Wolne rozmyślania wokół afrykańskich szyldów fryzjerskich

afryka.org Kultura Sztuka Wolne rozmyślania wokół afrykańskich szyldów fryzjerskich

Obraz kobiet wyplatających sobie nawzajem warkoczyki, to chyba jeden z bardziej spotykanych obrazków afrykańskich. Oprócz fryzjerów "samorodnych" i "domowych", funkcjonuje mnóstwo małych zakładów fryzjerskich – mogą być to zakłady wyposażone w lusterko i …dach, ale najczęściej są to jedynie lusterka i fotele pod "chmurką", przed domem, na werandzie lub w innym, zacienionym miejscu.

Rząd starych foteli samochodowych ustawionych na dwóch oponach spotkać można wzdłuż torów kolejowych na największym i najbardziej chyba chaotycznym bazarze ghanijskim w Kumasi. Każdy z takich stanowisk opatrzony jest dumną nazwą wypisaną na kolorowym szyldzie ze sklejki: "Playboy's hair", "African haircut", "Be like Jesus" czy "Super girl style". To właśnie te malowane reklamy świadczą o niepowtarzalności i popularności danego fryzjera, a wymalowane na nich fryzury są pomocne dla klienta w wyborze modnego uczesania.

Idealny szyld powinien posiadać dwa elementy: chwytliwą nazwę zakładu bądź oferowanych przez niego usług oraz czytelnie wymalowane modele fryzur, przedstawionych zarówno "en face" jak i z profilu.

Nazwa zakładu może być po prostu imieniem fryzjera (np. "Bob's shop", "Kwami the stylist", "Mary's style"), nazwą miejsca, w którym znajduje się zakład ("Wudidi saloon", "Kumasi style"), nazwą własną fryzury ("African playboy haircut", "Afro cut") czy efektem, który uzyskuje się po zmianie fryzury ("Beautiful man", "Be like Jesus", "Hero saloon").

Fryzury proponowane są na pierwszy rzut oka podobne, ale tak naprawdę odzwierciedlają wielką kreatywność i modę właściwą sztuce fryzjerskiej. Nazwy fryzur odzwierciedlają upodobania artystyczne, ale i polityczne czy muzyczne grupy docelowej ale i samych fryzjerów.

Fryzurom męskim nadaje się nazwy takie jak: "Tyson cut", "Kennedy cut", "Nelson Mandela", "Chubby Checker" czy po prostu "Playboy haircut", która (jak wynika z moich pogawędek z fryzjerami) jest zmienna, ponieważ oznacza najbardziej szykowną w danym momencie fryzurę. Podkreślana jest współczesność danych modeli: "Boeing 707" czy "Super Concord" to fryzury idące z duchem czasu, popularne wśród młodych, dynamicznych klientów.

Nazwy fryzur kobiecych nawiązują często do samego ułożenia i wymodelowania włosów: "Drive Right" oznacza fryzurę z zaczesaną na bok grzywką, "Highway" to modne wyprostowanie włosów i "przylizanie" ich w tył, "Sportin'Waves" to wersja sportowa i uwspółcześniona legendarnego afro. Wspomina się też o efekcie, jaki ma przynosić damie jej fryzura: 'Face to face' jest uczesaniem sprawdzającym się w sytuacjach intymnych, w których żaden włosek nie powinien ruszyć się ze swojego miejsca, a "House Party" wywoła furorę na przyjęciach.

Układ graficzny rysunków malowanych na szyldach przypomina często grafikę stosowaną w komiksach: twarze muszą być czytelne, wyraźne, przedstawione płasko, a cała przestrzeń szyldu zdaje się trzymać zasady "horror vacui" – czyli zapełnienia całości rysunkami. Jeśli same fryzury i nazwa nie są wystarczające, malarz decyduje się na uzupełnienie wolnej przestrzeni rysunkami przedstawiającymi dłonie, wymalowane oczy czy chociażby gwiazdki, kółeczka i inne dekoracyjne wzorki.

Ale zwykłych fryzjerów nie zawsze stać na kupienie wymarzonego szyldu, który sprostałby wymaganiom szybko zmieniających się trendów fryzjerskich. Malarze wykonujący szyldy na zamówienie, dostosowują stawki do ilości główek, a nawet skomplikowania fryzury wymalowanej. Posługują się zazwyczaj katalogiem zdjęć wykonanych przez siebie prac bądź po prostu wycinkami z gazet, prezentującymi znane postaci kultury popularnej, sportowców, polityków, modelki, gwiazdy kina afrykańskiego i amerykańskiego.

Malarze, wykonawcy szyldów, obrazów, plakatów i tabliczek wszelkiego rodzaju, nauczyli się swojego fachu sami bądź u starszych, doświadczonych kolegów, kopiując znane wzorce i obserwując pracę innych. W czasach kolonialnych, ale nawet jeszcze w latach 60-tych XX wieku, malarze byli uznawani za ludzi obeznanych z modą i trendami panującymi w danym kraju i za ludzi wykształconych, ponieważ nie byli analfabetami.

