Z cyklu: Mój dzień w Polsce – cz. 3 – Pedro Lwitu Brás Kabanje z Angoli

afryka.org Czytelnia Czytelnia Z cyklu: Mój dzień w Polsce – cz. 3 – Pedro Lwitu Brás Kabanje z Angoli

Zwilenu ni tangenu, zwelenueeh! Mów i czytaj, mów!
Nazywam się Pedro Lwitu Brás Kabanje (mam dwa nazwiska ze strony mamy „Brás” i ze strony ojca „Kabanje”), inni też mówią do mnie „Wata Wata”, ale ja lubię jak nazywają mnie „Lwitu” co oznacza „wielki”, mimo że nie jestem olbrzymem. Pochodzę z Angoli.

W Polsce mieszkam już cztery lata, studiuję na SGH i jestem na trzecim roku. Mam dobrych wykładowców i dobrze się tutaj czuję, pomimo trudności z niektórymi przedmiotami jak statystyka czy ekonometria.

Na początku było mi bardzo trudno mieszkać w Polsce – mieszkałem przez rok w Lublinie, gdzie zacząłem się uczyć języka polskiego. Na studium językowym czułem się bardzo źle ponieważ byłem jedynym człowiekiem z Afryki a reszta studentów pochodziła z Europy Wschodniej i mówili już po polsku. Ja czułem się jak wyspa obok kontynentów. Dzwoniłem do Mamy, chciałem wrócić do siebie, bo wyglądało na to że wszystko jest przeciwko mnie – i język i pogoda i ludzie. Ale przetrzymałem ten okres i dziś piszę dla Was po polsku.

Zawsze mówiłem że jestem obywatelem świata ponieważ byłem w różnych krajach, między innymi w Brazylii i Tanzanii gdzie nauczyłem się swahili i angielskiego. Mam dobre wspomnienia związane z tymi ludźmi „assante sana Tanzania”. Mimo że mieszkałem w różnych miejscach nigdy nie czułem się obcokrajowcem, lecz w Polsce tak się czuję i Polacy zawsze mi pokazują że nie jestem u siebie. Ale jak się mówi w języku kimbundu „ucza bua ngene, utambujila, kembile (ten który jest w obcym domu śpiewa tylko refren, nie całą piosenkę). Druga prawda jest taka że nie czuję się tu bezpiecznie. Kiedyś, kiedy spotkała mnie niemiła sytuacja zadzwoniłem na policję i policjanci powiedzieli mi że gdyby to oni byli w Afryce zostaliby potraktowani podobnie...

W Polsce dużo rzeczy się nauczyłem i ciągle się uczę, poznałem dużo milych ludzi i miałem wiele smutnych sytuacji. A najsmutniejsze było nie to, że nazywali mnie „czarny”, bo nim jestem, ale to, że ludzie uważają, że są rasy lepsze i gorsze. I niektórzy z tych ludzi są studentami czyli tymi którzy mają wykształcenie i są przyszłością kraju, ludźmi ambitnymi którzy chcą wyjechać za granicę, poszerzać swoje horyzonty, ale nie rozumieją jak należy to robić. Ja pomimo tego pozostałem tu w Polsce i muszę przyznać że jednak nie było tak strasznie jak mogłoby być.

To smutne, że atakują kogoś na ulicy bo jest czarny. To jest dzikie zachowanie, taka ignorancja. Współczuję tym ludziom. Polska otworzyła już swoje granice, teraz powinna również otworzyć swoje serce.

Wiem że Polacy lubią mówić i krytykować, nawet gdy nie ma takiej potrzeby. Ja nie osądzam Was bo rozumiem że jesteście po prostu ludźmi tak jak ci, których osądzacie. Więc możecie mnie zranić fizycznie i psychicznie ale moja dusza pozostanie nietknięta. Wiem po co tu przyjechałem i mam swoje sumienie.

Tak kochana Polsko, jeszcze dwa lata i żegnamy się mimo że zakochałem się w Tobie… Ale ten czarny tutaj też ma uczucia, jest wrażliwy i się męczy. Wracam do siebie i niczego nie żałuję, dojrzałem tutaj i nie wyobrażacie sobie jak wielki jest mój dług wobec Was; nawet gdybym pracował przez resztę swojego życia i tak nie byłbym w stanie go spłacić. Może i powrócę do domu z pustymi rękoma i kieszeniami, ale w sercu będę miał dużo szlachetności i wszystkie te banalne sytuacje które mnie spotkały. Mój dług wobec Polski i jej obywateli nie ma wartości materialnej, lecz ogromną wartość duchową która jest bardziej cenna od diamentów i ropy naftowej w Angoli.

Całym sercem Wam dziękuję, Pedro Brás, jestem czarnym Angolczykiem i zapraszam do Angoli.

Halla!

Pedro Lwitu Brás Kabanje
Angola

Przeczytaj:
cz. 1 cyklu – Inedes Alryne Mabounda Ntsiomo z Konga-Brazzville
cz. 2 cyklu – Maame Abena Sarfoah Bonsu z Ghany

 Dokument bez tytułu