Decyzja władz Zimbabwe o obowiązkowej obniżce i jednoczesnym zamrożeniu cen sprawiła, że w sklepach pojawiły się tłumy kupujących. Ekonomiści ostrzegają – niskie ceny pogrążą kraj w jeszcze większym kryzysie gospodarczym. Kupujący wiedzą tylko jedno – trzeba korzystać z okazji, bo nie wiemy czy jutro ktoś nie zmieni decyzji.
Z sklepów znikają prawie wszystkie towary, których cena spadła o połowę. Wzięciem cieszy się żywność, mydło i szereg innych produktów. Wszystkie one trafiają do koszyka.
Prezydent Zimbabwe, Robert Mugabe, chce w ten sposób powstrzymać galopującą inflację i wzrost cen. O złą sytuację gospodarczą oskarża sektor prywatny, który jego zdaniem podejmuje celowe działania, aby doprowadzić do niepokojów społecznych i obalenia obecnych władz.
Chcąc zapanować nad sytuację wprowadził odgórną kontrolę cen. Tych, którzy będą chcieli ceny podwyższać ukarzą specjalne brygady złożone z członków służby bezpieczeństwa i komisji ds. kontroli cen. Już w poniedziałek aresztowano 190 osób, oskarżanych o spekulację.
Mugabe nie zamierza poprzestać na obniżce cen. Ostrzegł już kapitał prywatny, że znacjonalizuje wszystkie firmy, które będą windowały ceny w górę. Podobny los spotka kopalnie wywożące surowce mineralne poza Zimbabwe.
Miejscowi biznesmeni są pewni, że jeżeli ceny nadal będą tak niskie, nie znajdą pieniędzy na wypłatę dla swoich pracowników, a przy takim tempie zakupów wszystkie sklepy zaczną świecić pustkami.
Mugabe, który rządzi Zimbabwe jest oskarżany o łamanie praw człowieka. Po tym jak rozprawił się z liderami opozycji w marcu br. nikt nie ma wątpliwości, że zrobi wszystko, aby władzę utrzymać. Mugabe zarzuca ugrupowaniom opozycyjnym, a teraz także biznesowi, że współpracują z Wielką Brytanią w celu doprowadzenia do zamachu stanu.
(vakum)