20-letni Andre mieszka w wiosce Kanyarutshinya, na północy prowincji Goma w Demokratycznej Republice Konga (DRK). Jako były dziecko- żołnierz, dosłużył się stopni wojskowych w rebelianckich grupach działających na terenie północnego Kivu. Po rozwiązaniu kilkunastu z nich, ponad 500 dzieci-żołnierzy zostało zdemobilizowanych. Andre opowiada:
„Gdy mój ojciec został zabity podczas wojny, było nam bardzo trudno przeżyć. Uznałem, że jedynym sposobem jest zaciągnięcie się do jednej z uzbrojonych grup – tak zrobiła zresztą większość moich rówieśników – niektórzy dobrowolnie, inni zostali do tego zmuszeni. W oddziale dowódcy znęcali się nad nami – byliśmy bici, byliśmy posyłani na pierwszą linię podczas ataków, grozili nam śmiercią za próbę ucieczki.
Z drugiej strony moja rodzina tez tego nie pochwalała – skarżyli się, że jestem w oddziale, który terroryzuje okolicę
Po demobilizacji zorientowałem się, że kilku moich dawnych szkolnych kolegów obsługuje Tshikudu (rodzaj dwukołowego wehikułu, skonstruowanego na bazie roweru, do przewozu ciężkich rzeczy). Najpierw im pomagałem, dopóki nie uzbierałem wystarczającej ilości pieniędzy na własny. Potem, za zarobione pieniądze kupiłem jeszcze motor, którego używam jako taksówki.
Minęło już sześć miesięcy, od czasu, kiedy pracuję. Mam żonę i mogę wyżywić dwójkę swoich dzieci. Myślałem, że zmarnowałem swoje życie i że już do końca zostanę wśród morderców. Ale nie żałuję, że zamieniłem swojego kałasznikowa na motocykl.
Teraz czuję się dobrze. Dobrze mi się wiedzie w cywilnym życiu. Pamiętam jednak jeszcze, jak było kiedyś i dlatego nigdy nikomu nie radziłbym pójścia do armii. Dzisiaj jestem motocyklistą i nie teksie do karabinu.”
maru, IRIN