“Przyjadę do Zimbabwe” – zapowiedział lider opozycji, Morgan Tsvangirai. Jednak to nie pierwszy raz, kiedy Tsvangirai mówi o swoim powrocie.
Na Tsvangirai’a czekają członkowie jego partii, Movement for the Democratic Change (MDC). Po tym jak wyjechał zaraz po wyborach z 29 marca, opozycja słabnie. Brak jej lidera w Zimbabwe sprawia, że wiele osób przestaje wierzyć w siłę Tsvangirai’a, który w obawie przed prezydentem Robertem Mugabe uciekł za granicę.
Tsvangirai miał już wrócić wcześniej. Tyle, że w ostatniej chwili zrezygnował ze swoich zamiarów i oświadczył, że jest na liście osób, które zamierzają zabić zwolennicy prezydenta Mugabe. Dlatego opóźnił moment powrotu.
Lider MDC nie ma wyjścia. Musi wrócić do Zimbabwe, jeśli chce myśleć o kandydowaniu na prezydenta w drugiej turze wyborów. Jej termin został wyznaczony na 27 czerwca br. W innym przypadku odda fotel prezydencki walkowerem. Zresztą już teraz poparcie dla Tsvangirai’a słabnie w obliczu prześladowań ze strony zwolenników Mugabe wobec opozycji.
W marcowych wyborach wygrał właśnie Tsvangirai, zagrażając monopolowi Mugabe na włądzę. Jednak nie zdobył on wystarczającej większości głosów, aby zostać prezydentem, już w pierwszym głosowaniu. Z kolei Mugabe, po pierwszym szoku związanym z niespodziewaną porażką, zmobilizował swoich partyjnych działaczy z Zimbabwe African National Union – Patriotic Front (ZANU-PF) i korzystając z poparcia armii i kontroli nad służbami bezpieczeństwa, przystąpił do akcji przeciwko opozycji.
Według MDC koła związane z Mugabe przygotowały listę opozycjonistów do usunięcia. Znalazł się na niej i Tsvangirai. Jak dotąd miało zginąć co najmniej 40 działaczy opozycji.
O swoim powrocie, Tsvangirai powiadomił podczas wizyty na przedmieściach Johannesburga, gdzie doszło do ataków na cudzoziemców, w tym imigrantów z Zimbabwe. Przy okazji odwiedzin rodaków, ofiar ostatnich prześladowań, lider MDC stwierdził, że to tragiczna sytuacja ekonomiczna w jego kraju, będąca rezultatem kryzysu politycznego, doprowadziła do eksodus Zimbabweańczyków, którzy w poszukiwaniu pracy dotarli do RPA.
W tym samym czasie, władze Zimbabwe ogłosiły, że broń, która miała płynąć chińskim statkiem na zamówienie prezydenta Mugabe, nie dotarła do celu. “Wszelkie spekulacje na ten temat są nieprawdziwe” – obwieścił zimbabweański minister obrony, Sydney Sekeramayi. Niedawno południowoafrykańska prasa opublikowała artykuł, z którego wynikało, że broń została rozładowana w Angoli lub Demokratycznej Republice Konga (DRK) i stamtąd przewieziona do Zimbabwe. Istnieją obawy, że reżim Mugabe wykorzysta ją do rozprawy z opozycją.
Jednak teraz wszystko zależy od postawy Tsvangirai’a. Każdy dzień poza Zimbabwe osłabia jego szanse na zwycięstwo. O ile jego miejski elektorat nie jest zagrożony – MDC cieszy się największym poparciem wśród mieszkańców miast – to znacznie gorzej wygląda sytuacja na terenach wiejskich. Wieś była zawsze bastionem Mugabe. Dopiero w marcowych wyborach ten bastion zaczął kruszeć i część wiejskiego elektoratu oddała swój głos na Tsvangirai’a. Stąd teraz partyjne bojówki ZANU-PF próbują zastraszyć sympatyków opozycji na wsi, aby zapewnić zwycięstwo dla Mugabe.
woy