W poniedziałek Kenii odbyły się wybory prezydenckie. Po raz pierwszy zostały zorganizowane zgodnie z nową konstytucją, która została napisana tak, aby zminimalizować ryzyko zamieszek i eskalacji przemocy, do jakiej doszło po głosowaniu w 2007 roku.
Spośród ośmiu kandydatów największe szanse mają: 51-letni milioner Uhuru Kenyatta, syn ojca niepodległej Kenii, Jomo Kenyatty oraz 68-letni obecny premier Raila Odinga.
W przedwyborczych sondażach Odinga i Kenyatta, na którym ciążą oskarżenia Międzynarodowego Trybunału Karnego o podżeganie do pogromów po wyborach 2007 roku, szli łeb w łeb. Głosowanie rozpoczęło się w poniedziałek, 4 marca, od godz. 6 czasu miejscowego (godz. 4 czasu polskiego) i trwało do godz. 17. Wielu ludzi ustawiało się przed lokalami wyborczymi na długo przed ich otwarciem. Rezultaty wyborów mają być znane prawdopodobnie 11 marca. Jeśli żadnemu z kandydatów nie uda się zdobyć ponad połowy głosów, konieczna będzie druga tura 11 kwietnia.
Wstępne cząstkowe wyniki wyborów, które przekazała Komisja Wyborcza po zamknięciu lokali wyborczych w poniedziałek wieczorem, wskazują na niewielką przewagę wicepremiera Uhuru Kenyatty nad premierem Railą Odingą. Na razie jest jednak za wcześnie, by precyzyjnie przewidywać ostateczny wynik. Według Komisji, frekwencja wyniosła 70% z ponad 14 milionów uprawnionych do głosowania.
Aby zapobiec podobnej do roku 2007 fali przemocy, w Kenii w okresie wyborczym wprowadzono szereg środków bezpieczeństwa, a o zachowanie spokoju apelowali również obaj główni kandydaci. Mimo to w dniu wyborów doszło do incydentów, w wyniku których zginęło, co najmniej 19 osób, m.in. na obrzeżach Mombasy – drugiego co do wielkości miasta Kenii.
maru