jacy się u nas pojawili. Mimo mnóstwa spekulacji transferowych nie zdecydował się na wyjazd, a trzeba wspomnieć, iż interesowały się nim kluby pokroju Fenerbahce Stambuł. Po odejściu z Legii (nota bene pełnym wzruszeń) wyjechał na testy do Queens Park Rangers, które załatwił mu wspomniany powyżej Kennedy Mapeza – jego agent. Znajomości Mapezy jednak nie wystarczyły i z transferu wyszły nici. Zdaniem niektórych, trafiłby tam na nie dużo wcześniej, gdyby nie problemy zdrowotne. Możliwe że teraz skupi się na młodzieży – podobnie jak Ekwueme on też prowadzi własną szkółkę piłkarską.

4. Prejuce Nakoulma (napastnik, Widzew Łódź/Górnik Zabrze, Burkina Faso)

Do poważnej piłki wciągnął go Widzew, występów w Granicy Lubycza Królewska czy popularnej „Stalówce” takim mianem określić nie można. Łódzki klimat nie za bardzo mu służył, swoim nieprzeciętnym talentem zaczął oczarowywać kibiców dopiero w Górniku. Szybkość, drybling, technika i jeszcze raz szybkość – to jego główne zalety. „Prezes” co sezon stanowi o ofensywnej sile zabrzańskiej drużyny.  Z przerwą na reprezentację rzecz jasna, a trzeba przyznać, że „Ogiery” wiele mu zawdzięczają. Za jego powołaniem na PNA 2013 wstawił się sam prezydent Burkina Faso. Nakoulma, który z kadrą narodową zdobył srebrny medal, na boisku pojawiał się w dalszej fazie rozgrywek, ale trzeba mu oddać, że swoimi dynamicznymi akcjami dodał drużynie trochę jakości. Błyszczał w finale, jednakże jego dobra postawa nie wystarczyła do sięgnięcia po tytuł. Niezliczone ilości Polaków kibicowały mu przed telewizorami. Występ na mistrzostwach pomógł mu się nieco wypromować, co okienko transferowe mówi się o jego wyjeździe z Polski. Pytają kluby rosyjskie, tureckie, niemieckie, francuskie, a on wciąż w Górniku. I raczej nikt z kibiców oraz dziennikarzy z tego powodu nie narzeka. Mam nadzieję, że w przyszłości będą przybywali do naszego kraju piłkarze o podobnych umiejętnościach, a co ważniejsze charakterze. Niezwykle sympatyczny człowiek.

3. Abdou Razack Traore (napastnik, Lechia Gdańsk, Burkina Faso)

W 2007 roku Rosenborg Trondheim zremisował w Lidze Mistrzów 1:1 z Chelsea Londyn. Po tym spotkaniu z pracą na Stamford Bridge pożegnał się Jose Mourinho. Zwolnił go m.in. Traore, który wtedy zapowiadał się jako wielki piłkarz. Niegdyś był uważany za jednego z 50 największych talentów na świecie, rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Wdał się w bójkę z kolegą z drużyny, sprawiał problemy i stracił miejsce w składzie. Norwedzy bez żalu oddali go do gdańskiej Lechii za śmieszną jak na jego rzeczywistą wartość sumę 100 tysięcy euro. W Gdańsku szybko zrobił furorę. Momentalnie hasła „Lechia to Razack” przestały robić na kimkolwiek wrażenie.  Popisywał się pięknymi bramkami, a trzeba przypomnieć, że ogółem strzelił ich aż 25 w ciągu całej gry w Ekstraklasie. Szkoda, że tak szybko znudził mu się nasz kraj. Zaczął rozglądać się za transferem, na czym ucierpiała jego forma. W zeszłym sezonie w końcu odszedł z Lechii, ale turecki Gaziantepspor nie okazał się dla niego wymarzonym miejscem do gry. Pojawił się nawet temat szybkiego powrotu do Polski. Legia jednak nie zdołała wyciągnąć Turkom Traore. Wicemistrz Afryki z zeszłego roku (choć pełnił tam niewielką rolę) dalej kopie piłkę w Gaziantepsporze i radzi sobie całkiem dobrze.

