Wielorasowa Wielka Brytania (1)

afryka.org Czytelnia Afryka Inaczej Wielorasowa Wielka Brytania (1)

Wyniki niedawno przeprowadzonej ankiety zaskoczyły wszystkich. Okazało się, że w Wielkiej Brytanii 10% dzieci wychowuje się w rodzinach mieszanych rasowo.

Ponad 3% społeczeństwa ma mieszane pochodzenie (co interesujące, niemal 1,5% uznało się według ankiety z 2009 roku za osoby “mixed-race”, ale gdy zapytano, czy rodzice są innego koloru skóry, pozytywnie odpowiedziało ponad 3% odpowiadających, co oznacza, że nie wszystkie osoby z mieszanych związków postrzegają siebie samych za “mieszane” – w USA najlepszym przykładem osoby z mieszanego związku jest Barack Obama, który jednak mówi o sobie, że jest czarny, choć faktycznie jest tak samo biały jak i czarny). Jeszcze 10 lat temu ta liczba była o ponad połowę niższa. Osoby o mieszanym pochodzeniu należą do najszybciej rosnącej grupy mniejszości. Największa grupa mieszanych obywateli mieszka w londyńskiej dzielnicy Haringey (4,4%), lecz szkoły podstawowe w centralnym Londynie już teraz szacują liczbę dzieci z mieszanych związów na 25% ogólnej liczby uczniów. Dziś ponad połowa mężczyzn karaibskiego pochodzenia i będących w związkach ma partnerki o innym kolorze skóry. To samo dotyczy 20% mężczyzn pochodzenia afrykańskiego, 10% mężczyzn i kobiet z Indii i 40% kobiet z Chin. W ciągu ostatnich 14 lat liczba dzieci chińskiego pochodzenia, które mają także białego rodzica, wzrosła z 15% do 35%. Przewyższa tę liczbę w tej chwili tylko liczba dzieci pochodzenia karaibskiego – aż 49% z nich ma białego rodzica. Widać bardzo wyraźnie na ulicach Londynu zwiększającą się liczbę dzieci ze związków mieszanych. Wśród naszych przyjaciół większość stanowią pary o odmiennym kolorze skóry, ich dzieci więc także będą (choć nie wszyscy nasi przyjaciele już dzieci posiadają) zaznaczać w formularzach “mixed-race”. Od paru lat przepowiadam, że kolor skóry ulega rozrzedzeniu, że ma coraz mniejsze znaczenie w kraju, w którym mieszkam. Nie jestem w stanie nadawać nikomu etykietki oceniając po wyglądzie. Bo co będę mogła powiedzieć o nienarodzonym jeszcze dziecku naszych przyjaciół, które będzie posiadało paszporty polski, brytyjski, niemiecki i hongkoński? Albo o dziecku innej pary przyjaciół, w którego żyłach płynąć będzie krew bangladeska, malezyjska, chińska i belgijska (jeśli uznać, że krew ma narodowość)? Lub jeszcze innym, którego rodzice mają pochodzenie sudańsko-włoskie z jednej strony i szwedzko-indyjskie z drugiej? A to zaledwie trzy przykłady z bardzo wielu. Wielokulturowości nie widać na pierwszy rzut oka. Czasem osoba mająca czarnego rodzica ma zupełnie białą twarz, bywa że jedynie lekko skręcające się włosy zdradzają afrykańskie bądź karaibskie pochodzenie (a czasem nawet i tego śladu nie ma). W Japan Centre nie raz widziałam dzieci ze związków Japonek z czarnoskórymi mężczyznami, coraz więcej dzieci wyglądających na pierwszy rzut oka na Indusów mówi płynną polszczyzną, coraz więcej Polaków ma inny kolor skóry. Byłam niedawno w konsulacie polskim dwa razy, gdyż wyrabiałam sobie nowy paszport. Obok mnie po polski paszport stały dwie Polki z czarnoskórymi mężami i dziećmi z tych związków, jedna pani w czarnym czadorze, druga w hidżabie z mężem, który pochodził z Algierii. Był też Polak, który wyrabiał paszport swej żonie, z którą rozmawiał po rumuńsku. Brytyjscy Polacy nie są już wyłącznie białymi katolikami.