W dzisiejszych czasach są często uważnymi obserwatorami życia społecznego, politycznego, ale i pomysłowymi artystami. Nie można ich zaliczyć po prostu do rzemieślników; wykonują oni murale na ścianach, plansze reklamowe ale i obrazy, które są popularną formą upominku, pamiątki rodzinnej, ślubnej , po prostu dekoracją mieszkania lub wyrazem upodobań politycznych.

"Malarze miejscy (urban artists), jak i afrykańscy rzeźbiarze, przypominają muzyków jazzowych; rozwijają temat bez roszczenia pretensji do jego wyczerpania. Obraz czy rzeźba nie ma na celu zaskoczenia odbiorcy – jest przede wszystkim uczestnictwem w teraźniejszości" – pisze B.Jewsiewicki w "Africa Explores-20th Century African Art".

Wyobraźnia malarza zwróconego ku potrzebom miejskich odbiorców ogranicza się do improwizacji na tematy dobrze już znane, często powielane na życzenie klientów. Jeśli dany motyw dobrze się sprzedaje, powszechne jest jego powtarzanie przez innych malarzy. Artyści malujący na zamówienie, nie znają w praktyce pojęcia "praw autorskich" – byłoby to w przypadku szyldów fryzjerskich niezrozumiałe i prawdopodobnie niewykonalne.

Za artystę uznany zostaje ktoś, kto wypracował swój styl, którego charakterystykę można dostrzec zapewne u … innych artystów, czerpiących swobodnie wzory i pomysły z dzieł dobrze się sprzedających i popularnych. Popularni także poza granicami swojego kraju Cheri Samba czy Moke z Kinszasy, przyjęli powielanie motywów z jednego, udanego obrazu za swoją metodę pracy. Za sukces uznane zostaje dostrzeżenie na rynku kopii swoich obrazów czy inspiracje tematami od niego zaczerpniętymi. To chyba dopiero wpływy europejskie i amerykańskie sprawiły, że "artysta" powinien być uważany za kogoś wyjątkowego, a jego sztuka niepowtarzalna i "autorska".

Zresztą termin "artysta" – jak wynika z moich obserwacji – jest dość swobodnie i powszechnie stosowany; być może świadczy to o przekonaniu, że "artystą" każdy w Afryce jest bądź łatwo stać się może. W miejscowościach bardziej turystycznych, chyba najbardziej popularną formą zaczepki białych turystów to przedstawienie się jako 'artist'. Może to oznaczać równie dobrze, że osoba ta zajmuje się wykonywaniem komercyjnych masek, pamiątek ale i to, że maluje np. ściany bądź naprawia samochody czy że … jest fryzjerem.

Usługi fryzjerskie nie ograniczają się do modelowania włosów. Często obok wymalowanych na szyldach "główek", znaleźć można obrazki małych, wypielęgnowanych rączek o pięknych paznokciach czy stóp moczących się w balii. Manicure, pedicure, makijaże a nawet małe porady lekarskie to usługi, które często idą w parze z fryzjerstwem. Nie wspominając o opiekowaniu się dziećmi, które są czasem podrzucane fryzjerom na czas nieobecności rodziców.

Sztuka układania włosów to w Afryce dużo więcej niż zwykłe fryzjerstwo. Kobieta, która nie umie drugiej wpleść warkoczyków czy wypomadować włosów nie uważana jest za dobrą kandydatkę na żonę, tym bardziej na matkę. Piękna, wymyślna fryzura świadczy nie tylko o dbałości o swój wygląd, ale i o dumnej postawie; nieodłącznym składniku wpływającym na czar afrykańskich kobiet.

Jednym z moich ulubionych zajęć w trakcie podróży po Ghanie, Togo i Burkina Faso było odnotowywanie zmian stylów uczesania w danym regionie. Rozpowszechnienie się danej fryzury podąża zresztą podobnymi szlakami do tych, dotyczących kopiowania wzorów na szyldach fryzjerskich. Bardzo często kobiety pochodzące z tej samej rodziny wyplatają sobie podobne 'konstrukcje' z warkoczyków – w ten sposób jedna uczy inne wykonywania nowego sposobu uczesania.

A smutnie przylizane i bez-warkoczykowe fryzury białych przyjezdnych napawały a
frykańskie piękności smutkiem i wręcz współczuciem…

Zdjęcia szyldów fryzjerskich z Afryki

Karolina Marcinkowska

Karolina Marcinkowska, asystentka w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie w Dziale Etnografii Krajów Pozaeuropejskich – zajmuje się kulturą i sztuką Afryki oraz organizacją imprez. Absolwentka Etnologii i Antropologii oraz podyplomowego Studium Krajów Rozwijających się na UW w Warszawie, wolontariusz PAH. Współpracuje z Unia Teatr Niemożliwy i TR Warszawa. Podróżuje ile tylko się da, właściwie jest uzależniona od wędrowania, a może ma to we krwi. Jej mottem jest hasło "kto błądzi, nie szuka"- wierzy w nieprawdopodobne przypadki, znaki i ludzi spotykanych na swojej drodze. O zawrót głowy przyprawia ją ilość pasjonujących krajów, ludzi, języków, tańców, muzyki… Z dwóch możliwości wybiera obydwie.

 Dokument bez tytułu