21 marca w Polsce jest pierwszym dniem wiosny. Wszyscy się cieszą, bo chociaż symbolicznie, choć nadal zimno, to jednak jest zapowiedź znacznie przyjemniejszego okresu. Kilkanaście tysięcy kilometrów na południe kończy się akurat lato, a zaczyna astronomiczna jesień. Ten dzień w Republice Południowej Afryki jest też wolny od pracy, bo to święto państwowe Human Rights Day czyli Dzień Praw Człowieka.
W czasach apartheidu ten dzień obchodzono jako Sharpeville Day. 21 marca 1960 roku podczas demonstracji w townshipie Sharpeville w Johannesburgu policja otworzyła ogień do czarnych demonstrantów. 69 osób zginęło, 180 zostało rannych. Dzień ten urósł do rangi wielkiego symbolu walki czarnych z apartheidem.
Nie wiedziałbym tego gdyby nie telefon z Pretorii. Pierwszy raz dzwonił rano po 9. Akurat miałem rozładowaną i wyłączoną komórkę, więc dopiero przed południem wyświetlił mi się numer, który zaczynał się od +27…… Na początku nie wiedziałem nawet, że to ktoś z RPA. Sprawdziłem kod 0027 i dopiero wtedy się zorientowałem. Kto dzwonił? Ktoś z przyjaciół? Clyde z Kapsztadu? A może Marvyn z Johannesburga? Wszystko wyjaśniło się zaraz po godzinie 12, kiedy telefon stamtąd znowu zadzwonił: – Witam panie Michale, tu Janusz Waluś – usłyszałem w słuchawce.
Wmurowało was kiedyś w ziemię? Jeśli tak to wiecie jakie to uczucie. Co jak co, ale nie spodziewałem się telefonu od pana Walusia.
Od 1993 roku odsiaduje on we więzieniu w Pretorii karę dożywocia za zabicie przywódcy południowoafrykańskich komunistów Chrisa Haniego. W swojej książce „Afryka gola! Futbol i codzienność” poświęciłem mu jeden z podrozdziałów. Na początku Janusz Waluś został razem z Clive Derby-Lewisem skazany na karę śmierci. Potem wyrok zmieniono jednak na dożywocie.
Obaj odsiadują wyrok w Correctional Center w Pretorii. To silnie strzeżone więzienie na obrzeżach miasta, gdzie wokół znajdują się jednostki wojskowe.
Walusia odwiedziłem w czerwcu 2010 roku podczas swojej trzeciej wizyty w RPA, kiedy trwał tam akurat mundial. Nad tym spotkaniem pracowałem kilka miesięcy. Ba nawet dłużej, bo tak naprawdę miałem być tam już rok wcześniej, ale akurat wtedy z wyjazdu nic nie wyszło.
Rozmawialiśmy dobrze ponad godzinę. Tyle czasu dali nam strażnicy. Nie pora teraz na przedstawienie tego co mówił Waluś. To miał być dla mnie jeden z hitowych dziennikarskich materiałów. Okazało się jednak, tak się czasami zdarza, że publikacją nie był zainteresowany żadna z gazet. Mniejsza o ich tytuły.
Od tego czasu utrzymuję, staram się przynajmniej utrzymywać, kontakt z panem Walusiem. Przyznam jednak, że telefon od niego bardzo mnie zdziwił.
Tłumaczę, że próbowałem oddzwonić na numer, który mi się wyświetlił, ale nikt nie odpowiadał. – Wszystkie rozmowy z zewnątrz są zablokowane. Ja mogę dzwonić i rozmawiać telefonicznie w weekendy i w święta państwowe – tłumaczy.
Proponuję żeby zamiast na komórkę zadzwonił na telefon stacjonarny, tak przecież powinno być taniej.
– Nie ma problemu. Gdybym nie miał funduszy, to bym nie dzwonił. Jeszcze raz dziękuję za książkę, którą pan wysłał. U mnie wszystko OK. Żyję tu bez pośpiechu. Zdaję sobie sprawę, że na zewnątrz czas płynie szybciej niż tutaj. Zresztą mnie korespondencja zajmuje trochę czasu – tłumaczy.
Są prawne przesłanki do tego, żeby Waluś wyszedł z więzienia już teraz. Toczy zresztą o to batalię z władzami więzienia i sądem. O tym być może w którymś z kolejnych wpisów.
Michał Zichlarz,
Afrykagola.pl