BBC nadawała przez ostatnie trzy tygodnie arcyciekawy serial dokumentalny w trzech godzinnych odcinkach pt. “Mixed Britannia” o wielokulturowości na Wyspach w ciągu ostatniego stulecia. Prowadzący program dziennikarz George Alagiah zdradził na samym początku pierwszego odcinka: “Urodziłem się na Sri Lance, lecz poznałem i poślubiłem Angielkę. To jest nasza opowieść, ale jest to też historia naszego kraju”. Do ślubu, który odbył się prawie 30 lat temu, nigdy nie podejmował z narzeczoną rozmów o kolorze skóry, co już pokazuje, jak daleką drogę przeszli Brytyjczycy od jawnej niechęci wobec osób o innym kolorze skóry pod koniec XIX wieku do stanu, w którym odmienne pochodzenie nie budzi zdziwienia większości i jest jak kolor oczu, dla wielu osób zupełnie neutralną cechą człowieka.

Wielka Brytania od wieluset lat była wielokulturowa, lecz na dobre wielorasowa stała się dopiero pod koniec XIX wieku. Wraz z rozwojem handlu do miast portowych przybywali marynarze i handlarze z odległych krajów. Jako obywatele kolonii i protektoratów mieli prawo mieszkać i pracować na terenie Wielkiej Brytanii. Ludność miejscowa patrzyła na nich z niechęcią i obawą, że zechcą wiązać się z białymi Angielkami i z początku panowała segregacja – Jemeńczycy, Somalijczycy, Malaje, Indusi czy Chińczycy mieszkali w specjalnych hotelach i stołowali się w specjalnie dla nich przeznaczonych kawiarniach i restauracjach. Ale oczywiście nie miał miejsca apartheid tego typu co w tym czasie w Stanach Zjednoczonych. I wojna światowa zmieniła wiele. Jako żołnierzy i pracowników, mających wypełnić miejsce po Brytyjczykach udających się na front, Wielka Brytania zatrudniła obywateli z odległych kolonii. To był także, a może przede wszystkim, czas wyzwolenia kobiet, które zaczęły pracować w uznawanych dawniej za męskie zawodach, zasmakowały samotnych wypraw do kina czy pubu. Poznawały swą seksualność, na randki przestały chadzać z przyzwoitkami, a w przyśpieszonym tempie poznawały tajniki antykoncepcji. Odkryły, że w przeciwieństwie do białych mężczyzn z ich ojczyzny przybysze z Afryki, Chin czy krajów afrykańskich są szarmanccy, mili i hojni. Pani historyk, która opowiada w filmie początki zawierania związków osób o odmiennym kolorze skóry podczas I wojny światowej, zwróciła uwagę, jak wiele kobiet w tamtych czasach podkreślało, że ci “obcy” mężczyźni byli po prostu bardzo mili. Źle to świadczy o rodowitych Brytyjczykach z tamtych lat… Po zakończeniu wojny wielu mężczyzn z odległych krajów zdecydowało się zostać i założyć rodziny. Zaczęto tworzyć wielokulturowe społeczności, na początku tylko w miastach portowych. W 1918 roku na Wyspach mieszkało 20 tysięcy mężczyzn z Karaibów, Bliskiego Wschodu i Azji. To kobiety wspierały zmiany, to kobiety cechowały się większą tolerancją. Po powrocie swych mężów z frontu większość, która podczas ich nieobecności żyła z partnerami o innym kolorze skóry, żądała rozwodu. Przemian społecznych nie można było cofnąć. Oczywiście biali mężczyźni nie byli szczęśliwi, że zajmowano ich miejsca. Wzajemna niechęć rosła, miały miejsce zamieszki, akty agresji, a będące świadkami zajść kobiety zaciekle broniły swych nowych partnerów i obcych o nie-białym kolorze skóry. Jedna z kobiet, o imieniu Dora, pracująca hoteliku w portowym miasteczku, podczas zamieszek w 1919 krzyczała do białych mężczyzn, celujących z karabinów w Arabów: “Nie zamieniłabym jednego Araba na dwudziestu z was! Prawdę mówiąc, zapewne poślubię arabskiego mężczyznę jutro”. Białym kobietom za takie zachowanie niestety też się niekiedy obrywało.

