Zimbabweańska opozycja zapowiada, że zbierze się na niedzielnym wiecu w Harare. Ma to związek z decyzją sądu, który unieważnił policyjny zakaz zgromaadzeń.
Wiec jest organizowany przez główne ugrupowanie opozycyjne, Movement for the Democratic Change (MDC), którego przywódca, Morgan Tsvangirai chce odebrać prezydencki fotel dla Roberta Mugabe. Jednak Mugabe, rządzący Zimbabwe od 28 lat nie zamierza oddawać władzy. Już podczas poprzednich wyborów pokazał, że jest gotowy posunąć się do wszystkiego. Także teraz jego bojówki atakują działaczy MDC.
W wiecu w Harare swój udział zapowiedział Tsvangirai. Jego ugrupowanie ma zdecydować w poniedziałek, czy wycofa się z drugiej tury wyborów, czy też nadal będzie kandydował. Bez względu na decyzję Tsvangirai’a, w obecnym układzie poliycznym Zimbabwe, nie ma mowy o uczciwym i wolnym głosowaniu w dniu 27 czerwca.
Sytuacją w Zimbabwe przejął się też, pod wpływem nacisku ze strony innych państw, prezydent RPA, Thabo Mbeki. Wysłał on do Harare dwóch południowoafrykańskich mediatorów, aby jeszcze raz podjąć próbę pogodzenia Mugabe z Tsvangirai’em. Nawet najbliższy sojusznik Mugabe, prezydent Angoli, Jose Eduardo Dos Santos, wezwał go do zakończenia przedwyborczej przemocy, w której zwolennicy obecnego przywódcy Zimbabwe mieli zabić aż 70 działaczy MDC.
A na taką zgodę się nie zanosi. Mugabe widzi w Tsvangirai’u groźnego wroga i nazywa go prostytutką i agentem białych kolonialistów. Z kolei opozycja nie widzi siebie we wspólnym rządzie z Mugabe.