Podczas gdy wiele krajów w Afryce wciąż ma problem z malarią, Zanzibar ogłosił sukces w walce z tą chorobą. Liczba osób, które na nią cierpią spadła do zaledwie kilku przypadków wymagających leczenia w szpitalu. Stało się tak dzięki programowi walki z malarią, rozpoczętemu we wrześniu 2005 roku.
Jednym z elementów walki z malarią było usunięcie wody stojącej z wyspy, gdzie rozwijały się komary przenoszące zarodźca malarycznego. Jedną ze wsi, gdzie program przyniósł najelpsze rezultaty jest Bwejuu, położona 40 kilometrów na południe od Stone Town. Jej mieszkańcy wspólnie włączyli się do działań przeciwko malarii. Pozbyli się zbiorników z wodą stojącą i dokonali oprysków chemicznych swoich domów.
Poza działaniami, które mają zapobiec malarii mieszkańcy Zanzibaru zostali uświadomieni o potrzebie wczesnego poddania się terapii antymalarycznej, zaraz po stwierdzeniu obecności zarodźca we krwi. Ułatwiło to dostęp do leków skutecznie leczących objawy malarii. Pozytywne rezultaty przyniosły też moskitiery pokryte środkami owadobójczymi i spryskiwanie wnętrz domów środkami odstraszającymi komary.
W rezultacie od września 2005 roku zostało rozdanych aż 300 tysięcy moskitier wśród grupy najbardziej podatnej na malarię czyli wśród kobiet w ciąży i dzieci poniżej 5. roku życia. Dzięki temu 82 procent dzieci mających mniej niż 5 lat i 62 procent ciężarnych kobiet śpi pod moskitierami.
Udało się też spryskać środkami przeciwko komarom aż 90 procent domów na Zanzibarze, a obecnie rozpoczyna się opryskiwanie miejsc wylęgu komarów. Do walki z tymi owadami jest używany lambda-cyhalothrin (ICON). Zastąpił on DDT, który ze względu na swoje negatywne skutki dla środowiska został zakazany na wyspie.
Niestety wciąż jest wiele do zrobienia. Dużym problemem jest brak odpowiedniego sprzętu do diagnozowania malarii. Okazało się, że 45 z 68 prywatnych klinik na Zanzibarze nie dysponuje sprawnymi mikroskopami, niezbędnymi do wykrycia zarodźca w ludzkiej krwi.
(ps, IRIN)