Mała dygresja: Byłam jakiś czas temu w niewielkim, lecz świetnie zorganizowanym Muzeum Żydowskim w Londynie i zainteresowało mnie, jak wiele dokumentów i relacji Żydów brytyjskich opisuje ich odległe pochodzenie. Jak wiele przedmiotów świadczy o mieszanych pochodzeniu ich dawnych właścicieli, np. świadectwo ślubu z 1895 zawarte przez bagdadzkich Żydów w Kalkucie, którzy potem wyemigrowali do Wielkiej Brytanii. Żydzie brytyjscy mają bardzo bogate korzenie, sięgające Indii, Egiptu, Iranu, Iraku, Europy Wschodniej… Koniec dygresji.

Oburzenie wielu Brytyjczyków odnośnie związków mieszanych było jeszcze przez kilka dekad dość duże. Fantastycznie jest posłuchać starszych osób, w wieku 70-90 lat, z mieszanych małżeństw, których matki były białe zaś ojcowie pochodzili z Chin, krajów arabskich czy Karaibów, jak wspominają przeszłość, swoje dzieciństwo i nastroje społeczne wówczas panujące, a także szokujące dziś restrykcje i przepisy, które jednakże nie w całym kraju były identyczne (w Liverpoolu np. kobiety wychodzące za mąż za cudzoziemców traciły brytyjskie obywatelstwo, a mężczyźni o obcej narodowości musieli meldować się na policji raz w tygodniu). Mimo tych utrudnień społeczność wielonarodowościowa i wielorasowa stopniowo się powiększała. Biała społeczność wymyślała niestworzone historie o egzotyce londyńskiej dzielnicy Chinatown z jej piwnicami, w których aż gęsto było od dymu opium, czy kawiarni, w których Indusi żuli liście betelu. Już w 1919 uwieczniano ten obcy, a jednak angielski świat na taśmie filmowej. W jednym takim filmie pt. “Broken Blossoms or The Yellow Man and The Girl”, nakręconym przez D.W Griffithsa w 1919, opowiedziana jest historia o miłości angielskiej dziewczyny (gra ją Lilian Gish) i Chińczyka z londyńskiej Chinatown. Ten film był dość przełomowy jak na tamte czasy, gdyż pokazał, że obcy może znaczyć dobry, grzeczny, uprzejmy, delikatny, uczciwy (złym charakterem był za to w filmie rodowity Anglik). Chińczycy zresztą od początku należeli do mniejszości cechującej się największą pracowitością, a ich dzieci po dziś dzień osiągają najlepsze wyniki w nauce, na równi z dziećmi pochodzenia indyjskiego. Rząd jednak tworzył listy narodowości, których młode kobiety myślące o zamążpójściu powinny unikać i narodowość chińska znalazła się na owej liście. 

