W Kongo dominującą religią jest katolicyzm. Zanim przybyli kolonizatorzy, większość wyznawała animizm. Ludzie wierzyli, że istnieje jakaś siła wyższa, która kontroluje wszystko, co się dzieje dookoła i ustala prawa natury, mimo, że nie chodzili do kościoła. To znaczy, wiedzieli to, mimo że nie chodzili do kościoła. Widzieli dookoła siebie boski porządek i harmonię, które nie mogła być przypadkiem. Widziano te wszystkie dobrodziejstwa, dlatego wychodzono z założenia, że Bóg, skoro dał ludziom to wszystko, musi być dobry.
Dla Afrykańczyków nie istniała instytucja Kościoła, a mimo to każdy, budząc się z rana, wiedział, że Bóg istnieje i modlił się w swoim domu po swojemu. Widziałem moją babcię – ona nie chodziła do kościoła, ale każdego ranka budziła się i dziękowała Temu, który stworzył to wszystko, patrząc w stronę słońca. Modliła się do Boga, opowiadała mu o swoich problemach, prosiła o pomoc i dziękowała.
Nowo narodzone dziecko polecano Bogu i proszono o łaskę i błogosławieństwo w czasie specjalnej ceremonii. W dzień wystawiano dziecko słońcu, w nocy- światłu księżycowemu, które było symbolem mocy boskiej.
Ludzie nie mieli ustalonych zasad jak w dekalogu, polegali wyłącznie na swojej intuicji. Sami wiedzieli, że zabijanie jest złe i że nie należy tego robić. Wiedzieli, że kradzież jest zła. Że cudzołóstwo jest złe. I dlatego było to karane w społeczeństwie. Że należy szanować rodziców – dzieci nie mają prawa podnosić głosu na rodziców ani dyskutować, tylko z pokorą słuchać, co do nich się mówi. W przeciwnym razie groziły im kary, a w skrajnych przypadkach okrutna rzecz- przekleństwo. Przeklętego przez rodziców człowieka spotykały w życiu straszne rzeczy.
Z drugiej strony, kiedy ktoś wyjeżdżał daleko, albo wstępował do wojska, organizowano w przeddzień specjalną uroczystość, na której rodzice błogosławili odchodzące dziecko. Rodzice brali wtedy „matukę”, specjalną konstrukcję budowaną przez termity pod ziemią, niezwykle wytrzymałą i odporną na temperaturę. Była ona w kształcie kuli. Matka brała więc tę kulę, wkładała do ognia i nagrzewała do bardzo wysokiej temperatury. Następnie nabierała wody w usta i wypluwała na matukę, a dziecko musiało się zbliżyć i nachylić nad tym tak, aby para poleciała mu na twarz razem z błogosławieństwem. Następnie przechodziłeś pod nogami mamy i odchodziłeś nie oglądając się, a jej błogosławieństwo chroniło cię w czasie całej wyprawy.
Jak więc powiedziałem – z rodzicami nie dyskutowano. Kiedy na przykład zdarzyło się, że jakiś chłopak podniósł rękę na swojego ojca, ludzie zbierali się i wyznaczano najsilniejszego, aby skorygował zachowanie chłopaka. Rodzice zawsze mają rację, a dzieci słuchają tego, co mają do powiedzenia, ze spuszczonymi głowami.
Europejczycy zazwyczaj źle rozumieją i błędnie interpretują zasady animizmu, posądzając wyznawców nawet o fetyszyzm, ponieważ w obrządku wykorzystuje się dużo rekwizytów – korzeni, rogów i innych. Ale przecież takie są także zasady medycyny alternatywnej- służy to do pomagania ludziom i leczenia chorób, które są nie tylko fizyczne, ale mają wymiar psychologiczny i duchowy. Takie posądzenia i opinie głoszone były przede wszystkim przez Europejczyków, w których interesie nie leżał rozkwit kultury afrykańskiej, wręcz przeciwnie. Bo dlaczego na przykład wykorzystanie ziół i korzeni do produkcji jakiegoś leku, powiedzmy chininy czy niwakiny jest medycyną, a bezpośrednie wykorzystanie tych samych korzeni, tylko bez przeróbki, prosto z natury, to już fetyszyzm?
W Afryce są nawet ludzie, którzy potrafią wyleczyć AIDS, ale się o tym nie mówi, bo to szarlataństwo. Owszem, zdarzają się oszuści, jak wszędzie, ale Afryka posiada również bardzo mądrych i potężnych uzdrowicieli, którzy nieraz udowodnili swoją skuteczność lecząc ludzi chorych nawet na nieuleczalne choroby, dotkniętych szaleństwem czy opętanych. Zawsze należy to w miarę możliwości sprawdzić. Mam nawet kolegę z liceum, którego dziadek uzdrawiał kości, kładąc na złamane miejsce specjalną substancję z liści, która twardniała jak gips, a po trzech dniach ranny mógł już chodzić. To nie było fizycznie i naukowo udowodnione, ale co z tego, skoro widzieliśmy na własne oczy, że tak było. Katolicyzm mówi, że Bóg jest wszechmogący, co przecież oznacza również, że skoro Bóg może wszystko, może również część swojej mocy przekazać wybranym ludziom, którzy są stworzeni na jego obraz i podobieństwo- tak mówi logika.
Piorun trafiał w kogoś, kto ukradł albo popełnił cudzołóstwo. Jak ktoś cię okradł albo spał z twoim współmałżonkiem mogłeś pójść do szamana i zsyłał on na przestępcę przekleństwo i… pioruny. Dlatego też podczas deszczu nie przyjmowano gości, ponieważ każdy z gości mógł być potencjalnym złodziejem i wtedy piorun trafiał nie tylko w niego ale i w całą chatę naturalnie.
Komba Kasima Kanda i Catherine