http://www.youtube.com/watch?v=UY6LY7xe3sE

2. Kalu Uche (pomocnik, Wisła Kraków, Nigeria)

W sezonie 2001/2002 Wisła wypożyczyła go z rezerw Espanyolu Barcelona, ale po krótkim czasie zdecydowała się definitywnie wykupić Nigeryjczyka. Z początku nie wyróżniał się niczym wielkim, dużo więcej udało mu się pokazać w następnym roku gry przy Reymonta. To właśnie za czasów Henryka Kasperczaka i jego wielkiej Wisły – Żurawski, Frankowski, Cantoro, Kosowski, Szymkowiak – Uche zaczął wprawiać w osłupienie zagranicznych obserwatorów. Wystarczy przypomnieć jego występy w Pucharze UEFA przeciwko Lazio i Schalke, okraszone bramką. Szybko dołączył do grona najlepszych zawodników polskiej ligi. Dobra dyspozycja przyciągnęła uwagę dużo bardziej majętnych klubów i Kalu, któremu marzyły się większe pieniądze i kariera, zaczął dopominać się o transfer. Przestał sumiennie pracować na treningach. Po tym gdy Wisła odrzuciła ofertę Ajaksu Amsterdam, odmówił wzięcia udziału w meczu eliminacji Ligi Mistrzów. Koniecznie chciał się wyrwać z Krakowa, ale jego działania kończyły się wyłącznie na karach. Skruszony podpisał nowy kontrakt i wrócił do gry. Później zmagał się z urazem pachwiny i… awarią budzika, przez którą to spóźnił się na jedno ze zgrupowań. Gdy wydawało się, że Nigeryjczyk będzie dalej grał w pod Wawelem, do akcji wkroczyło francuskie Girondins de Bordeaux, które wypożyczyło go z opcją wykupu. Kibice zupełnie stracili wiarę w jego słowa. Kiedy Uche, który nie spełnił oczekiwań we Francji, miał wrócić do klubu, stanowczo zaprotestowali. Piłkarz wylądował w hiszpańskiej Almerii, gdzie przez lata grał pierwsze skrzypce. Późnie było jeszcze szwajcarskie Neuchatel Xamax, powrót do Espanyolu, Kasimpasa, a obecnie znaleźć go można w katarskim Al-Rayyan, w którym gra razem ze znanym Yakubu Aiyegbenim.  Z Wisłą zdobył trzy mistrzostwa i dwa razy sięgnął po puchar kraju. Ogółem we wszystkich oficjalnych meczach strzelił dla Wisły 21 bramek. Trzeba wspomnieć, że swego czasu pojawił się temat jego gry w biało-czerwonych barwach, jednakowoż Uche pozostał przy „Super Orłach” i zgarnął brąz na PNA 2010. Kontrowersyjny, niepokorny, ale też niezwykle utalentowany – te słowa najdobitniej opisują „Czarną Gwiazdę Białej Gwiazdy” za czasów jego pobytu w Polsce. Gdyby w głowie nie zawrócili mu menadżerowie, to dziś moglibyśmy mówić o dużo większej gwieździe.

1.  Emmanuel Olisadebe (napastnik, Polonia Warszawa, Nigeria)

Pierwsze miejsce podium wędruje do… Polaka. Co nie udało się Uche, udało się jemu. Olisadebe w Polsce grał na tyle dobrze, że otrzymał polskie obywatelstwo i zaprowadził naszą reprezentację wprost na Mundial w Korei i Japonii w 2002 roku. Z Polonią Warszawa, do której trafił za 150 tysięcy dolarów z nigeryjskiego Jasper United, wygrał ligę w okrągłym 2000 roku. Jego ogromny talent, zwinność, szybkość, zmysł strzelecki dostrzegalne były jednym okiem. Niestety, niektórym kibicom nie podobało się, że po boisku biega osoba innego koloru skóry i w rasistowski sposób atakowali piłkarza – np. w czasie jednego z meczów na murawę poleciały banany. To jednak nie miało większego wpływu na jego stosunek do Polaków, „Emsi” ożenił się z Polką.  Jak to bywa w przypadku wyróżniających się zawodników w naszej lidze, szybko wyjechał zagranicę. Za 1,7 miliona kupił go Panathinaikos Ateny. Strzelał tam sporo bramek, ale problemy z kolanem wyłączyły go z wielu meczów. W Anglii kariery nie zrobił – pobyt w Portsmouth zakończył się klapą – potem były jeszcze inne zespoły z Grecji i chiński Henan Jianye, w którym wiodło mu się całkiem dobrze. Kilka lat temu przebywał na testach w Lechii Gdańsk (znakomity ruch marketingowy zespołu z PGE Arena), ale kontraktu nie podpisał. „Oli” bezsprzecznie zasługuje na tytuł najlepszego Afrykańczyka w historii polskiej ligi. Na ligowych boiskach prezentował się znakomicie. Nie ma wątpliwości, że także bardzo przysłużył się naszemu krajowi – po bramkach strzelanych dla reprezentacji Polski (ogółem było ich 11) z radości krzyczeli wszyscy Polacy.

To już cała dziesiątka. Pewne jest, że ci zawodnicy nie zaniżali naszego krajowego poziomu, na co nieustannie narzekają przeciwnicy sprowadzania do Polski piłkarzy z Afryki. Ba, znacznie go podwyższyli! I dali naszym kibicom mnóstwo radości, zarażali Polaków pozytywną energią. Bo kto nie pamięta rozbrajającego „będę go zjadł” w wykonaniu Nakoulmy, oryginalnych cieszynek Kalu Uche, „Tejksia” Chinyamy, salt Emmanuela Olisadebe czy efektownych strzałów z przewrotki Razacka Traore? Oby nasze drużyny dalej sięgały po reprezentantów Afryki. Najlepiej z Zimbabwe, Nigerii i Burkina Faso, ponieważ jak widzimy, są to dla nas szczęśliwe kierunki. Trzeba też zaznaczyć, że Afrykańczycy są dużo tańsi niż gracze z Europy. Także może zamiast sprowadzać słabego Serba albo podstarzałego Słowaka, lepiej byłoby sięgnąć po młodego, perspektywicznego Nigeryjczyka, na którym w dodatku będzie można wiele zarobić?

 Rafał Lipski

 Dokument bez tytułu