Im bliżej II wojny światowej, tym rosło na sile Królewskie Stowarzyszenie Eugeniczne. Nie było wprawdzie tak potężne jak w Niemczech, ale i tak podejmowało kroki, by “oczyścić białą rasę” – a pierwszymi królikami doświadczalnymi w testach mających udowodnić, że dzieci ze związków mieszanych mają gorsze geny, byli liverpoolscy potomkowie białych Angielek i czarnych lub chińskich mężczyzn. W Australii odbierano tymczasem dzieci parom mieszanych i umieszczano w rodzinach, gdzie oboje małżonkowie byli biali. W Rodezji zakazano prawnie związków pozamałżeńskich między białymi kobietami a czarnymi mężczyznami. W USA dyskryminacja czarnoskórych mieszkańców jest legendarna. Co jest fascynujące to fakt, iż dziś uważa się powszechnie, że dzieci ze związków mieszanych są z reguły ładniejsze niż białe dzieci, dawniej zaś było odwrotnie. Wyniki badań eugenicznych były wielkim zaskoczeniem dla lekarzy. Okazało się, że wszystkie dzieci z rodzin angielsko-chińskich miały wyższy poziom inteligencji niż ich biali rówieśnicy. O dzieciach mających czarnych ojców lekarze mówili natomiast, że odziedziczyli najgorsze cechy obu ras – lenistwo i niepoważne podejście do życia rasy czarnej i brak kręgosłupa moralnego rasy białej (wówczas powszechnie sądzono, że kobiety sypiające z czarnymi mężczyznami muszą być prostytutkami). Bardzo naukowe wnioski, prawda?

Seksualność przez kilka dekad była w centrum zainteresowania wszystkich. Najpewniej wówczas narodził się pogląd, że białej kobiety, która spróbowała seksu z czarnoskórym mężczyzną, nigdy żaden biały nie będzie w stanie zadowolić. Ku oburzeniu wielu, białe kobiety, w tym wiele artystek, potwierdzały otwarcie tę teorię. Zastanawiano się, co skłoniło pewną szkocką rozwódkę do poślubienia jednego z najbogatszych mężczyzn świata, sułtana Johoru (jeden z malezyjskich stanów) w brytyjskich meczecie w Surrey w 1930 – sama historia tego meczetu jest ciekawa, powstał on bowiem w XIX wieku i służył Brytyjczykom, którzy przeszli na islam. Dla wyższych sfer i ludzi zainteresowanych kulturą i sztuką kolor skóry nie miał takiego znaczenia jak dla przedstawicieli klasy robotniczej. Już w latach 30. ubiegłego wieku niektóre arystokratki brytyjskie poślubiały czarnoskórych czy arabskich mężczyzn. W 1930 roku czarnoskóry Paul Robeson, syn amerykańskiego niewolnika, który przeprowadził się w latach 20. do Wielkiej Brytanii zdegustowany traktowaniem czarnych w USA, zagrał na deskach angielskiego teatru Otella. Był pierwszym na świecie czarnoskórym aktorem, występującym w sztuce szekspirowskiej, co dziś jest zupełnie normalne, lecz w tamtych czasach mogło powodować kontrowersje. Ale nie powodowało, nie na Wyspach Brytyjskich. Na premierze wywoływano go na scenę 20 razy (!) po opadnięciu kurtyny – publiczność była zachwycona i nie gorszył jej nawet pocałunek, jaki między czarnym Otello a białą Desdemoną miał miejsce na scenie. Sam Robeson musiał opuścić Anglię w 1939 i wrócić do USA, lecz przy każdej okazji za granicą krytykował Stany Zjednoczone za dyskryminację czarnych. Jeszcze po latach piękna Peggy Ashcroft, aktorka grająca Desdemonę, wspominała publicznie gorący romans między nią a Robesonem i pytała retorycznie: “Która kobieta nie oszalałaby na punkcie tego mężczyzny?”. 

Tymczasem rodziło się już drugie pokolenie dzieci, których rodzice pochodzili z mieszanych małżeństw. Społeczność wielokulturowa w wielu miastach była świetnie zorganizowana i zintegrowana, dzieci dorastały wzbogacane o dodatkowy język, pyszne potrawy z dalekich krajów i kulturę swych ojców i dziadków. Wspólnie obchodzono Eid, Boże Narodzenie, chiński Nowy Rok i inne święta, dzieląc się szczodrze rytuałami i obrzędami. Te stosunkowo niewielkie grupki były prawdziwie wielokulturowe, gdzie uprzedzenia wobec innych kultur były rzadkością – jednoczono się wspólnie przeciwko względnej niechęci białej większości społeczeństwa. Tworzono swoją własną kulturę, czerpiąc z otaczających to, co pasowało i odrzucając to, co nie znajdowało uznania.

