Mówi się, że Afryka jest matką muzyki i na pewno w Mali da się to zauważyć. We Francji też jest sporo dobrych muzyków… może przez to, że jest tam tylu imigrantów z Afryki.
Piotrek Chmielewski: Jako muzyk dużo podróżujesz po świecie, odwiedzasz też Afrykę, czy czujesz się w szczególny sposób związany z jakimś miejscem na tym kontynencie?
Manu Chao: Poznałem północ Afryki i trochę Afryki Zachodniej – Mali, Senegal. Resztę Czarnej Afryki dopiero planuję poznać. W Mali mam swój drugi dom u moich przyjaciół, Amadou i Mariam. Czuje się tam jak u siebie. Kocham ten kraj i bardzo często tam przyjeżdżam. Teraz realizuję wspólny projekt z synem Amadou i Mariam.
Czy duża jest różnica w reakcjach publiczności na koncertach w Mali i na takich jak tu, w Polsce?
W Mali ludzie nie myślą o koncertach tylko o tym, jak wyżywić swoją rodzinę. Tam nie gram takich koncertów jak tu w Europie. Jeśli zagrałbym duży, płatny koncert w Mali to większość ludzi nie mogłaby sobie pozwolić na bilet. Weszliby tylko bogaci a ja nie chcę dla nich grać. Poza tym taki koncert mogliby zorganizować Europejczycy a wolałbym żeby oni nie zarabiali na moich koncertach w Afryce albo malijska mafia, bo ona też nie jest w porządku.
To znaczy, że nie grasz koncertów w Afryce?
Ależ gram i to całkiem często. Tylko to są zupełnie inne koncerty niż choćby ten w Polsce. W Bamako gram w knajpach, za darmo, bez żadnej reklamy. To są bardzo małe koncerty, najwyżej dla stu osób. Po prostu przychodzimy i gramy albo dołączamy się do miejscowych muzyków. Wszystko jest bardzo spontaniczne, jest dużo miejsca na improwizację. W tych knajpach są naprawdę świetni muzycy.
Lepsi niż ci w Europie?
Ja nie robię rankingów ale mówi się, że Afryka jest matką muzyki i na pewno w Mali da się to zauważyć. We Francji też jest sporo dobrych muzyków… może przez to, że jest tam tylu imigrantów z Afryki (śmiech).
Na ostatnim szczycie G8 poruszany był problem kryzysu żywnościowego w Afryce i pomocy, jaką powinny udzielić bogate państwa, by ten kryzys zażegnać. Z drugiej strony coraz częściej mówi się, że Afryka może poradzić sobie sama. Czy podzielasz tę opinię?
Nie jestem ekonomistą i nie znam idealnego rozwiązania. Widzę jednak parę rzeczy. Na przykład Mali mogłoby być wielkim eksporterem bawełny, ale nie ma szans na rynku światowym z uwagi na dopłaty dla producentów bawełny w Stanach Zjednoczonych. Tak samo jest ze wszystkim produktami rolnymi i to nie tylko w Afryce. Litr krajowego mleka w Kostaryce kosztuje więcej niż litr importowanego z USA. Podobnie jest we wszystkich krajach Południa. Rozwinięte państwa subwencjonują produkcję, eksport, a czasem nawet biedne kraje dopłacają do importu. Jeśli chce się pomóc Afryce, to przede wszystkim to musi się zmienić.
Czyli twoim zdaniem Afryka nie potrzebuje od bogatych krajów pomocy materialnej tylko zniesienia dopłat i subwencji rolnictwa?
Na pewno pomoc nie może wyglądać tak jak teraz. Afryce dostarczane są pieniądze, maszyny ale nie towarzyszy temu transfer technologii. Co z tego, że dasz komuś maszynę jak nie nauczysz go jak ją obsługiwać, naprawić, zrobić taką sama własnymi środkami. Taka pomoc uzależnia a Afryka potrzebuje wsparcia w usamodzielnianiu się. Afrykańskie kraje nie mogą cały czas przyjmować pieniędzy, bo w dziś ten kto daje kasę jest szefem.
Należysz do zagorzałych krytyków polityki Georga Busha. Czy wiążesz jakąś nadzieję na zmianę w światowej polityce po ewentualnym wyborze na prezydenta USA Baracka Obamy?
Obawiam się, że nawet jakby wygrał to nic się nie zmieni. Dziś to ekonomia rządzi światem, wielki biznes ustala reguły. Obama jest tylko politykiem i musi grać według zasad. Jak będzie chciał je zmienić, to go zabiją.
W 1980 roku Bob Marley koncertował w Zimbabwe by uczcić wygraną walkę o wolność tego kraju. Dziś wiemy, że tak naprawdę Zimbabwe nie wywalczyło wolności tylko wpadło w pułapkę dyktatury. Taki schemat powtarza się w wielu krajach Afryki. Mimo to cały czas nawołujesz do walki i rewolucji.
To bardzo istotny problem. Taka jest często cena, jaką ponosi się za rewolucję i to nie tylko w Afryce. Zobacz co się stało we Francji! Mieliśmy wielką rewolucję z pięknymi hasłami a w efekcie przyniosła ona rządy Napoleona – najgorszą rzecz na świecie, która mogła się przydarzyć Francji. Podobnie rewolucja w Rosji, która dała światu Lenina i Stalina i ta w Zimbabwe, która dała Mugabe. Jednak zawsze trzeba mieć nadzieję, że sprawy potoczą się inaczej.
Czyli według ciebie ludzie w Zimbabwe powinni podjąć walkę z Mugabe, mimo że mała jest szansa na to, że coś się zmieni?
Mam takie ulubione przysłowie: „Rezygnacja to powolne samobójstwo”. Nigdy nie można tracić nadziei, że może być kiedyś dobrze. Nie można godzić się ze złem. To kwestia ludzkiej godności. Jest we mnie głęboko zakorzenione przekonanie o prawie do wolności, dlatego nie ma możliwości, żebym kiedyś się poddał i przestał nawoływać do walki o wolność.
Rozmawiał Piotrek Chmielewski
Manu Chao – naprawdę José-Manuel Thomas Arthur Chao – kompozytor i wykonawca muzyki folk sięgającej korzeniami do muzyki latynoskiej. Olbrzymi sukces osiągnął z grupą Mano Negra. Choć jest jednym z najlepiej sprzedających się artystów na świecie, nie jest dobrze znany w anglosaskim kręgu kulturowym. Jest związany ze światową lewicą, a w szczególności z Zapatystowską Armią Wyzwolenia Narodowego.