afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Z Kenii: Dzieci ulicy

Miasta kenijskie są niewątpliwie zupełnie inne niż to, do czego przyzwyczaiła mnie moja ojczyzna. To co uderza na początku to chaos komunikacyjny. Wydaje się on kompletnie paraliżować całe miasto, ale po kilku dniach obserwacji okazuje się, że w tym szaleństwie jest metoda i to zaskakująco skuteczna, bo korki rozładowują się nie wolniej niż w Warszawie, a wypadków też jest chyba mniej.

Dalej, ludzie są dużo bardziej bezpośredni – normalne jest podejść do kogoś obcego i zacząć z nim rozmowę. Niezależnie czy jest on Kenijczykiem czy turystą z Europy. Ale jest coś co uderza najbardziej i do czego nie można i nie wolno się przyzwyczaić. Dzieci ulicy.

Nie wiem jak jest w innych krajach Afryki czy świata, nie wiem nawet jak jest w innych krajach Europy, ale jestem Bogu wdzięczny, że w Polsce nie widziałem nigdy dzieci żyjących na ulicy. W podartych ubraniach, bez butów, z nieodłączną buteleczką kleju w ustach. Ich łazienką jest brzeg jeziora Wiktorii w Kisumu, zatoka Oceanu Indyjskiego w Mombasie lub jakaś rzeczka w Nairobi, przypominająca bardziej ściek.

Kiedy przechodzą obok nich ludzie czasem podchodzą prosząc o pieniądze lub jedzenie. Ale chyba częściej nie zwracają nawet na nich uwagi. Bawią się razem, grają w kapsle, przeszukują śmietniki czy rozmawiają. Żyją niby na ulicy, ale jednak zupełnie poza nią; niby w mieście, ale zupełnie nie uczestniczą w jego sprawach. Mają własny, zupełnie odrębny świat. Tak jakby oddzielała je jakaś niewidzialna szyba, jakby żyły pod jakimś kloszem. Może to efekt kleju, który wdychają już w bardzo młodym wieku, a może po prostu sztuka przetrwania.

Dzieci ulicy można spotkać nie tylko w największych miastach, ale także w niewielkich, prowincjonalnych miasteczkach. Nie można nawet powiedzieć, że są najniżej w hierarchii społecznej, bo są po prostu poza nią. To martwe dusze, dzieci-duchy, żyjące poza prawem, poza strukturami społecznymi, poza życiem. Żyją na ulicy bo… No właśnie. Bo tak wyszło? Bo nie mają gdzie się podziać? Bo są wolne. Na ulicy łączą się w kilkuosobowe grupki, które stają się dla nich rodziną. Trochę inną rodziną. Razem się bawią, razem śpią, ale też między sobą często muszą walczyć o jedzenie.

Wzięte w nawias świata, żyją poza nim. Są największym wyrzutem sumienia. I chociaż chciałbym skończyć optymistycznym akcentem, to nie mogę. I nie wolno mi.

Łukasz Kalisz

 Dokument bez tytułu