Botswana ma problem ze… złomiarzami. Zastępca szefa policji tego kraju Kenny Kapinga ostrzegł ich, że jeśli nie podejmą współpracy z siłami porządkowymi, zostaną zmuszeni do zaprzestania swojej działalności. O co w tym wszystkim chodzi? O związek pomiędzy rosnącą liczbą punktów skupu złomu a kradzieżą państwowego mienia, przede wszystkim kabli. Czyli o sprawę znaną także z polskiego podwórka.
Policja postanowiła podjąć zdecydowane kroki. Złodzieje metalu są coraz bardziej bezczelni, a cierpią na tym zakłady energetyczne, operator telefonii stacjonarnej i linie kolejowe. Zdaniem Kapingi można już mówić o pladze kradzieży.
Skalę problemu ukazuje fakt, że wsie w Tswapong North, które miały uzyskać połączenie telefoniczne nie zostały podłączone, bo wcześniej ktoś ukradł większość kabli. W rezultacie mieszkańcy czterech z nich nadal nie mogą korzystać z telefonu. Sami złodzieje przenieśli się na tereny wiejskie, bo w mieście było coraz trudniej coś ukraść. Jednak bezpieczna nie mogła czuć się też wieża kontroli lotów na Sir Seretse Khama International Airport, gdzie dotarli złomiarze-przestępcy.
Straty są coraz większe, co zagraża ambitnym planom Botswany, która chce stać się centrum biznesowym i finansowym, ponieważ nie będzie mogła funkcjonować bez prądu i telefonów.
Policja zapowiada szczegółowe kontrole, ale większość złomowisk podczas wizyt stróżów prawa funkcjonuje pod nieobecność właściciela. Po prostu kiedy pojawiają się na nich odpowiednie służby właściciel złomowiska wyjeżdża w "podróż służbową" do Republiki Południowej Afryki.
(lumi)