Zbliżająca się II wojna światowa nasiliła próby “oczyszczenia białej rasy” na kontynencie europejskim. Także wśród Brytyjczyków znajdowali się zwolennicy teorii Hitlera o konieczności ochrony białej rasy, ale była ich zdecydowana mniejszość. Obywatele Wielkiej Brytanii byli w przeważającej większości – jak na tamte czasy – tolerancyjni i liberalni; nawet jeśli nie popierano związków mieszanych (ludzie mawiali czasem, że nie mają nic przeciwko małżeństwu o odmiennych kolorach skóry w sąsiedztwie, ale sami nie chcieliby, by ich córka związała się z Arabem) mało kto posunąłby się do głoszenia poglądów wyznawanych przez niemieckiego przywódcę. Badania eugeniczne także przestały interesować naukowców. Pisarz J.B. Priestley podróżował w latach 30. po kraju i po ujrzeniu Liverpoolu, w którym w jednym przedszkolu bawiły się dzieci o różnym kolorze skóry, znalazł w tym powód do świętowania naszej ludzkiej różnorodności i zachwycał się faktem, że społeczeństwo jest tak wymieszane. Jego książka “English Journey” jest świadectwem, że już wtedy niektórzy mieli przed oczami nową wizję angielskości, w której biały kolor skóry nie jest uznawany za pewnik. W Wielkiej Brytanii zaczęto kręcić antynazistowskie filmy, wychwalając zalety i talenty ludzi o innym kolorze skóry (zwracano np. uwagę na osiągnięcia w krykiecie) i otwarcie mówiono: “Cały ten hitlerowski nonsens i przekonanie o wyższości aryjskiej rasy są zwyczajnie nieprawdziwe”. Doświadczenia wojenne i świadomość szokujących poczynań nazistów tylko wzmocniły tolerancję wobec inności na Wyspach Brytyjskich, choć w późniejszych latach dochodziło jeszcze do ostracyzmu społecznego i musiało minąć jeszcze wiele lat, by dojść do tego poziomu, jaki Wielka Brytania reprezentuje dziś. Przy czym zaznaczam, że wciąż nie dla wszystkich jest różowo, wciąż jeszcze ma miejsce rasizm – ale o tym w ostatniej części cyklu. Szef policji w Cardiff, który jeszcze przed II wojną światową dążył do zakazania uprawiania seksu między partnerami o odmiennym kolorze skóry, zaraz po wojnie zmienił zupełnie punkt widzenia i stawiał społeczność wielokulturową w Tiger Bay w Cardiff za symbol i dobry przykład rasowej tolerancji. Jego prawnukowie są dziś częścią wielorasowej rodziny.

Tymczasem panie i panowie z pierwszych brytyjskich rodzin mieszanych podkreślają z dumą, że zawsze czuły się dumne ze swego mieszanego pochodzenia. Nigdy nie czuły się gorsze, wiele czuło się szczęśliwymi dorastając w świetnie funkcjonujących rodzinach – to jednak nie było w żadnym wypadku doświadczeniem wszystkich. Co ciekawe, dziś osoby o mieszanym pochodzeniu bardzo głośno mówią o swej dumie z posiadania tak bogatego kulturowo tła. I jak pisałam w artykule o tożsamości w społeczeństwie wielokulturowym dla ostatniego numeru Archipelagu, dostępnego do ściągnięcia z tej strony, z dumą mówią o sobie, że są np. British-Pakistani czy African-British, czyli – jak to stwierdził Timothy Garton Ash w wywiadzie dla “Tygodnika Powszechnego” – “Europejczykami z dywizmem”. Ale o tym jeszcze napiszę więcej.

O kolejnych latach rozwoju brytyjskiej społeczności mieszanej rasowo w następnych odcinkach.

Kamila Kunda

Autorka prowadzi blog Chihiro o świecie.

 Dokument bez tytułu