Wielorasowa Wielka Brytania (2)

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Wielorasowa Wielka Brytania (2)

Tak jak I wojna światowa przyczyniła się w znaczący sposób do emancypacji kobiet, tak II wojna jeszcze bardziej rozluźniła obyczaje. W Wielkiej Brytanii stacjonowało w czasach wojny ponad sto tysięcy afroamerykańskich żołnierzy. Podczas gdy wcześniej przybysze z innych krajów zatrzymywali się i osiadali w miastach portowych, ci żołnierze zawitali do miast i miasteczek. 

Niektórzy Brytyjczycy po raz pierwszy zobaczyli wówczas ludzi o innym kolorze skóry w postaci tych rosłych Amerykanów. I znów kobiety, których mężowie wyruszyli na front wojenny, wdawały się w romanse. Organizowano potańcówki, gdzie przy dźwiękach modnych wówczas melodii pląsały na parkiecie białe Brytyjki z ufryzowanymi włosami i w nylonowych pończochach na nogach (wielki hit i prezent od kochanków z Ameryki) i czarnoskórzy mężczyźni w eleganckich mundurach. Z wielu związków narodziły się dzieci, zwano je “brązowymi dziećmi” (“brown babies”), a ich liczbę szacuje się na około tysiąc. Amerykański rząd potępiał takie związki, za oceanem wciąż panowała segregacja rasowa i związki mieszane były zakazane. Po wojnie żołnierze wrócili do siebie, a kobiety zostającymi z “suwenirami” po przygodzie, które nie mogły zostać zabrane przez ojców do ich ojczyzny. Niektóre matki w obliczu ryzyka rozpadu rodziny i lęku przed mężem powracającym z wojny, decydowały się oddać owe dzieci do specjalnych sierocińców. Część dzieci została potem adoptowana przez białe rodziny i starsi już obecnie ludzie wspominają swoje wychowanie w szczęśliwym otoczeniu, gdzie czuły się kochane na równi z rodzonymi dziećmi swych rodziców i gdzie kolor skóry nie miał żadnego znaczenia. Jednym z takich dzieci, narodzonym z romansu białej Angielki i afroamerykańskiego żołnierza i potem oddanym do opieki, a więc nie znającym zupełnie biologicznych rodziców, jest szwagier George’a Alagiaha, prezentera programu. Niektóre dzieci jednak czuły się odrzucone na zawsze i dorastały w poczuciu, że są bękartami, czyli gorszym gatunkiem człowieka.

W 1948 miał miejsce wielki przypływ obywateli z Karaibów i wiele osób widzi w tym początek wielokulturowego społeczeństwa brytyjskiego, zapominając o kilku wcześniejszych dekadach, które opisałam w pierwszej części cyklu. Trzeba przyznać, że przybycie czarnoskórych Jamajczyków, Gujańczyków, obywateli Barbadosu czy Tryninadu i innych krajów jest najlepiej chyba udokumentowane, zajmuje też zasłużone miejsce w beletrystyce brytyjskiej, choćby w powieści “Wysepka” Andrei Levy. Wielka Brytania była biednym i zniszczonym krajem po wojnie. Każda osoba gotowa do pracy przyjmowana była z otwartymi ramionami. Wprowadzono więc w 1948 roku British Nationality Act, ustawę, która oferowała brytyjskie obywatelstwo wszystkim obywatelom Wspólnoty Narodów i prawo do osiedlania się tutaj. Tysiące mężczyzn z dalekich wysp karaibskich przybyło więc do pracy. To oni byli pierwsza naprawdę wielką grupą, która zmieniła oblicze powojennego Królestwa Brytyjskiego. 

Historia żydowskiej dziewczyny z Liverpoolu, Mary, i Jake’a z Trynidadu jest wzruszającą historia miłosną. Para jest ze sobą od 63 lat i wciąż wspomina, jak się poznali. Można powiedzieć, że strzała Amora trafiła ich niespodziewanie, gdy wspólnie studiowali, i oboje trwają w zakochaniu po dziś dzień. Nie mają oporów, by mówić o swym uczuciu – Jake twierdzi, że Mary była tym, czego szukał przez całe życie. Mary zaś z uroczym uśmiechem wspomina, że Jake oświadczył jej się, wykorzystując cytat z Szekspira: “To be or not to be, will you please marry me”. Ojciec Mary jednak był przeciwny ich małżeństwu, powiedział jej, że teraz, gdy związała się z czarnym mężczyzną, już nigdy nie znajdzie porządnego chłopaka. Dodał też, że nie chce jej więcej widzieć na oczy. Na ich ślubie nie było żadnej rodziny, wyłącznie przyjaciele. Z podobnymi uprzedzeniami i odrzuceniem rodziny musiało radzić sobie wówczas wiele par mieszanych.

