“Z jednej strony Afryka kojarzy się z krajami trzeciego świata dziesiątkowanymi przez choroby i głód, z drugiej – ze światem egzotycznym, sawanną, lwami i tygrysami. Dwa różne wyobrażenia. Myślę, że brakuje środka. Wyobrażenia, które najmocniej oddawałoby sprawiedliwośc tym ludziom. Bo zarówno pierwsze, jak i drugie wyobrażnie jest jakoś krzywdzące. Bo tak naprawdę, Afryka to świat zwykłych, ale też pięknych ludzi. Niektórych po prostu warto poznać.”
Martyna Zagórska: Misja w Afryce – skąd ten pomysł?
Marianna Ligęza: Pomysł miałam od dziecka, ale nie było możliwości- najpierw szkoła, potem studia. Na koniec studiów uznałam, że to jest ten moment, bo nie ma jeszcze pracy, nie ma żadnych zobowiązań. Postanowiłam pojechac. Nie chciałam wikłac się w żadne organizacje międzynarodowe udzielające pomocy, chciałam to zrobic na własną rękę. Znalazłam stronę internetową ojca, który siedzi w Kamerunie i napisałam do niego maila, tak po prostu. Zapytałam, czy mogę przyjechac. Okazało się, że tak. Nigdy nie sądziłam, że to będzie tak proste.
Dwa miesiące to wystarczająco, by poznać Afrykę?
Zdecydowanie nie. Ktoś kiedyś powiedział, że po pierwszym kontakcie z Afryką, człowiek albo ją pokocha i będzie chciał do niej wrócic, albo znienawidzi i na zawsze powie: nie. Myślę, że to jest taki czas, który wystarczy, żeby zrodziło się uczucie, jakiś konkretny stosunek do tego miejsca.
Jak wyglądały kwestie techniczne wyjazdu?
Taki wyjazd rzeczywiście wymaga przygotowań, ponieważ w Polsce nie ma żadnego przedstawicielstwa kameruńskiego, dlatego załatwiałam wizę przez Paryż. Było to bardzo skomplikowane, bo załatwiał to znajomy w Paryżu i mój paszport leciał sam. To było ryzykowne. Na szczęście się udało.
Czym się tam zajmowałaś?
Jadąc, tak naprawdę nie wiedziałam, czym sie będę zajmowac. Wiedziałam, że są tam dzieci, natomiast nie miałam pojęcia, co będę z nimi robiła. Okazało się, że potrzeba kogoś, kto w miarę możliwości by je uczył. Kamerun jest krajem frankofońskim, miałam porozumiewac się w języku francuskim, który – jak mniemałam- znałam calkiem dobrze. Ale francuski w Kamerunie, a francuski, którego my uczymy sie tutaj, to dwie różne historie. Miałam z tym sporo trudności. Uczyłam dzieci czytac, pisac, sporo tez rysowaliśmy. To było coś zupełnie niewyobrażalnego. Dla nich to była czynnośc magiczna, takie czarowanie świata. Większośc z tych dzieci po raz pierwszy widziała kredki. Na początku zupełnie nie wiedziały, co mają z nimi zrobic. Pokazywałam, co mogłyby rysowac, ale one nie miały śmiałości. Dlatego na początku ja rysowałam kształty, a one kolorowały w środku. Tylko kilkoro dzieci ośmieliło się, by samodzielnie coś narysowac.
Czy można powiedzieć, że wino palmowe jest najtańszym winem świata?
Nie jestem specjalistą w tej kwestii (śmiech), ale na pewno jest bardzo tanie. Wystarczy naciąc palmę w odpowiednim miejscu, przyłożyc rurkę, wtedy wycieka sok, proces fermentacji następuje bardzo szybko i mamy gotowe wino palmowe.
Afryka jest gościnna?
Tak. Zdecydowanie tak.
Jak Afrykańczycy pojmują czas?
Oni żyją tym, co jest teraz. Zresztą przecież bardzo pięknie pisał o tym Kapuściński. Możesz mówic: uważaj, bo jutro może zdarzyc się coś złego. Absolutnie nie. Najważniejsze, by teraz przeżyli, by teraz mieli co jeśc. Na pewno takie myślenie jest uwarunkowane klimatem. My żyjemy w takim innym klimacie i od zawsze musieliśmy myślec, że chcąc jeśc w zimie, musimy zrobic zapasy.
Czy istnieje coś takiego jak zła pomoc? Czy nie jest tak, że chcemy pomóc, ale nie wiemy jak, wchodzimy w ich życie i chcemy na siłę zmieniac?
Bardzo dobre pytanie. Jak tam jechałam, miałam bardzo podobne obawy. Oczywiście, że istnieje zła pomoc. Zanim zacznie się pomagac, to trzeba pewne rzeczy przmyślec, popatrzec na błędy przeszłości, żeby wiedziec, czego unikac. Pierwszym krokiem jest akceptacja tych ludzi, zgoda na to, że są tacy, jacy są. Trzeba dac im do zrozumienia, że przyjechało sie też po to, by nauczyc się czegoś od nich i zobaczyc jak oni żyją. Druga sprawa to skutki pomagania. Trzeba to przemyslec. My jesteśmy przyzwyczajeni, że mamy efekty od razu, tam efektów nie widac przez lata.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze?
Samotnośc. Paradoksalnie, bo było tam mnóśtwo ludzi, więc sama nie byłam. Ale to było pierwsze doświadczenie, gdzie zostałam wrzucona w tak inną kulturę i nawet jeśli mogłam porozmawiac z ludźmi po francusku, to nie jest to mój język ojczysty. Ci ludzie żyją czymś zupełnie innym, ja byłam tam obca. Jednocześnie doświadczałam czegoś nowego, miałam ochotę krzyczec o tym, dzielic się tym z innymi – nie miałam z kim. To było bardzo trudne. To i uczucie bezradności. Bo rzeczywiście, kiedy człowiek tam przyjeżdża, to ma takie poczucie, że zmieni świat. A okazuje sie, że ten świat taki jest i już.
Po co człowiek pomaga?
To odruch. Podstawowy, naturalny, bezwarunkowy. Kiedy widzisz człowieka w potrzebie, po prostu wyciągasz rękę…
Rozmawiała Martyna Zagórska
Marianna Ligęza – absolwentka filologii polskiej na UJ. Przez dwa miesiące przebywała na misji w Bertoua, w Kamerunie, ucząc dzieci z placówki założonej przez o. Dariusza Godawę.
Byłaś/eś na wolontariacie w Afryce? Napisz o tym i wyślij na adres: info(at)afryka.org!