Zambia – kraj wielkiej szansy

afryka.org Czytelnia Czytelnia Zambia – kraj wielkiej szansy

Zambia nie jest zbyt popularna i znana w Polsce. Nie ma w niej udawania egzotyki i silenia się na pokazywanie nieistniejącej już Afryki. Zambia nie jest „robiona pod turystów”. Być może właśnie dlatego nie ma ich tutaj tak wielu, jak w innych krajach afrykańskich. Większość wpada na chwilę, na południe, „zaszaleć” w Livingstone i zobaczyć Wodospad Wiktorii, a potem szybko się ulatnia.

Tymczasem Zambia jest krajem fascynującym. Urzeka autentycznością. Jako jedno z niewielu państw w Afryce cieszy się pokojem. We wrześniu 2006 roku miałyśmy szansę obserwować z bliska prezydencką kampanię wyborczą. Dla nas była ona szokująca. Zamykanie w popłochu sklepów, agresywne manifestacje, rozganiane przez policję i strzały wydawały nam się groźne, ale widać już odwykliśmy od takich widoków w naszym kraju. Zambijczycy określali kampanię i wybory jako pokojowe i spokojne. No cóż, nie byłyśmy przyzwyczajone do takiej „żarliwości” wyborców.

Dwóch najważniejszych kandydatów – opozycyjny Michael Sata z Frontu Patriotycznego i Levy Patrick Mwanawasa, dotychczasowy prezydent – zażarcie walczyli o poparcie. Kiedy rozmawiałyśmy z Zambijczykami, większość popierała Satę będąc rozczarowanymi rządami Mwanawasy. Tuż po wyborach (które odbyły się 29 września 2006 roku) jeszcze przed ogłoszeniem wyników, zwolennicy Sate wylegli na ulice, niosąc w wielkich manifestacjach, wiosła symbol jego partii (dość sceptycznie zresztą nastawionej do obcokrajowców w Zambii).

Wydawało się, że ta sytuacja może spowodować duży konflikt w tym kraju. I w wielu krajach (nie tylko afrykańskich) może by do tego doszło. Jednak nie w Zambii. Owszem, były manifestacje rozpędzane przez wojsko i policję, co dla nas było zaskakujące. Jednak mimo wszystko kraj zachował spokój.

Taka właśnie jest Zambia. Kraj dwa i pół razy większy od Polski, zamieszkany przez ludzi mówiących 72 językami. Ludzie wychowani w różnych kulturach, wyznający wszystkie główne religie, należący do dziesiątków kościołów i setek sekt. A jednak potrafią żyć w niesamowitej harmonii, co jest jednym z ewenementów na skalę Afryki.

Tu można nauczyć się ogromnej tolerancji. W Zambii kultury i religie przenikają się. Ludzie są siebie ciekawi, potrafią modlić się wspólnie należąc do różnych kościołów. Mimo, że wydaje się, iż tożsamość etniczna jest silniejsza niż poczucie przynależności narodowej, jednak Zambijczycy potrafią wznieść się ponad podziały i różnice.

Nie wszystko jednak jest takie cudowne. Zambia boryka się z dużymi problemami społecznymi. Przede wszystkim z wirusem HIV. Wiadomo, że jest to problem całej Afryki. Szacuje się, że nosicielami wirusa HIV jest ponad 50 procent mieszkańców miast i co szósty dorosły Zambijczyk. Dramatycznie obniża się też wiek. Około połowa ludzi w Zambii ma poniżej 15 roku życia. Coraz więcej dzieci zostaje sierotami wskutek śmierci ich rodziców. Jeśli dołożyć do tego wciąż obniżający się wiek inicjacji seksualnej, prostytucję i skrzętnie ukrywany, problem wykorzystywania seksualnego dzieci, nie trudno wyobrazić sobie przyszłość.

Ludzie pracujący w Zambii z młodzieżą i dziećmi zgodnie twierdzą, że taka sytuacja w niedalekim czasie doprowadzi do katastrofy. Słabo rozwinięte przemysł (poza prowincją Copperbelt – miedziowym zagłębiem Zambii) i rolnictwo (z powodu dość suchego klimatu i nieurodzajnych gleb) są przyczynami dużego bezrobocia. Szeregi ludzi utrzymujących się niewiadomo z czego, zasilają ulice i bary na rynkach.

Załamał się obraz „tradycyjnej afrykańskiej rodziny”. My wyobrażamy ją sobie jako wielopokoleniową, wielodzietną, spójną i silną wspólnotę. Rzeczywistość naszym zdaniem jest inna. Owszem, więzy pokrewieństwa, przynależności do rodu, klanu i grupy etnicznej są bardzo mocne, ale struktura rodziny jest zniszczona. Ojcowie uciekają od odpowiedzialności, porzucając żony z dziećmi. Wysoka śmiertelność rodziców z powodu AIDS dopełnia obrazu rozpadu rodziny. Jej wzorzec gdzieś się rozmył.

Z drugiej strony kobiety stają się bardziej świadome i silne (częściowo dzięki edukacji). Często decydują się na dzieci, ale nie męża, który mógłby je bić, czy wykorzystywać. Potrafią już coraz częściej same utrzymać rodzinę.

Młode pokolenie jest coraz bardziej hedonistyczne, zapatrzone w „lepszy, amerykański” świat z reklam telefonów komórkowych i Big Brothera. Ktoś powie – tak samo, jak u nas. Pewnie tak. Tyle, że w Zambii dzieje się to w ekspresowym tempie. Poza tym w jaki sposób realizować swoje marzenia o „lepszym życiu”, kiedy bieda zmusza człowieka, by utrzymał siebie i rodzinę za jednego, dwa dolary dziennie? Nic dziwnego, że frustracja popycha młodzież do kradzieży, narkotyków i taniego piwa z kukurydzy.

To wszystko widziałyśmy pracując tam prawie rok. Ale widziałyśmy też ogromną chęć i potrzebę zmiany w tych ludziach. Naprawdę wielką otuchą napełniał nas widok dzieci w mundurkach, które noszą je z dumą. Te ogromnie kolejki do szkół i przedszkoli, rosnącą świadomość rodziców (także tych z wiosek), że jedyną szansą na poprawę bytu jest edukacja własnych dzieci. Rząd, a przede wszystkim różne wspólnoty nie nadążają z zapewnieniem miejsc w szkołach. Wspaniałe jest, ze szkoły te nie ograniczają się do nauki. Proponują mnóstwo dodatkowych zajęć, często zapewniają posiłki, wyposażają uczniów w przybory szkolne, ubrania. I co najważniejsze, nie zamykają się na dzieci innych wyznań.

Pokojowe współistnienie ludzi w Zambii jest naszym zdaniem fenomenem i stwarza wspaniałą szansę na rozwój tego kraju. Ludzie doceniają fakt, że w ich ojczyźnie panuje pokój, co często powracało w rozmowach z naszymi zambijskimi przyjaciółmi. Mimo, że kraj nie ma oszałamiających możliwości rozwoju przemysłu i rolnictwa, to jednak ma duży, choć jeszcze niewykorzystany, potencjał turystyczny. Najbardziej znane jest wspomniane południe z doliną Zambezi i Wodospadem Wiktorii na granicy z Zimbabwe. Ale równie piękna, choć rzadko odwiedzana prze Europejczyków jest północ i jezioro Tanganika.

Jednak najważniejsza dla Zambii, w obecnym czasie, jest edukacja. Ona może być motorem napędowym zmian w tym kraju. Pod warunkiem, że władze będą sobie zdawały z tego sprawę

Sylwia Fijałkowska i Anna Elżbieciak 

 Dokument bez tytułu