Jednym z najsmutniejszych wydarzeń w powojennej Wielkiej Brytanii, świadczącym o nietolerancji Liverpoolu wobec inności, jest przymusowe wysiedlenie ok. dwóch tysięcy chińskich marynarzy. W czasie II wojny światowej ci Chińczycy osiedlili się w Liverpoolu, wielu poślubiło Angielki i założyło z nimi rodziny. Yvonne Foley jest jednym z 500-1000 dzieci (ich liczbę trudno dokładnie oszacować), które przez wiele lat myślało, że zostało porzuconych. Podobnie myślała jej matka. Nie wiedziano, że pewnego poranka przeprowadzono świetnie zorganizowaną akcję, zaplanowaną przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Policja wyłapywała na ulicach każdego, kto wyglądał na Chińczyka, więziła go i czym prędzej wysyłała na statku do Chin. Nikt nie wiedział, co się stało z tymi mężczyznami później, szczególnie że w Chinach do władzy doszli komuniści i zdobywanie informacji było szalenie trudne. Raz rozbite rodziny pozostały rozbitymi na zawsze. Wiele kobiet, w tym matka Yvonne, zmarło wierząc, że zostało porzuconych przez swych mężów. Yvonne dorastała nie wiedząc nawet, że jest Euroazjatką i dopiero w wieku kilkunastu lat dowiedziała się, że jej ojciec pochodził z francuskiej części Szanghaju, dlatego dostała francuskie imię. W 1982 Yvonne pojechała do Szanghaju i wspomina, że doświadczenie było przedziwne – to było jak odwiedziny w mieście jej dzieciństwa, te same sklepy, podobne budynki. Ojca nigdy nie odnalazła.

Tymczasem społeczność mieszana rasowo rosła. Kobiety wciąż walczyły z uprzedzeniami innych wobec swoich mężów i samych siebie, ich dzieci najlepiej czuły się w towarzystwie innych dzieci z mieszanych rodzin, gdzie nie były wytykane palcami. Do imigrantów z Karaibów, krajów arabskich czy Afryki doszli imigranci z Indii i Pakistanu (Bangladesz jeszcze wówczas nie istniał). Wielu kobietom imponowali Pakistańczycy i Indusi – dobrze się ubierali, byli świetnie wykształceni, pięknie mówili po angielsku, znali Szekspira, Chaucera i Thackeraya. Do tego byli prawdziwymi dżentelmanami. Społeczeństwo przyzwyczajało się powoli do tego, że związki mieszane nie są niczym dziwnym. Nie tylko mieszane małżeństwa żyły na tych samych ulicach co białe, wkroczyły także do mediów. Powstały w 1957 roku serial “Emergency – Ward 10” – pierwszy serial brytyjski, którego akcja rozgrywała się w szpitalu – nie tylko przybliżył widzom codzienność pracowników szpitalnych, gdzie zatrudnienie znalazła duża grupa osób o nie-białym kolorze skóry. W tym serialu w 1964 po raz pierwszy Brytyjczycy zobaczyli na ekranach swych telewizorów pocałunek pani chirurg pochodzącej z Jamajki z białym, angielskim lekarzem. Wycięto jednak scenę seksualną pod zarzutem, że była “zbyt sugestywna” – społeczeństwo brytyjskie nie było jeszcze gotowe, by po kolacji oglądać z dziećmi w serialu rodzinnym sceny aktu miłosnego między parą o odmiennym kolorze skóry. Jednakże serial dobrze oddawał realia, ponieważ w Wielkiej Brytanii sporo imigrantów bywało już od lat 50. zatrudnianych w służbie zdrowia, co ma miejsce do dziś. Idąc dziś do szpitala w centrum Londynu (byłam kilka razy na pobieraniu krwi) biali lekarze czy pielęgniarki lub pielęgniarzy należą do mniejszości.

O kolejnych latach rozwoju brytyjskiej społeczności mieszanej rasowo w następnym odcinku.

Kamila Kunda

Autorka prowadzi blog Chihiro o świecie.

 Dokument bez tytułu