W świecie “białych rycerzy”

afryka.org Kultura Książki W świecie „białych rycerzy”

Ku Klux Klan nie odszedł do lamusa historii. Wciąż żyje, pomimo podziałów i wewnętrznej realizacji jego liderów. Przyjmuje też nowe formy działania, próbując zwerbować nowych członków. To właśnie o tym fragmencie Stanów Zjednoczonych, kojarzonym z białym kapturem i płynącym krzyżem przeczytamy w książce Katarzyny Surmiak-Domańskiej, „Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość”.

Z tej książki dowiemy się tego, czym był i czym jest dziś KKK. Jednak punktem wyjścia jest spotkanie jednego ze stowarzyszeń „białych rycerzy”, które postanowiło zbudować nie tylko organizację, ale też azyl, dla tych, którzy chcą żyć wyłącznie w świecie własnej rasy.

Z tej perspektywy, miasteczko Harrison w stanie Arkansas, na amerykańskim Południu, staje się punktem wyjścia do zrozumienia fenomenu KKK. W kraju, gdzie jeszcze kilka dekad temu za bezkarne uchodziły morderstwa osób o czarnym kolorze skóry, a segregacja zaczęła kruszeć dopiero w latach 60. XX wieku, wciąż istnieje potrzeba określenia tożsamości.

Kim są obecni członkowie i członkinie Klanu? Normalni ludzie, chciałoby się powiedzieć za autorką. Do czasu, aż zaczną przedstawiać swoją wizję świata. Jak ich najlepiej poznać? Przez bezpośrednie spotkanie, do którego przyczynkiem staje się zjazd Partii Rycerzy KKK. Ich życiorysy, poglądy na otaczającą rzeczywistość, poznajemy właśnie w tym jednym z najciekawszych reportaży, wydanym w tym roku przez Wydawnictwo Czarne.

„Kiedy robi się prawie idealnie ciemno, nagle z mroku za nami wyłania się sznur białych postaci w szpiczastych kapturach. Suną wolno, jakby w rytmie słyszalnego tylko dla nich posępnego marszu, bezszelestnie jak twory fantazji. Mijają nas, zmierzając w stronę punktu, gdzie jeszcze przed chwilą majaczył krzyż, same ledwie widoczne, muśnięte tylko smugą światła z pochodni, którą trzyma pierwsza z nich. To Thomas Robb, dawniej nazywany wielkim Magiem, dzisiaj po prostu dyrektor. Podkłada ogień pod krzyż , który błyskawicznie sam zamienia się w gigantyczną pochodnię i rzuca silny snop światła na figury ustawiające się wokół niego w kuklos”.

Powyższy opis dotyczy zdarzeń tam i teraz. Z Ameryki dziś. Dlatego książka Surmiak-Domańskiej odkrywa nam Amerykę, do której poznawania nie zachęcą nas oficjalne turystyczne foldery. Chyba, że zostaniemy zaproszeni na nasz własny wniosek przez Wielebnego Robba z Harrison, który wyraził zgodę na wizytę dziennikarki z Polski.

Paweł

 Dokument bez tytułu